2015-06-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Leiden (czytano: 2085 razy)
Są rzeczy które nie powinny mieć miejsca, są biegi które mimo dużego rozmachu tak naprawdę szybko idą w zapomnienie. Mnie mimo że był to jeden z najsłabszych występów to start w holenderskiej miejscowości utkwi na dobre w pamięci. Leiden jest miastem partnerskim Torunia, dlatego też od kilkunastu lat co roku jest wysyłana delegacja biegacza z miasta Grodu Kopernika.
W tym roku przypadała 25 edycja biegu, w historii maratonu ośmiokrotnie wygrywali Polacy:
1993 Jarosław Lewandowski 2:24:16
1994 Jarosław Lewandowski 2:24:00
1995 Jarosław Lewandowski 2:20:14
1996 Jarosław Lewandowski 2:22:03
1998 Karina Szymańska 2:39:00*
2000 Karina Szymańska 2:41:32
2003 Tomasz Chawawko 2:35:53
2004 Krzysztof Bartkiewicz 2:31:02
2008 Krzysztof Bartkiewicz 2:31:47
Po dziś dzień wynik Kariny Szymańskiej jest rekordem trasy.
Wyjechaliśmy w ośmioosobowym składzie, pierwotnie zakładałem przeczłapać tylko dyszkę z racji iż od października zmagam się z przewlekłą kontuzją i mimo że odwiedziłem już ośmiu fizjoterapeutów (m.in. Marszałem w Poznaniu czy Fizjoperfekt w Warszawie) wydając łącznie już ponad 3.5 tysiąca na leczenie to nikt jak dotąd nie pomógł mi na tyle bym mógł powrócić do treningów.
Mam już swój wiek i o wiele gorzej znoszę bieganie "z marszu" Po maratonie w Grecji ponad miesiąc czułem ścięgna, jest to skutek kiedy to bez przygotowania startuję w zawodach i o ile kiedyś byłem nie do zdarcia, to obecnie organizm jakby się zbuntował. Być może jest to efekt iż nieco przekwalifikowałem się na nieco inną dyscyplinę, nabrałem lekkiej masy i obecnie jest mi nieco trudniej pokonywać kilometry. Niemniej się nie poddaję, w swoim biegowym CV już miałem krótsze bądź dłuższe przerwy. Nawet kończyłem ze sportem by ponownie wrócić z mocnym uderzeniem...
Z naszej grupy wszyscy postanowili biegać półmaraton, z tego też tytułu nie wypadało zrobić inaczej jak również podjąć taką decyzje o dystansie. Wpisowe na półmaraton wynosiło 27 euro, udało się wynegocjować dla całej grupy zniżkę i ostatecznie wyszło nam po 15 euro. W pakiecie był sam numer startowy, koszulka techniczna była już dodatkowo płatna. Tylko w Polsce jesteśmy tak rozpieszczani gdzie dużo osób przelicza organizacje na pakiety startowe...
Targi expo bardzo skromne, mimo to udało mi się zakupić dwie ciekawe kurtki Adidas i Craft, modele które nigdy nie trafią na nasz rynek. Łącznie cena katalogowa ich wynosiła 230 euro, po zniżce miałem do zapłaty tylko 70 euro. Płacąc 100 euro jak łatwo wyliczyć powinienem dostać 30 reszty, nie zwróciłem uwagi na banknoty i od ręki pożyczyłem je koledze. Jakieś było moje zdziwienie kiedy to przy próbie transakcji za inny towar nimi doszło do zamieszania, kiedy to jedna z dyszek okazała się fałszywa, kobieta chciała wezwać policje. Okazało się że była to marnej kopii dyszka zeskanowana, gdzie pod wpływem spoconej kurtki zaczęła puszczać farbę. Nie miałem wyjścia jak wziąć to na swoje barki i nie puszczać w dalszy obieg tego banknotu i zwyczajnie go podrzeć. Podobno odkąd Rumunia i Bułgaria jest w Unii to trzeba mocno uważać. Nie spodziewałem się jednak takiej scenerii w Holandii.
W Leiden mieszkaliśmy u rodzin które to okazali swoja wyjątkową gościnność, proszę sobie wyobrazić że zupełnie obcy ludzie oddali nam swoje całe mieszkanie gdzie mieszkaliśmy w pięć osób, a sami się gdzieś na okres naszego pobytu wynieśli. W spadku powierzyli nam swojego kota żebyśmy go tylko sowicie nakarmili:)
Na zapytanie z czego słynie ta miejscowość, to zdecydowanie sery. Tak jak Toruń z pierników, to Leiden ma najlepsze sery na świecie, są wart każdej ceny:)
Wracając do półmaratonu. Biegając całkowicie dla zdrowia, 1-2 razy w tygodniu od 5-7km mocno się bałem dystansu nawet półmaratonu. Wiedziałem że nie mogę biec na czas, a co najwyżej na samopoczucie. Start w półmaratonu miał swoje strefy startowe, z miejsca zakwaterowania mieliśmy ok 15 minut pieszo. Nawet nie robiłem żadnego rozbiegania a co najwyżej poświęciłem większa uwagę na rozciąganie. Po rozgrzewce ustawiwszy się w odpowiedniej strefie startowej oczekiwałem na start. Osamotniony w swojej postanowieniach po sygnale startera przeciskałem się swobodnie do linii startu i tu nowość.: Mimo że byłe strefy startowe, to każda z nich była odgrodzona dwumetrową bramą która o ponad połowę zwężała jezdnie i tym samym opóźniała start pozostałym, w efekcie ci z dalszych stref mieli nawet 15 minut różnicy pomiędzy czasem brutto a netto. Ja biegłem swoje, czysto dla przyjemności w efekcie mogłem cieszyć się widokami i po raz pierwszy odkąd tu startuje zwiedzać na biegowo Leiden, (wcześniej biegając dla wyniku nie było mi to dane). Mimo że zdawać by się mogło że biegłem spokojnie, to i tak w którymś momencie moje ścięgna odmawiały posłuszeństwa, kontuzje czułem przez pierwsze 4km, później prawdopodobnie wydzielanie edorfin spowodowało że bólu nie czułem, nie zmienia to faktu że ze względu na swój stan zdrowia musiałem uważać. Słońce tego dnia mocno dawało o sobie znać. Były tutaj jednocześnie mistrzostwa Holandii w półmaratonie. W efekcie były dwie odrębne klasyfikacji i zawodnicy nie biorące udziały w mistrzostwach, były klasyfikowane w open w półmaratonie, dzięki czemu zwycięzca z czasem 1:16 mógł liczyć na wygranie aż 500 euro:). Ja bieg ukończyłem z wynikiem ok 1:33 i z racji ostatnich dolegliwości rezultat uważam za przyzwoity.
Przygód niestety był ciąg dalszy. Wracając do miejsca zakwaterowania musieliśmy przecisnąć się jakoś przez miasto którędy przebiegała trasa biegu. Idąc w trójkę zobaczyliśmy że na trasie biegu, na ostatnim mostku prowadzącym do mety skąd zostało może 400-500metrów zobaczyliśmy że leży jeden z uczestników. W pierwszej chwili nie skojarzyłem że osoba ta jest mi bardzo znana, gdyby nie logo z orzełkiem na piersi to bym nie powiedział że to Polak.. Zawodnik mocno majaczył, dusił się i tracił świadomość. Może po 5 czy nawet 10 minutach rozpoznałem w nim Wiktora, ten sam z którym przyjechaliśmy i mieszka wraz z nami.... Ktoś wzywa medyków - ci się nie pojawiają, ja mając przy sobie komórkę wykonuję 3 różne telefony -njak dotąd bezkutecznie. W międzyczasie staraliśmy się pomóc na ile mieliśmy w tym zakresie wiedze i zdolność szybkiego reagowania w danym momencie. Po jakimś czasie oddzwania do mnie Rej z którym się już wcześniej zdążyłem pożegnać, osoba na stałe zameldowana w Leiden, mający żonę Polkę, prowadzą razem biuro tłumaczeń dzięki czemu mieliśmy bardzo dobry kontakt i znamy się od kilku lat. Nie wiedząc na ile sprawa jest poważna, modliłem się abyśmy wrócili w komplecie do Polski. Dopiero interwencja Reja zaowocowała iż pogotowie ruszyło ze szpitala, a jak się potem okazało ratownicy na maratonie mieli tyle pracy że nie nadążali z ratowaniem osób. Pogotowie ostatecznie dotarło po ok 20-25 minutach. Wiktor po 19km stracił w ogóle świadomość, nic od tego momentu nie pamięta. Pogotowie odstawiło go na metę gdzie był utworzony wielki szpital polowy. Na mecie podali mu kroplówkę, musieliśmy po niego pójść, bo sam nie był w stanie o własnych siłach do nas dotrzeć. Jeszcze tego samego dnia wszyscy w komplecie ruszyliśmy do kraju
Wielkie potępienie należy się dla jednego z naszych współtowarzyszy, który widział leżącego Wiktora, dla niego jednak był ważniejszy wynik na mecie, niż udzielenie pomocy koledze i powiadomienie służb medycznych na mecie. Dosłownie brak mi słów jak można nie mieć w sobie instynktu udzielania pomocy, czy czas na mecie jest tak istotny?!!!!
Nawet w pokoju owy towarzysz nie zapytał się jak się czuje Wiktor, lecz pierwsze pytanie było kiedy będą wyniki?!!!!!
Zwykle w swoich relacjach podaję wyniki wszystkich uczestników, tym razem tego nie robię uświadamiając co niektórym że nie wynik jest tu najważniejszy....
Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, szanujesz mój czas i lubisz inne artykuły czy newsy mojego autorstwa to proszę o głos na dziennikarza biegowego roku, nie będę miał żalu jak zagłosujesz na innego. Niech będzie ocena fair play i niech otrzyma najwięcej głosów waszym zdaniem najlepszy.
Link do głosowania powyżej
lub wyślij tekst o treści: MEDIA<13>uzasadnienie na nr 70068(koszt 62 grosze)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |