2016-05-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jerzyk jest Big... (czytano: 1947 razy)
Po raz kolejny wspólnie z Jerzykiem opracowaliśmy i wprowadziliśmy w życie koncepcję zmierzenia się z dystansem tym razem 10km w Biegu Papiernika w Kwidzynie. Nasze obawy dotyczyły nie tyle samego dystansu bo to przysłowiowy „Pikuś” dla naszej ekipy, ale tłoku który będzie towarzyszył nam na pierwszych kilometrach pokonywanej trasy, Cel był jednak jasny spróbować przebiec trasę poniżej 40 minut .Jak się później okazało nie były to jedyne perypetie które próbowały osłabić morale naszego teamu. Humory dopisywały chociaż podróż do Kwidzynia odbyła się z małą korektą „nawigacji osobistej”, która lekko wyprowadziła nas w nieznane tereny. Ostatecznie jednak dojechaliśmy do celu gdzie bez problemów odebraliśmy numery startowe no i korzystając ze zbiórki przekazaliśmy ponad 70 kg makulatury w zamian za papier do drukarek. Na zatłoczonym tymczasowym parkingu położonym w pobliskim parczku rozłożyliśmy kocyk i powoli przygotowywaliśmy się do biegu. Jerzyk otrzymał nowego pampersa i zapakował w ramach konsumpcji słoik przetartego jabłka. No niestety z tatą był problem! W ferworze pośpiechu zapomniał wziąć ze sobą spodenek biegowych. Jak temu zaradzić? Padały wówczas propozycje rzucone przez przyjaciół którzy wykonali rewię mody krótkich spodenek ale raczej w rozmiarze XXXL leciutko za wielkich ! Pomyślałem że ostatecznie pobiegnę w zwykłych slipach tych co mam na sobie bo nie mogę zawieść Jerzyka!
Przyglądając się litościwie tej sytuacji Aśka poświęciła wówczas swoje kompresyjne gatki damskie abym przysłonił to co mogło się wydostać na świeże powietrze podczas biegu.
Miałem jednak wrażenie że te majtki stały się wówczas rodzajem haka w Jej odczuciach na to że gdyby jej nie wyszło to ja będę winien ……
Wcisnąłem na tyłek te jej czarne gatki i mimo że były to damskie S-ki z Lidla pasowały bez lipy na mój chudy tyłek. Ulgaaaa.
Ze stoickim spokojem poszliśmy w kierunku bieżni biegowej gdzie miał się odbyć start. Tłumy biegaczy i panujący wokół zgiełk potwierdził nasze obawy . Będzie ciężko przebić się z wózkiem do przodu . Krótka rozgrzewka po tartanie i kluczenie pomiędzy biegaczami oswoiło nas z sytuacją która się zbliżała. Krótka rozmowa przed startem z Jerzykiem i przyjęta taktyka pokonywania pierwszych kilometrów po linii szerokiego łuku.
Pozycję startową przejęliśmy ok 70 metrów od linii startowej. Osłonięci stalową barierką z jednej strony otoczeni tłumem biegaczy z drugiej oczekiwaliśmy z niecierpliwością na start.
Strzał z armaty ruszyło…
Strategia po zewnętrznej linii stadionu była właściwa. Większość biegaczy z czołówki nie lubi nadkładać dystansu a dla nas to przestrzeń która jest zbawieniem.
Uważnie reaguję na to co dzieje się przed nami i z wyczuciem przeskakuję w wolne luki które pojawiają się w tej masie poruszających się ludzi. Przyspieszam tam gdzie jest to możliwe i co rusz zmieniam kierunek poruszania się pojazdu. Czasami uruchamiam trąbkę informując o tym że pojawiamy się z boku. Pierwszy kilometr prowadził pod górkę więc dość szybko tłum robi się rzadszy.
Podkręcamy tempo i zaczynamy z rajd .
Mijamy kolejne grupki zawodników i zabawnie trąbimy już na naszych znajomych którzy pojawiają się w naszym pobliżu. Jerzyk wysyła co pewien czas komentarze co wprowadza w osłupienie większość biegaczy.
Na półmetku głośniki ryczą rytmiczną muzykę z lat 80-tych która dodaje nam animuszu .Spoglądamy na zegar 19:52 więc drugą część trzeba podkręcić.
Zaciskamy zęby i gnamy do przodu. Na 7 kilometrze mały podbieg i jest drobny kryzys. Kilku ambitnych biegaczy wykorzystuje tę sytuację i przeskakuje przed nasz dyliżans. Nie sprzedajemy jednak tanio skóry i kontratakujemy. Wracamy do założonego tempa i znów wyprzedzamy .
Na 8 km jest kolejny problem! Rozstawiona tutaj kurtyna wodna skutecznie zalewa nasz zestaw.
Jerzyk jak poparzony krzyczy w niebogłosy! Na bezdechu uspakajam go krzycząc , że to minie … , już tak blisko ….bądź twardzielem. Uspokaja się …
Uskrzydleni krzykiem kibiców 9 kilometr mija bardzo szybko.
Wyrwane z kontekstu komentarze kibiców utwierdzają nas w przekonaniu że plan powinien zostać osiągnięty.
Ostatni kilometr idzie z górki. Tutaj każdy się spieszy i wyciąga nogi aby urwać jeszcze co nieco.
Wpadamy na boisko. Doskakujemy do bramy na zegarze 39:05
Wygraliśmy ! Jerzyk Udało się! Wyciągam Go z wózka unoszę nad głową . Wolontariuszka zawiesza medal na jego szyi.
Znów ze mną wygrał .....
Oficjalny czas netto 38:52 Team Biegający Jerz
Ps Aśka zrobiła życiówkę więc nie była zła za majty
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora ronan51 (2016-05-23,20:41): pomijając fakt że łykneliście mnie ok pierwszego kilometra, to zdaje się wiem czemu tak gnaliście do przodu bo te gacie od Aśki były za ciasne i chciałeś jak najszybciej się ich pozbyć?ha ha ha PS. fakt faktem gnaliście tak szybko że nawet kurzawy nei było a wielu szczena opadała z zazdrości?ha ha ha papaja (2016-05-24,12:04): Z tym XXXL to przegiąłeś...
|