|
| Admin Michał Walczewski Toruń WKB META LUBLINIEC MaratonyPolskie.PL TEAM
Ostatnio zalogowany 2024-11-22,08:41
|
|
| Przeczytano: 529/558002 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Quo vadis frekwencjo? | Autor: Michał Walczewski | Data : 2014-06-23 | Czytając opinie naszych czytelników - uczestników piątkowo / sobotniego Biegu Świętojańskiego w Gdyni - przychodzi mi do głowy przysłowie: "Nie wypowiadaj życzenia, bo się spełni" (*). Przez lata marzyliśmy o tym, by w Polsce biegały dziesiątki tysięcy osób, tęsknie spoglądaliśmy na zachód Europy zazdroszcząć tamtejszym biegom frekwencji... No i spełniło się. "Masz babo, coś chciała" (*) - chciałoby się dodać.
Oczami wyobraźni widzieliśmy wspaniałe, wielkie imprezy, w których biegniemy na dystansie maratonu, półmaratonu czy 10 km wraz z pięcioma, a nawet dziesięcioma tysiącami współbiegaczy. W marzeniach taki widok zapierał dech w piersi. Tymczasem...
"Minusy biegu: długie kolejki przed biurem zawodów, zbyt wąskie odcinki trasy dla tak dużej ilości zawodników" - Przemysław Zwoliński, InterRun Kraków.
"Niewiarygodny tłok na starcie (niemożliwe prawie wejście do strefy startowej) i w trakcie pierwszego kilometra" - Zbigniew Zielonka, Bieg Świetojański w Gdyni.
"Przestrzeń Stadionu Olimpijskiego jest ograniczona i 5 tys. zawodników to moim zdaniem trochę za dużo, chyba przydałby się limit na poziomie 4 tys." - Marek, Półmaraton Wrocław.
"Minus za organizację na mecie - tłok, chaos, ciasnota." - Rafał Lebioda, Półmaraton Wrocław.
"Wszystko na plus, nawet pogodę organizatorzy załatwili - tylko ciasno na pierwszych kilometrach..." - Marek, Poznań Półmaraton.
"Trasa szybka jednak było ciasno, według mnie za duża ilość uczestników na taką trasę." - Wojciech Przybylski, Maniacka Dziesiątka.
Wypowiedzi podobnych do powyższych można znaleźć na naszym forum bardzo dużo. To, co miało być wspaniałym przeżyciem i świętem biegania, w rzeczywistości dla wielu uczestników okazuje sie traumą i walką o oddech. Ciasnota w biurach zawodów, w strefach startu, na pierwszych kilometrach, na mecie, w kolejce po posiłek. Walka o skrawek trawnika lub choćby betonu, na którym można byłoby usiąść i odpocząć po biegu.
W teorii bieg zorganizowany na kilka tysięcy biegaczy to podniosła atmosfera, to przyjemność z obcowania z masą innych zawodników o takiej samej pasji jak nasza. To możliwość sprawdzenia się z tysiącami rywali, uczestnictwa w wydarzeniu wielkiej rangi. Praktyka pokazuje jednak, że w większości przypadków to tylko mrzonki - atmosfera owszem, ale przesycona zapachami setek spoconych ciał stłoczonych na małej powierzchni, przepychanki, kuksańce, kolejki. Także o rywalizacji trzeba zapomnieć - bo jak ścigać się z innymi czy walczyć o świetny czas, gdy startuje się osiem minut po czołówce nie widząc nawet swoich rywali, a przez kilka kilometrów wręcz się idzie nie mogąc w tłumie biec?
Czy każdy bieg na wiele tysięcy uczestników musi tak wygladać? Niekoniecznie. Przykładami organizatorów, którzy radzą sobie z tłumami wyśmienicie są choćby organizatorzy Półmaratonu i Maratonu Warszawskiego. Ale trzeba pamiętać o tym, że dysponują oni odpowiednimi możliwościami: zarówno finansowymi jak i logistycznymi. Zaplecze Stadionu Narodowego umożliwia "przemielenie" dziesiątek tysięcy ludzi. Ale nawet tutaj, choć start przeprowadzany jest CZTEREMA pasami jezdni, trwa on kilkanaście minut. Na mecie część z biegaczy narzeka, że od razu trzeba opuścić płytę stadionu... Trzeba, bo na metę wpada w każdej minucie setka kolejnych finiszerów!!!
Czy pojawiajaca się krytyka organizatorów ze strony biegaczy jest uzasadniona? W wielu przypadkach tak, ale pamiętać trzeba, że nie wszędzie jest możliwość logistycznego zrealizowania biegu na pięć czy osiem tysięcy osób. Dla 3-4 tysięcy biegaczy Skwer Kościuszki w Gdyni jest idealny, ale sześciu tysięcy już "nie udźwignie". Można postawić 20 kabin Toy-Toy, ale gdy trzeba ich nagle postawić dwieście by czas "oczekiwania" na wizytę nie był dłuższy niż 10 minut? Przecież nie mogą stać one obok punktów wydających posiłki.
Wiele elementów często można usprawnić, choćby takich jak wydawanie rzeczy z depozytu, pilnowanie stref startowych za pomocą różnokolorowych numerów startowych, czy lepsze rozstawienie wolontariuszy wręczających na mecie medale. Ale "konia z rzędem" temu, kto rozplanuje punkt z wodą na piątym kilometrze biegu dla dziesięciu tysięcy osób. Nawet gdy będzie on miał 500 metrów długości, to i tak generował będzie zamieszanie, korek, i tysiące leżących pod nogami kubeczków przeszkadzających w biegu...
Oczywistym rozwiązaniem tej rosnącej megalomanii jest wprowadzanie limitów miejsc. Często nie jest to jednak tak proste jak się wydaje. Wielokrotnie byłem świadkiem sytuacji, w której takie rozwiązanie spotykało się z krytyką, a często wręcz agresją ze strony nie tylko biegaczy, ale i lokalnych mediów. Na konferencjach prasowych w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, czy podczas spotkań w Gdyni miałem wątpliwą przyjemność obserwować dziennikarzy, którzy w poszukiwaniu sensacji zarzucali organizatorom "uniemożliwianie udziału wszystkim chętnym". W czasach, gdy dziennikarska rzetelność jest tylko wspomnieniem, nie dziwi mnie już gdy pierwsze pytanie na konferencji to "ile kilometrów liczy Państwa jutrzejszy maraton?" a drugie "czemu zamiast promować nasze miasto wprowadzacie limit uczestników?".
Ślepa pogoń za frekwencją powoli odchodzi w przeszłość, przynajmniej w przypadku organizatorów dużych imprez. Oczywiście zawsze będzie grupa rywalizująca o tytuł największego biegu w Polsce, ale i tutaj jesteśmy świadkami "kruczków" zniechęcających coraz skuteczniej do śledzenia takiej rywalizacji. Zliczanie uczestników biegów młodzieżowych, dodawania liczby uczestników biegu charytatywnego z którego nie ma wyników, czy sumowanie wyników kilku imprez jakie odbyły się w ciągu trzech dni to standard.
Walka o frekwencję na potrzeby "mediów" sprowadza się do żonglowania cyframi tak, by robiły one największe wrażenie. Zwykle jest to już tylko medialny bełkot nie mający wiele wspólnego z prawdą - zapisano do trzech biegów 25.000 osób, zapłaciło 18.000, wystartowało 16.000, ukończyło 15.500 a w rzeczywistości było to 12.000 bo część startowała w więcej niż w jednym biegu. Do mediów jednak podaje się sensacyjną liczbę 25 tysięcy. I nikogo nie interesuje prawda, liczbę bez zająknięcia i bez sprawdzenia podają największe stacje telewizyjne - kamera jak się okazuje dodaje nie tylko kilogramów, ale i frekwencji :-)
Musze przyznać, że i ja sam przez wiele lat byłem fascynatem rosnącej liczby uczestników biegów. Wychowany na biegach w latach 90-tych, gdy euforii dostawało się na myśl o zawodach na 800-900 osób, uległem zauroczeniu magią liczb. Powoli jednak ten entuzjazm także we mnie zaczyna wymierać, tym silniej im częściej stoję na starcie biegu ściśnięty jak szprotka w puszcze. Ostatnio na jednym z biegów w Krakowie, nielicznym bo na niecałe 2000 osób, mijając szeroką na sześć metrów linię startu nie byłem w stanie uruchomić stopera w Garminie, bo ze względu na tłok nie dało się podnieść ręki...
Jako z tego morał? Morału w artykule nie będzie, gdyż nie napiszę niczego odkrywczego. Wiadomo, że iść w liczbę kilkunastu tysięcy uczestników mogą tylko Ci organizatorzy, którzy dysponują miejscem na start szerokości stu metrów, autostradami w centrum miasta oraz stadionami na kilkadziesiąt tysięcy osób. Organizacja biegu na 8 tysięcy uczestników, gdy ma się do dyspozycji wąskie uliczki i namiot na Biuro Zawodów, nie może skończyć się szczęśliwie. W popularnym kiedyś samochodzie marki "maluch" zmieścić się ponoć mogło nawet kilkanaście osób. Ale na pewno nie było im wygodnie.
Organizatorom pozostaje życzyć, by władze miast, dziennikarze, sponsorzy i media byli wyrozumiali i zaczęli pozytywnie patrzeć na limity - nie jak na sztuczne ograniczenia, ale na bezwzględną potrzebę wynikającą z możliwości. A nam biegaczom życzę, byśmy startowali w imprezach kameralnych, na tysiąc uczestników - bo małe też może być piękne :-)
[*] Jako, że jestem słaby z przysłów, wykorzystane fragmenty są takie "mniej więcej", możliwe że w oryginale brzmią nieco inaczej. Możliwe także, że podane przysłowia w ogóle nie istnieją :-) |
| | Autor: zyga, 2014-06-29, 18:32 napisał/-a: Każdy z nas ma wolny wybór. Można brać udział w przepychankach ulicznych można tez inaczej. Ja dziś wybrałem Cross na Dziewiczą Górę w Owińskach koło Czerwonaka. Limit 222 osób, ukończyło 187. Trasa po leśnych dróżkach, kapitalna, wręcz rodzinna atmosfera. Zawodnicy startowali co 15 sekund a więc totalny luz. Zakończenie krótkie, sprawne i bez nadęcia. Czego chcieć więcej ? | | | Autor: kryz, 2014-06-29, 20:40 napisał/-a: W zupełności się z Tobą zgadzam.
Problemy w większości stwarzają sami biegacza. W pierwszym szeregu na starcie stają osoby do tego nieupoważnione, które kończą bieg gdzieś na końcu. Jeszcze potem maja pretensję, że przy wyprzedzaniu zaraz na początku, gdzie jest tłok są popychane.
Co do tłoku w biurze zawodów to na jednym z wątków na maratonach polskich czytałem jak to biegacz miał pretensje, że po około 30 minutach od regulaminowego zamknięcia biura nie otrzymał numeru startowego i pakietu.
I jeszcze jedna kwestia to punkty odżywcze na trasie biegów. Wiele osób się tam zatrzymuje i dyskutuje z obsługą, a to że go coś boli, a to że nie trenował itp. Tym samym blokując je bardzo skutecznie.
Wydaje mi się, że można by otworzyć wątek dyskusyjny - kultura biegania. Gdzie moglibyśmy podyskutować i sami wiele się nauczyć. | | | Autor: cezaryk, 2014-06-29, 21:26 napisał/-a: I na pewno się nie spotkamy bo ja jeszcze 10 biegam w 50 minut a nie człapię w ponad godzinę. A ty to na pewno świętoszek i wszystkie kubki do picia bierzesz ze sobą. Zamiast mnie krytykować świętoszku poćwicz na fujarce. | | | Autor: Hung, 2014-06-29, 21:39 napisał/-a: Lepszy świętoszek niż zadufany w swojej głupocie głąb, który może potrafi biegać ale nic poza tym. Forrest Gump również biegał szybko i choć też nie był najwyższej inteligencji, to przynajmniej nie był chamem. Świat byłby szczęsliwy gdybyś próbował mu dorównać. | | | Autor: kryz, 2014-06-29, 21:48 napisał/-a: Wydaje mi się, że można by otworzyć wątek dyskusyjny - kultura biegania. Gdzie moglibyśmy podyskutować i sami wiele się nauczyć. - Tak pisałem parę minut temu.
Czy ostatnie wypowiedzi świadczą dobrze o kulturze biegacz, nie wiem. Każdy może mieć inne zdanie, ale czy od razu trzeba używać takich słów. | | | Autor: cezaryk, 2014-06-29, 21:52 napisał/-a: Słuchaj, zwracaj uwagę na to co piszesz, nie rozmawiałem z tobą więc nie obrażaj mnie. Nie znasz mnie więc nie wiesz co potrafię a czego nie. To że nie potrafisz biegać albo że twoja kondycja jest na etapie człapania nie oznacza że masz prawo mnie obrażać. Żegnam ozięble. | | | Autor: Hung, 2014-06-29, 23:19 napisał/-a: To jest otwarte forum i nie ma znaczenia czy ze mną rozmawiałeś. Widzę nieładne zachowanie z twojej strony i reaguję po to, żebyś nie myślał, iż możesz obrażać innych bezkarnie. Poczułeś się urażony?, to znaczy, że może coś z ciebie jeszcze będzie, bo nigdzie nie odniosłem się do ciebie bezpośrednio. | | | Autor: PrazmowskiMateusz, 2014-06-30, 16:38 napisał/-a: Rzeczywiscie 50min na 10km to jest wielki wyczyn... | | | Autor: kiził, 2014-06-30, 18:52 napisał/-a: ;-) O tak bystrzak z niego ;-) 5min./km. prawdziwy pędziwiatr!! | | | Autor: R. de Hils, 2014-06-30, 18:59 napisał/-a: A ja zawsze staram się pozbyć kubka w taki sposób, żeby jak najmniej utrudniło to życie innym. Fakt, czasem po prostu odrzucam go na bok, w jakieś większe skupisko kubków, ale jeśli tylko jest okazja, to wyrzucam go do kosza na śmieci, albo worka trzymanego przez kogoś z obsługi biegu.
I obiecuję sobie, że gdy będę w Twoim wieku to będę biegał te 10 km poniżej 50 min. A Tobie obiecuję, że nie będę się wtedy z Ciebie śmiał. | |
|
| |
|