2012-06-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maratonul International Transilvania...sladami Draku, czyli czy warto pojechac do Rumunii (czytano: 1569 razy)
Zaczęło się niewinnie, od planu startu w Bucharest Half Marathon, a skończyło na MARATONUL INTERNATIONAL TRANSILVANIA… Zaplanowałam sobie start w stolicy Rumunii, który miał się odbyć w ubiegły weekend, niestety organizator zmienili termin, przenosząc go na pierwszy weekend czerwca. Niestety bilety na samolot kupione, wiec co mi tam jadę do Rumuni!!! Może odkryje nieznane oblicze tego kraju... Znalezienie zawodów w tym państwie, dla kogoś, kto nie zna rumuńskiego, to prawie jak pobicie rekordu życiowego biegnąc pod górkę i wiatr;) ale udało się!Moim celem stał się Maraton w Transylwanii, lokalizacja wzbudzała dreszczyk emocji, bo z czym może kojarzyć się TRANSYLWANIA, jak nie z bladym krwiopijca, przesypiającym cały dzień w trumnie albo głową w dol, a nocą ruszającym na łowy w poszukiwaniu świeżutkiej krwi młodych dziewic, czyli DRAKULA Na hasło „Jade do Rumunii” niemal wszyscy moi znajomi jednym głosem uznali, ze chyba zwariowałam i pukali się w czoło, jednocześnie ostrzegając przed złodziejami i rozbojami. NAZWY „RUMUNIA” I „RUMUNI” NIE MAJA POZYTYWNEGO WYDŹWIĘKU, KOJARZĄ SIĘ Z BIEDA, UBÓSTWEM, KRADZIEŻAMI I ROZBOJAMI, CZY RZECZYWISTSZE TAK JEST??? OBALAM MITY!!! A przynajmniej ich część…
Od Bukaresztu dzielą mnie dwie godziny lotu samolotem, za bilet z Dortmundu do Bukaresztu zapłaciłam kilkadziesiąt euro, do tego nocleg w nowocześnie urządzonym, sterylnie czystym, 4 gwiazdkowym hotelu ze śniadaniem i kolacja przygotowana przez rodowitego Włocha, fanatyka gotowania, a w hotelu bardzo mila obsługa, darmowy dostęp do Internetu, silowni i jacuzzi za 30 euro za noc!!!Chyba NIGDZIE INDZIEJ W EUROPIE NIE ZNAJDZIEMY NIŻSZEJ CENY…Niestety aby dostać się do Transylwanii musiałam pokonać 330 km pociągiem, czego tez się obawiałam, ale pociąg okazał się być w o niebo lepszym stanie niż większość naszych środków publicznej komunikacji, a ludzie uprzejmi…Po drodze widać było wiele opuszczonych fabryk i przedsiębiorstw, zaniedbanych budynków, były to pozostałości upadłego reżimu Nicolae Ceauşescu . Podobnie jak w samym Bukareszcie z jednaj strony monumentalne budynki rządowe, mnóstwo pomników i „politycznych” zabytków , a z drugiej strony wiele budynków i zabytkowych kamienic popadających w ruinę, gdyz nie ma inwestorow ani nabywcow, którzy byliby skłonni włożyć pieniądze i wyremontować walące się gmachy. To jednak nie stoi na przeszkodzie temu, aby Bukareszt tętnił pełnia życia, zwłaszcza w nocy, kiedy na ulice wychodzi tysiące studentów i nieliczni turyści. Restauracje i bary aż pękają w szwach, co nadaje temu miastu specyficzna, niespotykana atmosferę. Bukareszt nocą, to jest to!
Wracając jednak do Transylwanii. Start miał odbyć się w niedziele, jednak do samego końca nie byłam pewna czy takowe zawody rzeczywiście będą miały miejsce, nigdzie żadnych plakatów czy informacji…dopiero kiedy rano udałam na miejsce wyznaczonego startu znalazłam biuro zawodów, na pytani czy tu odbywaja się zawody jedna z Pan zapytala czy biegnę „Maratonul Transilvania”, ja oczywiście potwierdziłam i tyle ja widziałam, gdyż niewiele myśląc zaczęła krzyczeć „STOP, STOP” i biec do autobus, który właśnie odjeżdżał z biegaczami na miejsce startu maratonu, do miasta Sighisoara, w którym nomen omen urodził się legendarny HRABIA DRAKULA, (to ja dziękuje autobusem do Drakuli...pewnie "na" albo raczej "jako" śniadanie ;P pomyslalam) a ja za nią, aby wyjaśnić ze nie biegnę maratonu, lecz 10 km…których start miał się odbyć później. Po zapisaniu się wspomniana szalona organizatorka wskazała mi także dziewczynę, która także miała startować na 10 km, a która doskonale mówiła po angielsku i udzieliła mi wielu cennych informacji nie tylko o zawodach, ale i o historii, kulturze i obyczajach panujących w Transylwanii i Rumuni:
- tradycyjne potrawy to MAMAŁYGA – rozgotowana kukurydza wymieszana z serem i masłem oraz SARMALI coś w rodzaju naszych gołąbków, a wiec mielone mięso owinięte w liście kapusty bądź winogron
- zamawiając HERBATĘ trzeba zaznaczyć ze chce się czarna, gdyż tradycyjnie serwowana jest OWOCOWA Z MIODEM zamiast cukru, to naród kawoszy, Rumunia znana jest z win.
Trasa biegu prowadziła ulica zabezpieczona przez liczna grupę policjantów, których chyba było więcej niż mieszkańców miasta w którym odbywały się zawody…po drodze minęłam wioskę, której mieszkańcy wyszli kibicować biegaczom ubrani w tradycyjne dla tego rejonu ogromne czarne kapelusze, a kobiety w barwne spódnice, fartuchy i chusty na głowach, przypominające kaszubskie stroje. To naprawdę robiło piorunujące wrażenie, tyko taboru im brakowało... Na 10 km trasie az dwa punkty odżywcze w owocami, czekolada i napojami, podobnie po biegu… Głównym współorganizatorem były lokalne władze, to wyjaśnia te suto zastawione stoły
Po wizycie w tym kraju diametralnie zmieniłam zdanie o jego mieszkańcach, gdyż wbrew utartym stereotypom Rumuni są bardzo pomocni, mili i życzliwi. A sam kraj, no niestety pozostaje w stagnacji, brak inwestycji z zewnątrz, z jednej strony 5 gwiazdkowe luksusowe hotele za śmiesznie niskie ceny za dobę, a z drugiej walące się zabytkowe kamienice. Jadąc i biegając w Rumunii miałam wrażenie ze przenoszę się w czasie, to jak Polska 30 lat temu… ale naprawdę warto tu przyjechać i pobiegać w stolicy czy na prowincji, aby także cofnąć się w czasie i poznać życzliwszych ludzi, trzeba tylko uważać na taksówkarzy, oni okazali się największymi krwiopijcami …
Maraton w Bukareszcie odbywa się w październiku, to dla zainteresowanych, naprawdę warto zasmakować niedocenionej kultury tego kraju i OBALIĆ MITY I STEREOTYPY;)
NA FOTCE ZAMEK DRAKULI - BRAN
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |