2013-12-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Konie Mechaniczne (czytano: 11428 razy)
Analizując listę zwycięzców zimowego maratonu w holenderskim Apeldoorn wg nazwisk nietrudno zauważyć, że czterech zawodników triumfowało 2-krotnie, jeden 3-krotnie, a Czech Novak aż 4-krotnie. Jednak tylko jedno nazwisko pojawia się 3-krotnie rok, po roku i nie należy do żadnego z dwóch wspomnianych multi zwycięzców. Panfil wygrywał w latach 2004-2006, z tą drobną różnicą, że w 2006 wygrywałem ja, a 2 wcześniejsze edycje moja starsza acz szybsza wersja – mój brat Marcin.
Marcin zjechał z taśmy produkcyjnej 8 lat wcześniej. Nie wiedzieć czemu rodzice wyposażyli go w mocniejszy silnik. Karoseria nie różniła się niczym szczególnym, wiadomo jako młodszy model otrzymałem od producentów face-lifting. Gabarytowo nie różniliśmy się prawie wcale 180/62 Młody, 181/63 Stary. Wyjeżdżając czasem z lakierni w tych samych barwach, z przyciemnionymi reflektorami nawet właściciele fabryki nie mogli nas z kilkudziesięciu metrów poznać. Jako słaby diesel robiłem co mogłem, ale różnic w poziomie mocy nie dało się przeskoczyć. Stary jeździł na najbardziej prestiżowe rajdy w kraju plasując się wielokrotnie w ścisłej czołówce. Porównania były oczywiste. I wówczas i teraz z perspektywy czasu wiem, że kompleksu Starego nie miałem. Racjonalistą byłem tylko w sporcie i od początku wiedziałem, że słaby silnik nie pozwoli mi na szybkie pokonywanie trasy.
Ostatnio podczas rozmowy w schronisku „Samotnia” Piotrek Bętkowski powiedział – „mój rekord życiowy jest moim rekordem świata”. Podpisuję się pod tym… kołami. Stary miał wieczny niedosyt, uważał że stać go na więcej i ja uważam, że stać go było. Inne auta nie wierzyły że jeździ na najzwyklejszym, domowym paliwie i pokonuje np. 5km w 14:10. Uważam, że powinien tankować bogatszą, dozwoloną oczywiście mieszankę. Nasze wspólne wyścigi wspominam z łezką płynu do spryskiwaczy w reflektorze. W czasach mojego motoryzacyjnego okrzepnięcia dokładał mi z reguły około półtorej do 2 minut na 10km. Był jeden taki łódzki rajd, w sylwestra 2003 roku kiedy zderzak w zderzak pędziliśmy niemal do samej mety. Oczywiście dostałem lanie, ale różnica wynosiła coś około 10-15 sekund. Wspaniałe były również rajdy słabiej obsadzone. Wówczas to puszczaliśmy przodem inny samochód i siedzieliśmy mu na kole. Stary mrugał mi wtedy awaryjnymi, np. na 2km przed metą i uciekaliśmy dotychczasowemu liderowi. Ale… zwycięzca jest tylko jeden. Padał sakramentalny tekst – „z 500-tki ruszamy…”. Z pulsującym w baku paliwem czekałem ostatniego pół kilometra. Redukcja! Pedał w podłogę i… Stary mijał mnie jak 20-letniego poloneza caro w gazie. Nie mam mu tego za złe, było pięknie!
Na najdłuższej olimpijskiej trasie Stary zaczął jeździć jako 31-latek. W swoim drugim 42-kilometrowym rajdzie we wspomnianym Apeldoorn odniósł zwycięstwo. Sprawił mi tym dużo radości. Mało tego, rok później wyczyn powtórzył. Do trzeciego występu przygotowywaliśmy się już razem. 25 lat po zjechaniu z taśmy, 4miesiące po moim udanym debiucie na warszawskiej, 42-kilometrowej trasie wybór padł na Apeldoorn. Z tytułu dzielącej nas blisko 200-kilometrowej odległości nie mieliśmy niestety możliwości wspólnego jeżdżenia. Ale były święta. Jakim Stary był modelem świadczy jego dojście do stanu używalności po poważnej awarii, której nabawił się w listopadzie. W połowie grudnia z raportów korespondencyjnych wynikało, że jestem poziom wyżej. Ale dokładnie w Wigilię 2005 roku jeździliśmy już wspólnie. Nie zapomnę tej trasy, omal nie zatarłem silnika. Stary popsuł się jednak na jakieś 3 tygodnie przed maratonem. Pojechałem sam.
Jako niedoświadczony egzemplarz, bałem się reakcji silnika po 35 kilometrze. Początkowo jechałem asekuracyjnie. Po 23km mijając Jarka Janickiego zostałem liderem. Silnik zaczął prychać na 27km. Moc przerywana trwała przez około 4km, ale na 31-32 wszystko wróciło do normy. Pędziłem do mety pracując równo i niekoniecznie cicho. Po 2 godzinach 28 minutach i 25 sekundach nie wierząc w to co się dzieje przeciąłem taśmę. Zwycięstwo smakowało podwójnie. Triumf sam w sobie był piękny, ale poczucie dobrze wykonanego zastępstwa jest do dziś dla mnie czymś magicznym.
Do Apeldoorn wracałem jeszcze 4-krontnie, za każdym razem wybierając dystans krótszy – 27.5km, w 2008 roku nawet wygrałem. Ale 4 luty 2006 roku zostanie na zawsze najważniejszą, rajdową datą.
Za 2 miesiące zamierzam wrócić po 4 latach do Apeldoorn i po 8 latach do samego maratonu tamże. Dziś ze Starym widujemy się prawie codziennie, dzielą nas 3km. Szkoda tylko, że Stary stoi już w motoryzacyjnym muzeum... Zabawna rzecz, w Wigilię treść naszych wzajemnych życzeń pozostała ta sama:
- 2:15
- 2:20
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mamusiajakubaijasia (2013-12-04,13:40): Fajny wpis:) Jak zawsze! mamusiajakubaijasia (2013-12-04,13:41): A, i jeszcze jedno! Tekst Benka o rekordzie życiowym jest genialny! Tak po prostu. Marysieńka (2013-12-04,17:48): Życzę spełnienia Wigilijnych życzeń....Odnośnie wspomnianego przez Ciebie maratonu...nie tylko Polacy zwyciężali...Polki również....nie omieszkam się pochwalić, że wygrałam w Apeldoorn w 1989, 1990, 1996 i 1997 roku.. Jeżeli zdrowie dopisze i w 2014 mam zamiar tam wystartować... :) DYMEK (2013-12-05,13:03): Łukasz, pamiętasz Sylwestrowy Rajd w Łodzi 2004? Pędziłem wtedy pomiędzy zderzakami starego i nowego modelu. Jeden Panfil z przodu, drugi z tyłu - to był bieg prze duże "B". GrandF (2013-12-05,14:09): Działo się Sebastian, jakbym mógł zapomnieć, szaro na dworze, a w lesie ciemno i iskry spod kolców :) A lista kobiet w Apeldoorn bardzo monotematycna - 4x Marysia, 8x Czeszka Kaminkova. piTTero (2013-12-05,16:25): ciekawa historia:) porównanie do aut umiliło czytanie, a na zdjęciach jesteście nie do odróżnienia:P waldek1975 (2013-12-06,14:06): super wpis:) tachomax (2014-10-24,03:35): Super porownanie.
Pamietam "starego" jak jeszcze jezdzilismy w kadrze (prowadzil trener M. Wojcik) i na LZS . Widze dba o siebie :) ja to juz jakies 20/30 kilo "rdzy" na sobie :) ale od jakiegos czasu zaczynam sie "odrestaurowywac" i pobieglem maraton w 3:10 :) nic wielkiego ale cieszy :) Pozdrowienia
|