2012-12-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg z drugiej strony lustra (czytano: 527 razy)
Wczoraj po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć - chociaż częściowo - jak wygląda organizacja biegu, czyli jak wygląda bieg od drugiej strony. Strony organizacyjnej, a nie czysto sportowej, biegowej.
Jako że od miesiąca nie mogę uprawiać żadnych aktywności fizycznych poza spacerowaniem, a pojawiła się bardzo spontaniczna inicjatywa organizacji Biegu Mikołajkowego w formule koleżeńskiej postanowiłem, na ile mogę, coś tam pomóc. W końcu człowiek korzysta i korzysta z pracy innych ludzi przy biegach, którzy je organizują bardzo często całkowicie za darmo, angażując przy tym mnóstwo swojego czasu (a czasem tez sprzętu i pieniędzy), że można by kiedyś zrobić cos dla innych.
Mój udział od początku miał być tylko małą cegiełeczką w organizacji, i takim był (oznacza to, że nie wiem o wielu rzeczach które trzeba było przygotować żeby do biegu w ogóle doszło – wiem tylko o tym w czym brałem udział). Takie cegiełki są jednak w każdym biegu potrzebne, więc zachęcam każdego do spróbowania.
Sama organizacja biegu ruszyła kilka tygodni wcześniej – kluczowe było znalezienie i dokładne zmierzenie trasy. Chłopaki którzy to organizowali zrobili świetną robotę przy trasie. Miejsce baaardzo ładne, klimatyczne, idealne do krosu. Do tego miejsce, w którym chyba jeszcze nie było żadnych biegów, więc przyciągające swoją świeżością (co dla biegaczy z kilkuletnim doświadczeniem biegowym ma znaczenie). Na szczęście wszelkie kwestie związane z zapisami, pomiarem czasu i wynikami zapewniała DARMOWO firma ultimasport.
Na miejsce przybyłem 2 godziny przed startem i przygotowania do biegu były już mocno zaawansowane. Stał namiot, bramka do pomiaru czasu, biuro były już mocno przygotowane, odbywało się wykładanie wiktuałów (które organizatorzy i uczestnicy sami przynosili). Poczułem się jak za czasów harcerstwa :)
Prognozy na ten dzień były bardzo pesymistyczne – non stop deszcz. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce było super – wszędzie leżał śnieg, a nie padało, lekki plus. Idealnie na bieg.
Od razu po przybyciu ruszyłem z Krzyskiem na znakowanie trasy. Byliśmy obładowani jak wyprawa na biegun południowy – pełne sanki sprzętu, znaków, strzałek (ciągnął je Krzysiek) i ja też niosłem kilka oznaczeń km. Byłem pod wrażeniem jakości przygotowań (i ogromu pracy jakiej to wymagało). Trochę zdziwiło mnie pytanie Arka (który pomagał organizować biuro) czy zdążymy w 2h. Hej – przecież to tylko 10km i mimo, że mamy iść (a nie biec – ja nie mogłem, a Krzysiek z sankami też by nie miał łatwo) to powinniśmy się uwinąć.
Dość szybko okazało się, że nie ma na to żadnych szans – kilometr robiliśmy w 15-20 minut (bliżej 20-tu). I nic się nie dało z tym zrobić. Krzysiek był przygotowany perfekcyjnie. Świetnie wykonane tabliczki z oznaczeniami kilometrów, strzałki, pełen sprzęt (spray, wkrętarka, siekiera, łom!!!). Z mojej perspektywy znakowanie szło nam świetnie i trudno było się zgubić (robiliśmy mnóstwo strzałek sprayem na śniegu, gałęziami blokowaliśmy boczne ścieżki i w newralgicznych miejscach przybijaliśmy bardzo dobrze widoczne strzałki).
Było bardzo fanie, w miłej atmosferze, w końcu poczułem, że coś robię, ruszam się (obiecałem sobie wówczas całodniową wyrypę górską w styczniu – potrzebuję tego psychicznie). Jedynym problemem był czas. A raczej jego brak.
Trzeba było coś z tym zrobić – kawałem za 3km (minęła już godzina!!!) postanowiliśmy się rozdzielić. Ja miałem oznakować trasę do mety (prosta droga, cały czas wałem), a Krzysiek miał oznaczyć pętlę.
Niestety nie mieliśmy dwóch kompletów narzędzi, więc w mojej części musiałem radzić sobie sam. Szczególnie wkurzający był brak farby w sprayu. Ponadto, nie było szans wbić oznaczeń w zamarznięty grunt, ale dało się przygotować z mieszanki liści i śniegu dość mocno trzymającą breję, która usypana w kopiec mogła służyć jako mocowanie do słupka;)
Ostatecznie zdążyliśmy (hurra:))i ja ruszyłem na punkt, w którym trasa rozdzielała się na pętlę i na dobieg do mety (tutaj niezbędna była obecność osoby, żeby odpowiednio kierować biegaczy). Wspominam to bardzo miło – te prawie 1,5h na punkcie minęło bardzo szybko (mimo że niestety zaczęło w końcu padać – z każdą minutą mocniej). Dodatkowo człowiek może poobserwować cały przekrój biegaczy. O dziwo – nie ma tu żadnych zależności. Młodzi, starzy, chudzi, grubi, osprzętowieni, bez żadnego sprzętu – biegają w tych samych proporcjach z przodu, w środku i z tyłu stawki... Myślałem, że może chociaż ci z tyłu są bardziej zmęczeni niż ci z przodu (wiadomo – są dłużej poddani wysiłkowi). Ale gdzie tam – wyglądało wręcz odwrotnie. Z tyłu było o wiele więcej uśmiechniętych osób, które zagadywały do mnie – wyraźnie biegły dla czystej radości biegania. A zupełnie rozwalił mnie biegacz w wieku ok. 70 lat biegnący w krótkich spodenkach i mający taką niewiarygodną radość z tego co robi wypisaną na twarzy. Też tak chcę :)
Po biegu zgarnąłem co mogłem (bez użycia wkrętarki) z trasy i wróciłem do biura zawodów. Niestety, wtedy dość mocno się rozpadało i widać było, że większość biegaczy chce jak najszybciej wracać do domu. To w sumie zrozumiałe – zmęczeni, spoceni, trochę zmarznięci a tu leje:(
W biurze widać było ogrom zrobionej pracy i wciąż znaczną ilość pracy przy składaniu biura. Ja już niestety nie mogłem w tym pomóc (co mnie zawsze denerwuje gdy się zwijam przed końcem jakiejś roboty), ale noga była już na tyle zmęczona chodzeniem i staniem (3,5 h – do tej pory najdłuższy spacer trwał 0,5h), że nie byłem już w stanie za bardzo dalej stać i chodzić (chyba że tylko na lewej nodze).
To pokazuje, że mimo, że w organizację było zaangażowanych łącznie chyba z 10 osób (plus wiele wiele innych, które zrobiły ciasta, przyniosły czekoladę itd.) to każdy naprawdę miał co robić. I to przez wiele godzin.
Podobna opowieść pewnie mogłaby powstać o pracy biura i też by się okazało, że tam trzeba wykonać milion, pozornie niezauważalnych czynności, aby wszystko przebiegło sprawnie.
Pozostaje więc mi tylko oddać szacunek wszystkim osobom zaangażowanym w organizację jakichkolwiek biegów i podziękować za ich czas, który poświęcają, żebyśmy mogli sobie fajnie pobiegać w różnych miejscach. Doceńmy to.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2012-12-16,16:08): Niejako "naocznie" przekonałeś się ile trzeba chęci, czasu i "przeciwności" pokonać, by zorganizować bieg......szkoda tylko, że wciąż tak dużo niezadowolonych..wiecznie narzekających:)) grzes_u (2012-12-16,22:13): Przekonałem się nie tylko "naocznie", ale nawet bardziej "nanożnie":)
|