2013-07-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Siedmiu Szczytów (czytano: 1220 razy)
To już tydzień po biegu.
Rany zagojone i znów gotowy do walki :)
Ale po kolei.
W dniu 18 lipca 2013 wystartowałem w ultramaratonie górskim przewidzianym na 213 km. Założenie było proste - ukończyć i zmieścić się w limicie.
Jak do tej pory udawało mi się kończyć wszystkie biegi. Tym razem miało być inaczej.
Od samego początku ten bieg nie był szczęśliwy dla mnie. Termin w jakim się odbywa jest jednym z najgorętszych pod względem obowiązków zawodowych. Jako, że zapisałem się dużo wcześniej założyłem - w tym roku wcześniej się wcześniej w pracy uwinę i spokojnie pojadę na bieg. Niestety plan był ale wyszło jak zwykle. Wyjazd z Krakowa w czwartek rano, nerwowa droga z licznymi telefonami i sprawami zawodowymi :(.
Dotarliśmy do Lądka Zdroju ok 13.00. Odebraliśmy pakiety i wtedy uświadomiłem sobie, że lekko nie będzie. Słońce grzało. Dodatkowo okazało się, że musimy natychmiast przygotować przepaki bo później nie damy rady ich dowieść. Rozpoczęło się szybkie i nerwowe przekładanie rzeczy. Limit 5 kg na wszystkie worki przeraził nas mocno. Gdzie buty, gdzie jedzenie itp. Plan był wrzucenia do przepaku karimaty, śpiwora, coca coli - marzenia :). Podczas tego pakowania popełniłem olbrzymi błąd - na 120 km upchałem twarde buty dopasowane do stopy. W butach tych zawsze zaczynałem biegi - np. Rzeźnika. Nie wiem co mnie podkusiło aby dać je na zmianę do Kudowy Zdroju.
Potem kolejny błąd - będzie ich jeszcze dużo od tego momentu :(. Dałem się namówić na pizze - wyglądała apetycznie. Po skonsumowaniu pysznej pizzy udaliśmy się na Spaloną gdzie mieliśmy nocleg. Około 40 minut jazdy do poszukiwanie obiektu na miejscu.
cdn
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |