Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [9]  PRZYJAC. [15]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
olsen
Pamiętnik internetowy
olsenos diary

Artur Olek
Urodzony: 1975-07-01
Miejsce zamieszkania: Ryki
2 / 3


2012-09-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Półmaraton, czyli jak to w Tarczynie było z tymi jabłkami…. (czytano: 1604 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.biegusiem.pl/?page_id=2624

 

Jeszcze dobrze nie ochłonąłem po „dyszce” w Lublinie, a tu już trzeba myśleć o półmaratonie niedzielnym w Tarczynie. Samopoczucie po lubelskim biegu znakomite, aż do momentu, kiedy nagle zaczęło mnie boleć gardło. Tyle miesięcy „spokoju” ze zdrowiem, a tu taki klops… Na drugi dzień po Lublinie przetruchtałem 13 klocków – nie przeszło – dalej pobolewa… Na dodatek czuję, że robi się grubsza sprawa-ogólne osłabienie i brak chęci do wszystkiego. W ruch poszły domowe sposoby na wszelakie choroby i ….w środę jakby gardziołko odpuściło. Po południu razem z Kosmatym zrobiliśmy 15km po mieście (mordki nam się nie zamykały przez całe 1,5h – zresztą jak zwykle kiedy trenujemy razem).
Czwartek – odpoczywania ciąg dalszy – ciężko tak odpoczywać bez biegania…. ale najważniejsze, że gardło nie boli i ogólne samopoczucie dobre.
Piątkowym popołudniem jak zwykle pobiegaliśmy wspólnie naszą grupą biegusiem.pl. Tym razem pojawiło się 10 osób. 10 – oro zwariowanych na punkcie biegania, ulicami Ryk – jeszcze widno to niech wszyscy nas widzą. Może tym sposobem kolejne osoby ruszą „4 litery” i dołączą do nas.
Gardło nie boli – to najważniejsze. Pozostaje oczekiwanie na niedzielny wyjazd do Tarczyna.

16.09.2012 – godzina 5 rano – budzik w telefonie dzwoni, a to oznacza, że trzeba wyskakiwać z domowych pieleszy i szykować się na podbój Tarczyna. Samochód pełny: Rafał Biłos, Krzysiek Kubak, Jacek Pacuszka, Paweł Włodarski i ja-każdy ze swoimi oczekiwaniami i myślami krążącymi wokół taktyki na trasę półmaratonu. Bez większych problemów po niespełna 2h jazdy dotarliśmy na miejsce-parking, szybkie rozeznanie w terenie i dreptamy po pakiety startowe do biura zawodów. Już czuć tę atmosferę przedbiegową. Parkingi i pobocza dróg zastawione samochodami, a przy autach tu i ówdzie biegacz przebierający się pod gołym niebem w strój startowy. Z takiej „szatni” nie skorzystaliśmy, gdyż było dosyć chłodno. Udaliśmy się do hali sportowej i tam po odebraniu pakietów na spokojnie zmieniliśmy ciuchy na te „biegowe”. Później to już obowiązkowa rozgrzewka: troszkę truchtania i lekka gimnastyka, a na koniec wspólna rozgrzewka wszystkich uczestników biegu „pod dyktando” Pani prowadzącej. W międzyczasie dostrzegliśmy domniemanego faworyta biegu. Był to Kenijczyk Elisha Kiprotich. Na starcie nie zabrakło też zawodników z Ukrainy oraz znanych osobistości z ekranu TV m.in. Pana Jacka Fedorowicza. Krzysiek nie omieszkał zamienić parę słów z Panem Jackiem.
Wystrzał startera tuż tuż, więc tradycyjnie „poprzybijaliśmy piątki” i życzyliśmy sobie powodzenia i życiówek. Nareszcie ten pierwszy kilometr biegu i pozbycie się stresu przedstartowego-teraz pozostaje walka z trasą i własnym organizmem oraz realizowanie w jak największym stopniu założonej taktyki biegu. Poniżej moje przemyślenia, odczucia i wszelkie „doznania” w trakcie pokonywania dystansu.

Początek płasko, za chwilę kawałek z górki, by po skręcie w ulicę 1 maja pokonywać około 3 kilometrowe wzniesienie. Nachylenie niewielkie, ale jednak serce szybciej bije niż normalnie i biegnę kilka sekund na kilometr wolniej niż zakładałem. Tłumaczę sobie, że skoro wbiegamy to później będziemy zbiegać – nie ma innego wyjścia. Z doświadczenia jednak (niewielkiego, ale…) wiem , że na większym zmęczeniu trudno jest nawet biec z górki. Po kilku kilometrach wbiegamy w bardzo malownicze tereny – pełno sadów, lasów, zieleni – bardzo przyjemny odcinek. Czuję, że nogi niosą, więc biegnę troszeczkę szybciej niż to planowałem – będzie wóz albo przewóz…. Na tzw. „agrafce” mijam się z Kenijczykiem (jak można biec w takim tempie i „sadzić” takie susy….szok). Połowa dystansu za mną – zmęczenia w płucach ani nogach nie ma – średnie tempo biegu na czas w granicach 1:32:00, czyli jest bardzo dobrze. Troszkę mnie martwi zbyt wysokie tętno- praktycznie cały czas powyżej 170. Cóż zrobić… trzeba biec dalej – najważniejsze , że nie „czuję” tego podwyższonego tętna i cały czas mam siły trzymać tempo poniżej 4:20min/km. Za chwilę mijam się na nawrocie z chłopakami: Krzysiek, Rafał, Jacek, Paweł-wzajemne pozdrowienia i mobilizacja okrzykami „biegusiem, biegusiem”. Na odcinku „leśnym” przez kilka kilometrów biegnę ramię w ramię z dwójką zawodników (bodajże AZS AGH Kraków). Po krótkiej wymianie zdań dowiedziałem się, że dziewczyna tydzień wcześniej przebiegła maraton, a jej kolega - uwaga…. ultramaraton 100km….nic dodać nic ująć. Z tego miejsca pozdrawiam.
Mijają dalsze kilometry – 13,14,15,16 dalej biegnie mi się bardzo dobrze – koniecznie trzeba to wykorzystać. Lekki kryzys był na 18 i 19 kilometrze gdzie tempo biegu spadło mi odpowiednio do wartości 4:24 i 4:21min/km. W momencie kiedy pulsometr wybił koniec 19 kilometra to już była tylko pogoń do mety ile „pary” w płucach i sił w nogach. Na około 1km przed metą dobijający podbieg - krótki ,ale dosyć stromy… i znów korekta mojego HRmax do wartości 191…. Na wzniesieniu nieodzowny doping kibiców – jak na górskich etapach wyścigu Tour de France – dzięki temu łatwiej pokonywać zmęczenie. Jeszcze tylko 1000m, 900m, 800m, skręt w lewo , ostatnia prosta i meta…
Zmęczony, ale jakże szczęśliwy - czas netto 1:31:27 i po dyszce w Lublinie wpada życiówka w półmaratonie.
…i kolejny krok w drodze do maratonu warszawskiego zrobiony.

Wszyscy kończymy bieg w świetnych humorach. Ciężkie medale w kształcie jabłek wiszą na szyjach. Udajemy się na zasłużony posiłek: spaghetti + dodatkowo smaczna zupa. Na przekąskę między posiłkami dwa kontenery jabłek do wyboru, do koloru. Kawa gorąca jak i mrożona też smakuje wybornie.
Dalsza część imprezy biegowej odbywa się na rynku w Tarczynie. Uroczysta dekoracja zwycięzców w kategorii open oraz w poszczególnych kategoriach wiekowych. Sporą atrakcją jest ogromna piramida z jabłek. Okazało się, że i tu mamy poczęstunek w postaci kiełbaski z grilla – oczywiście skosztowaliśmy.
Na koniec losowanie nagród wśród uczestników biegu. Niestety tym razem nie przypadła nam w udziale żadna nagroda – może następnym razem…


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Arti
01:19
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZEŚ9
21:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |