2023-04-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Dębno 16.04.2023 r. (czytano: 654 razy)
Mój kolejny maraton w Dębnie mam za sobą. Na bieg pojechałem pociągiem do Kostrzyna nad Odrą. Tam spotkałem Gienia, zawodnika, który tak jak ja w zeszłym roku zdobył Orła biegowego. Aby zdobyć taki medal, trzeba ukończyć trzy biegi: Maraton Dębno, Półmaraton Słowaka w Grodzisku Wielkopolskim i bieg po plaży w Jarosławcu na dystansie 15 km. W tym roku obaj mamy plany, aby po raz drugi zdobyć takiego Orła, dlatego też - nie mogło nas zabraknąć tu w Dębnie. W zeszłym roku tylko 107 osób zdobyło Orła biegowego. Ile osób będzie w tym roku? Dębno liczy się też do Korony Maratonów Polskich, więc jest okazja zdobyć taki medal po raz piąty. Z Kostrzyna pojechaliśmy podstawionym przez organizatora biegu autokarem. W Biurze Zawodów odebraliśmy numery startowe – w zestawie startowym było też piwo z limitowanej serii specjalnie przygotowane na maraton w Dębnie. Zrobiliśmy kilka fotek, kupiliśmy kilka drobiazgów i na nocleg. Po perturbacjach udało się załatwić spanie tam gdzie zawsze nocuję, które jest blisko mety. Od przyjazdu do Dębna cały czas padało, więc trzeba było uwzględnić taką pogodę podczas biegu. Rano też trochę padało. Szybko śniadanie, kawa i herbata i można szykować się na start. Ostatecznie zdecydowałem się na długie spodnie biegowe, koszulkę na krótko i cienką wiatrówkę. Pamiętam bieg w Dębnie z zeszłego roku, kiedy na trasie oprócz deszczu i wiatru kilka razy spadł drobny grad. Start w tym roku był w innym miejscu niż w poprzednich latach i trasa była inaczej poprowadzona. Dystans był ten sam. Zdecydowaliśmy z Gieniem, że zaczniemy bieg przed grupą prowadzoną na 4:15. Dwa tygodnie wcześniej w Bratysławie zrobiłem wynik 4:29, więc zależało mi, aby ten wynik poprawić. W Dębnie jest limit 5 godzin, a pierwszy autobus do Kostrzyna na pociąg jest o 15:15.
Początek to taka rozgrzewka, bo jest ciasno i trzeba uważać na odcinkach gdzie jest kostka brukowa. O dziwo przed startem przestało padać, więc jest dobrze, ale całe niebo jest zachmurzone. Na drugim kilometrze dochodzi grupą z godz.4:15. Trzymamy się w tej grupie w środku. Łatwiej biec, bo tempo jest ok. 6 min/km. Nie trzeba sprawdzać tempa tylko biec. W biegu tym wystartowali zawodnicy na dystansie maratoński, na 10 km., oraz wystartowały sztafety. Początek to jedna pętla w mieście, a nie dwie jak w poprzednich biegach. Trasa prowadzi przez metę. Dostrzegam Jerzego Skarżyńskiego, który robi zdjęcia. Podbiegami i się serdecznie witamy. W sobotę nie było Jerzego ale dziś tak jak rok temu jest na biegu. Mijam metę i gdzieś na 4,5 km., widzę Panią Wandę Panfil, która wskazuje zawodnikom na 10 km. gdzie mają skręcać, a maratończycy biegną na wprost. Serdecznie witam się z panią Wandą, która jest powszechnie znana biegaczom. Podobnie w zeszłym roku także witałem się z Panią Wandą. Teraz wybiegamy za miasto na pierwszą pętlę. Pojawia się punkt z wodą. Na każdym punkcie piję jeden kubeczek z wodą. Dalej trzymam się grupy, choć wiem, że to jest tempo trochę za szybkie jak dla mnie. Mamy w grupie dwóch prowadzących. Jest też okazja chwilę porozmawiać. Staram się nie rozmawiać w czasie biegu, ale tu w grupie nie da się nic nie mówić. Na 10 km , Gienio zostaje w tyle. To za szybkie tempo dla niego. Jest starszy niż ja - grupa 70 +, więc jest to zrozumiałe. W połowie dużej pętli jest podbieg, więc tempo nieco spadło. Droga prowadzi przez las, który o tej porze zaczyna się zielenić. Wiosna, wiec też słychać śpiew ptaków. Jest miło. Ostatni zakręt dużej pętli i prosta do Dębna. Ten odcinek się nieco dłuży. Dobiegamy do miasta, jest 19 km., a ja czuję że mój organizm daje znaki aby zwolnić. Mówię prowadzącym na 4:15, że po połówce zwolnię nieco i zostawię grupę. Lepiej dobiec własnym tempem, niż zajechać się i końcówkę robić marszem. Słyszę słowa dodające mi energii i żebym spróbował jeszcze jakiś czas wytrzymać W Dębnie robimy małą pętlę i znowu w kierunku mety i na drugą pętlę. Znowu widzę kibicującą nam Panią Wandę Panfil . Serdecznie się znowu witamy, dostaję dodatkowej energii i dalej biegnę z grupą. Czas na 10 i 20 kilometrze zgadza się z założeniami aby pokonywać te odcinki w godzinę. Za 20 kilometrem zaczyna pojawiać się mały deszcz, taka mżawka. Nie przeszkadza nam ta mżawka, która kończy się po kilku kilometrach i przestaje całkowicie padać. Połówka za nami, a ja biegnę dalej z grupą, która z każdym kilometrem zmniejsza się. Staram się dalej trzymać grupy jak najdłużej. Już wiem, że w przypadku zwolnienia tempa, to jest duża szansa na poprawienie czasu z Bratysławy. Przy 25 kilometrze biorę kostkę cukru. Liczę dystans do końca. To jeszcze 17 km. Znowu zakręt w lewo i podbieg w górę. Zwalniam, ale na wypłaszczeniu dochodzę do prowadzących. Biegnę z butelką w ręku i popijam wodę kiedy czuję pragnienie, a do punktu z wodą jest daleko. Na 28 kilometrze muszę się zatrzymać pod drzewem, no nie ma tojek. Kiedy wracam na trasę - grupa odskoczyła mi na 50 m. Próbuję dojść grupę, ale nie bardzo mogę biec szybciej niż oni. Ściągam kurtkę, zwijam ją i obwiązuję ją w pasie. Po kilometrze wiem, że ich już nie dojdę, ale mogę biec ich tempem. Ostatni zakręt dużej pętli - 30 kilometr. Na zegarku jeszcze nie ma trzeciej godziny biegu. A więc jest lekko przed czasem. Grupa oddala się, a ja biegnę swoim tempem, które odrobinę spadło. Na 33 kilometrze biorę jeden żel, a na 36 drugi. To mnie wzmocniło. W Dębnie ostatnie 7 kilometrów biegnie się dwie pętle. Przez pewien czas na tej samej trasie są zawodnicy którzy mają różny dystans w nogach. Porównuję swój dystans z zegarka na oznaczenie na trasie. Biegnę do mety. Tuż przed metą zobaczyłem, że część zawodników nie finiszuje, tylko biegnie lewą stroną i skręca w lewo. Biegnę za nimi. Wiem, że to moje ostatnie 4 km. Trasa łączy się z zawodnikami, którzy dopiero są na przedostatniej małej pętli. Wiele osób idzie, nie mają siły biec dalej. Jest sporo czasu do zamknięcia limitu. Dobiegam do Gienia, chwilę rozmawiamy i mijam go. Liczę każdy zakręt, punkt z wodą i ostatni zakręt w lewo za torami. Trzymam tempo ok.6:20 min/km. Meta jest coraz bliżej. Słychać z daleka głos spikera. Końcówkę przyspieszam. Mijam kilka osób i jest upragniona meta. Zatrzymuję zegarek. Jest 4:17:26, a więc ponad 12 minut lepiej niż 2 tygodnie temu w Bratysławie. Jest progres. Teraz szybko umyć się, przebrać się w suche rzeczy I można wrócić na jedzenie i piwo. Zostało 12 minut do odjazdu autobusu. Po drodze spotykam Gienia i razem dobijamy do autokaru na minutę przed odjazdem. Udało nam się zdążyć na pociąg. Za tydzień Kraków. Kolejny maraton do Korony MP. Bieg ukończyło 878 osób, 10 km., ukończyło 78 osób i 11 sztafet. Był to mój 109M lub 116 M+U.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |