2013-10-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| POZnań Maraton-ŚWIĘTO BIEGANIA. (czytano: 3864 razy)
O maratonie w POZnaniu myślałem juz sporo wcześniej ,jednak droga do POZnania nie była zbyt łatwa.Najpierw załatwienie urlopu,później wybór drogi i spędzenia dnia przed maratonem. Kusiło mnie spore urozmaicenie i zaangażowanie organizatorów w celu przekazania wiedzy i zorganizowanie bezpłatnych badań lekarskich itp. .Bardzo chciałem skorzystać z tej oferty,jednak mój wyjazd z Nasielska przebiegał przez Pasłęk.
Uznałem ,że "Bieg pod Bursztynową Komnatę" w Pasłęku,będzie punktem przygotowawczym przed maratonem w POZnaniu. Zapowiadana 8 kilometrowa trasa miała być tylko rozgrzewką.Od przyjaciela kolegi dowiedzieliśmy sie ,że w punkcie kulminacyjnym biegu trzeba wspinać sie po linie (x 2 okrążenia),były przeszkody,wzniesienia,bieg zakończony na miękkich nogach.Ku radości organizatora przedłużony do 9,5 km(w następnym roku bedzie 10 km).Po biegu czułem sie niemal jak po warszawskiej Falenicy...-wypompowany.Moje marzenie o życiówce w POZnaniu zaczęło przygasać-jednak po samym biegu nie żałowalem wyboru.
Później potwierdziło to losowanie nagród wsród uczestników (mi trafiła sie wygrana w postaci koszulki),zaangażowanie Burmistrza,który zjadł razem z uczestnikami niedosoloną zupę.
Po losowaniu nagród (w moim mniemaniu nagrodzono około 30 na 109 uczestników)które,zakończyło sie po 16.00 ,od razu wyruszyliśmy w drogę do POZnania.W Pasłęku czekała na nas kobieta,która miała być przetransportowana do POZnania (okolice Murowanej Gośliny).Po kilku zakrętach kobieta pośpiesznie zapięła pasy-czas był ograniczony,musieliśmy dotrzeć do 21.00 - GPS wskazywał 20.51,Krzysztof Hołowczyc zapewniał,że dotrzemy do celu.
Po wysadzeniu kobiety na jednej ze stacji benzynowych,docieramy do POZnańskich Hal Targowych-jest godzina 21.04.Udajemy się do Biura Zawodów -nie mamy problemu z odbiorem numerów.Pośpiesznie otrzymujemy informację o tym,że mają już zabierać urnę z losami (główna nagroda-Volvo),jak i odpowiedź na pytanie konkursowe- Z jakiego kraju pochodzi Volvo?... .
Na Targach kolegę zaczepia para głuchoniemych Białorusinów -chcą podjechać na Chwiałkowskiego.
Lokujemy sie na sali obok basenu.Wybieramy się na zakupy do pobliskich delikatesów.Po małym posiłku idziemy spać-jest 23.00.Przebudzenie następuje około 5.00.Część ludzi zapewne ma zamiar udać sie do miejsca startu pierwszym autobusem-o 6.30,następny o 7.30.
Kolega rozbudza sie przed 8.00,ja robię ostatnie wyproznienia organizmu.
Wychodzimy i przebieramy sie na zewnątrz,po czym kolega informuje,ze stał sie cud-auto odpaliło i nie trzeba go pchać... .
Około 8.30 docieramy na miejsce,oddajemy bagaże do depozytu.Ostatnia przebiórka(niestety nie szpikowa koszulka, tej nie udało mi się odebrać w regulaminowym czasie),toaleta-jest około 8.45.Nie mam żeli,opaski z czasami -biegnę do biura zawodów-opaski sie wyczerpały-pan informuje mnie ,ze zostało 7 minut do startu ,że mogę nie zdążyć .Wbijam sie od tyłu,ale widzę,przed sobą ogrom ludzi,przeskakuję bramkę i laduję w strefie pomiędzy 3.30 a 3.00,o dziwo nie było pace makerów na 3.15,a mnie ta grupa interesowalaby najbardziej.Została minuta,odliczanie,strzał,ruszamy.Za linia startu pozdrawiam kolezankę z obozu.O dziwo pomimo znikomej rozgrzewki nóg, wpadły one od razu we wlaściwy rytm.
Staram sie utrzymywać własciwe tempo.W tym roku zabrałem ze sobą pas z napojami izotonicznymi,ażeby nie robić zbyt dlugich postojów.Może to nieprofesjonalne,ale liczę kilometry i upływające minuty-cały czas kalkuluję.
Po 14 km mam 1.04, na polowce 1.36.15-zaczynam przyspieszać,gdyż jest gorzej o 45 sekund niż w Oslo.Na 28 km 2.08.30-w sumie idzie dobrze-zaczynam myślec o czasie w okolicach 3.15-jednak nie tym razem... .
Na 30 km wybijam sie z rytmu,zjadam czekoladę i banana,podobny objaw towarzyszy mi na 36 km,jednak tu zaczynam walczyć już z samym sobą.Liczę ostatnie kilometry.Na 40 km 3.08.50 daje realne szanse na czas poniżej 3.20,jednak tu zaczyna sie około 1,5 km podbiegu,tempo spada,dziwny stres,na moment staję,jednak zaraz sie podrywam-przecież to ostatnie metry... .Na górze ktoś krzyczy "to ostatnia prosta" - dodaję gazu.Widzę już metę,widzę też zegar.Biegnę co sił,bo widzę przed sobą 3.19.44 i czas przeskakuje.Jak wpadam na metę na zegarze jest 3.20.02 (netto 3.19.40)-to moja nowa życiówka i bardzo się z niej cieszę-myślę, że sobie na nią zasłużyłem.
Po maratonie odbieram depozyt i idę na masaż.Masażyści stwierdzają,ze mam bardzo napięte mięśnie i żebym ich juz w tym dniu nie nadwyrężał.
Później udaję się na posiłek i piwo .
Słyszę rożne historie-miedzy innymi jak ostatni podbieg położył walkę o 3h-3.00.03.
POZnańskiego maratonu nie chce się w ogóle krytykować,bo widać jak co roku wzrasta. Można powiedzieć, że w Poznaniu odbywa się ŚWIĘTO BIEGANIA.Mam wrażenie ,że takie odczucia mają też inni uczestnicy i nie tylko z naszego kraju.
W domu na ławie leży książka Jurka Skarżyńskiego-mój jedenastoletni syn mówi "tato trzeba przejść do następnego rozdziału",pyta czy dam radę zrobić 3.10 ,później 3h.Odpowiadam,że oczywiście... .W przyszłości zadam mu te same pytania... .
Zdięcie-Marek Walczak.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu piotrbp (2013-10-15,14:52): Gratulacje. Mnie corka zawsze pyta, czy bedzie medal :-) stanlej (2013-10-15,18:20): Teraz pytanie i moje wyrzuty sumienia czy zabierając ciebie do Pasłęka wynik byłby lepszy czy gorszy?na to pytanie zna tylko ten u góry. gregi (2013-10-15,22:55): Stasiek,pytań możemy zapewne zadawać sobie wiele.W Pasłęku pobiegłem na ostatnich nogach, a to Ty miałeś lepszy czas ode mnie. Co byłoby gdybyśmy w Poznaniu pobiegli razem ? gregi (2013-10-16,18:35): Piotrze u mnie dzieci są bardzo zaskoczone jak wracam bez medalu i chyba smutne, bo tak kolekcja się powiększa.
|