2015-10-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Pamięci Marynarzy i Ułanów w Susku Starym (czytano: 1052 razy)
Lubię małe, kameralne biegi organizowane z daleka od wielkich aglomeracji. Tworzone przez pasjonatów dla takich samych entuzjastów biegania. Dlatego, kiedy szukałem zawodów, które pozwolą mi odetchnąć od przeżyć moskiewskiego maratonu wybrałem Susk Stary koło Ostrołęki, bieg poświęcony ułanom i marynarzom biorącym udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, której decydujące akordy rozegrały się w tych okolicach, na pograniczu Kurpi i Podlasia. Bieg ten miał również pokazać w jakim jestem miejscu dwa tygodnie po niezbyt udanym (ale bardzo wyczerpującym) maratonie w rosyjskiej stolicy i sześć tygodni przed kolejnym maratońskim wyzwaniem.
Trudno o większy kontrast. Kolebka komunizmu i miejsce gdzie zatrzymana została jego ekspansja. Dwunastomilionowe miasto i mała, chociaż mająca długą historię, wieś. Szerokie arterie i wiejskie drogi. Wielonarodowy tłum biegaczy i swoiscy pasjonaci spotykani już na mazowieckich i podlaskich trasach.
Moje doświadczenie z takimi biegami jest bogate. Wydminy, Radziejów, Grójec to miejsca z podobnym do suskiego entuzjazmem organizacyjnym i bogatą otoczką, która czyni te imprezy wyjątkowymi. Najbardziej jednak to święto biegaczy kojarzy mi się półmaratonem hajnowskim, który oprócz fantastycznej trasy poprowadzonej przez środek białowieskiej puszczy oferuje integrację na najwyższym poziomie w familiarnej atmosferze pikniku.
Droga z rodzinnego Otwocka dostarczyła już wyjątkowych przeżyć kiedy dwa metry przed autem przebiegła dorodna sarna. Na miejscu czekał uroczy, stylizowany "Zielony Zakątek", w obszernych stawach pływały białe i czarne łabędzie, a na linii mety, dumni "ułani" dosiadali swoich wierzchowców. Wkrótce wielokolorowy tłum rolkarzy, a chwile po nim biegaczy (około 250 osób), wyruszył wśród rzadkich zabudowań gminy Rzekuń w drogę. W uszach brzmiał im jeszcze utwór "Jak to na wojence ładnie" zagrany na trąbce przez jednego z "wojaków" w strojach "z epoki".
Dość szybko stawka rozciągnęła się po gładkim asfalcie atestowanej trasy biegu. Rozpocząłem z mocnym postanowieniem, że nie będę spoglądał na stoper częściej niż co kilometr i że postaram się biec w zakładanym tempie maratońskim (4:10) lub nieco szybciej.
Jak zwykle początek, kiedy czołówka biegu jest jeszcze dość blisko a neon pilota wyraźnie migocze z oddali, spowodowała, że rozpocząłem szybciej, poniżej 4"/km.
Na trzecim km usłyszałem tętent a następnie ujrzałem "ułana" przemykającego z prawej strony poboczem, wzniecającego niewielkie tumany ubitej ziemi. Kilometr później, rżenie konia i miarowy kłus oznajmił przybycie następnego ze "strażników historii". Niewątpliwie nadawało to biegowi wyjątkowości obok krzyczącego stada ptaków na bezchmurnym niebie i "swoiskich" zapachów dobywających się podwórek z rzadka spotykanych gospodarstw. Tłumów kibiców nie było, bo być nie mogło, czasem ktoś przed płotem pozdrawiał biegaczy, czasem nawoływał swoich faworytów, albo podawał kubeczki z wodą i izotonikiem za półmetkiem trasy. Byli tylko biegacze i natura. Przez większość trasy biegłem sam oddychając czystym powietrzem i ciesząc się ciszą, orientując się na pojedyncze sylwetki znikające w oddali, na zakrętach. Jak na przyjemnym, plenerowym wybieganiu, ale znacznie szybciej. Po półmetku przedni wiatr i mocno operujące słońce dały się we znaki, tempo spadło do około 4:10, ale takie było założenie. Jeszcze ostatni zakręt i długa prosta, wyprzedza mnie finiszujący konkurent. Mijam linię mety w czasie 41:04 (szkoda tych kilku sekund) a spikerka wyczytuje moje nazwisko i napis na koszulce "Mama". Ma to dla mnie specjalne znaczenie !
Po biegu, w uroczym "Zielonym Zakątku" grochówka z obfitą "wkładką", bardzo dużo pysznego, przeróżnego ciasta do wyboru i Żona, szczęśliwa, że tym razem czekała krócej niż prawie cztery godziny, dwa tygodnie wcześniej.
Sympatyczne rozmowy, znajome twarze na mecie i kiełbaski przypalone w ognisku, a także miód i cytryna zmieszane z "czymś jeszcze" w małych kubeczkach. A do tego komplet żeli energetycznych wygranych w losowaniu uczestników (wszystko w towarzystwie "ułanów"). Pełna satysfakcja i żal, że niedziela tak szybko umyka a do domu jeszcze ponad 140 km. Naładowani endorfinami, najedzeni i porwani entuzjazmem imprezy wracamy do siebie. Bardzo możliwe, że jeszcze wrócimy a na pewno będziemy polecać !
Pozdrawiamy Susk Stary i organizatorów z klubu Arco.
W III Biegu Pamięci Marynarzy i Ułanów poległych w 1920 roku" zająłem 25 miejsce z czasem 41:04.
Mój udział w tym biegu i wszystkie w tym czasie dedykuję pamięci mojej MAMY, wiernemu kibicowi mojego biegania.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu arco75 (2015-10-05,17:29): Dziękuję za piękne słowa, fajnie było gościć takich biegaczy, pozdrawiam i zapraszam za rok. Mahor (2015-10-05,18:32): Wyobraźmy sobie tych ludzi ze zdjęcia odzianych w mundury z epoki lat 20-stych i mamy żywy kadr z filmu "Wojna Bolszewicka" Przepadam za takimi zawodami.Trafiają się nam takie rodzynki dzięki pasjonatom ,prawdziwym patriotom.Tak,tak...właśnie tak należy rozumieć współczesny patriotyzm,bez potrzeby wymachiwania szabelką,bez beznadziejnego rozlewu krwi w latach niepokoju.Tacy właśnie organizatorzy pomagają nam zauważyć pozornie rzeczy błahe na to co nasz otacza czyli cudowną przyrodę i strzęp historii...ku pamięci...Brawo! paulo (2015-10-06,08:00): kameralne biegi to prawie jak święta rodzinne. Ja tak miałem zimą zeszłego roku podczas Warta Challenge :) Pozdrawiam
|