Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 608/935707 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9/2

Twoja ocena:brak


Finiszowe Tokio
Autor: Andrzej Wojakowski
Data : 2017-03-03

Maraton w tym mieście był moim ostatnim maratonem z serii Abbott World Maraton Majors, ostatnim brakującym klejnotem do „Korony maratonów świata”. Gdy w poł. Września ubiegłego roku przyszedł do mnie mail z informacją że moje zgłoszenie zostało pozytyw-nie zaakceptowane, szczęście moje nie znało granic. Było to bowiem moje drugie podejście do tego maratonu, w poprzednim roku, pomimo moich dodatkowych starań było bezowocne. Nie czekałem, szybko poprzez mojego syna kupiłem lotowski bilet w tzw. „promocji”. Można więc zaczynać treningowe, logistyczne przygotowania.

Na jesieni biegałem regularnie 3x w tygodniu, a od początku roku zacząłem zaawansowany trening 6x w tygodniu. Ale zima tego roku była dosyć solidna temperaturowo, część treningów wypadło. Dodatkowo zostałem za-infekowany, kaszel, granie w płucach, zrobiło kolejnych 8 dni przerwy w treningach. Poza tym za mało zrobiłem długich wybiegań. A straconego treningu nie nadrobisz, to wychodzi w czasie biegu. Ale sama myśl że to ostatni maraton z serii WMM, że zostanę kolejną osobą tzw. 6 Star Finisher WMM, że otrzymam medal za ukończenie całej tej bardzo prestiżowej serii, powodowała lekką ekscytację. To już mój 23 maraton, nic nie muszę udowadniać, zaw-sze jednak podchodzę sportowo do biegu, ale nie zawsze dobrze wychodzi.



Przyleciałem do Tokio 6 dni przed startem aby przestawić swój zegar biologiczny, a czasie jego przestawiania zwiedzałem Tokio. A w tym city jest co nieco do zwiedzania. Świątynie buddyjskie, parki, liczne muzea, np. specjalnie już drugiego dnia pobytu udałem się do National Museum of Western Art, aby tam m. in. pooglądać obrazy impresjonistów (mój konik), a było ich sporo, na niektóre można długo patrzeć np. na obrazy A. Renoira. W Czw. przed południem pojechałem nad zatokę tokijską do Tokio Big Sight (b. duże centrum wystawiennicze) odebrać swój numer i zestaw startowy i pochodzić po targach Expo. Wszystko b. dobrze zorganizowane, jako cudzoziemiec byłem w tzw. grupie Orange, wszyscy wolontariusze nas obsługujący mieli pomarańczowe stroje. Przy rejestracji zostałem zakolczykowany paskiem na ręku, bez niego nie zostałbym wpuszczony w Nd. na przedstartowe tereny maratońskie (względy bezpieczeństwa). Następnie udaję się do stoiska Abbott WMM, gdzie po sprawdzaniu czy jestem na liście, na moim numerze startowym zostaje umieszczona mała nalepka (tzw. 6 Star) niezbędna do otrzymania medalu ukończenia „Wielkiego Szlemu” dla maratończyków. Następnie przechodzę na targi EXPO popatrzeć, pooglądać np. b. duże stoisko firmy Acics (w tych butach głównie trenuję). Oczywiście pobieram pewną ilość ulotek, gadżetów, degustując również biegowe smakołyki, a szczególnie smakowało mnie bezalkoholowe piwo Asashi.

W Sb., w czasie mojego zwiedzania pojechałem zobaczyć Tokyo Metropolitan Goverment Building (wielki podwójny wieżowiec- ratusz), spod którego rusza bieg, popatrzeć na okolice startu, a dodatkowo wjechałem na 45 piętro północnego skrzydła tej budowli, zo-baczyć to olbrzymie megalopolis z góry. Góry Fuji nie widziałem jednak, niebo nad górami było zachmurzone, trzeba będzie przyjechać jeszcze raz i wejść na tą górę.



W Nd pogoda wg mnie prawie idealna do startu, słonecznie, średnio chłodno i niewiele wiało. Po przejściu bramki bezpieczeństwa oddaję swój bagaż, ustawiam się w mega-kolejce do toalet, ale po 15 min. stania rezygnuję. Była to dobra decyzja, bowiem chyba był tak stał tutaj do startu, a tak tuż przed moim blokiem startowym (B) było też kilka toalet, a w kolejce tylko kilka osób. Udało się, co za ulga. Jednak jest dość późno, wpuszczono mnie tylko do bloku C. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją że przed maratonem został odegrany hymn japoński. Start do biegu punktualnie o 9.10, ja przekraczam linię startu ok. 2 min. później. Kolejna ciekawostka na starcie, trybuna startowa, szereg oficjeli, chyba z 10 rzędów. Trasa biegu poprowadzona jest przez kilka dzielnic miasta, często biegnie się na zasadzie: tam i z powrotem. Raz widzisz szybciej biegnących, innym razem wolniejszych od Ciebie. Na początku biegnę ambitnie, stale wyprzedzam biegaczy (później okazało się że za ambitnie), próbuję bowiem dogonić pacemakera na 3:15. Jednak żółtych baloników w zasięgu mojego wzroku nie zobaczyłem. Przez pierwsze 5 km trasa biegnie się lekko w dół, później b. płasko, z niewielkimi wzniesieniami i spadkami na mostach. Po kilku km stwierdzam że jeszcze raz będę musiał skorzystać z toalety. Co jakiś czas stoją wolontariusze ze znakami i kierują w stronę ichniejszych toitoiek.

Skręciłem w bok, wolontariusze mnie kierują, ale toaleta jest oddalona o ok. 300m od trasy biegu. W dwie strony 600m (dla mnie strata ponad 2 min.). Później patrzyłem że wiele toalet było znacznie oddalonych od trasy biegu. Nie rozumiem Japończyków, chyba takie curiosum mogli tylko oni wymyślić. Biegnę, cały czas w tłumie, muszę stale uważać na biegnących obok mnie, pomimo tego staram się poruszać optymalną trasą tj. od rogu do rogu. Słońce nieźle świeci, staram się na szerokich alejach biec zacienioną częścią, nawet kosztem trochę dłuższego dystansu, aby unikać nagrzewania ciała. Poza toaletami nie mam zastrzeżeń do organizacji maratonu, jest wg mnie perfekcyjnie zorganizowana, z japońską dokładnością w szczegółach. Stacje tankowania rozmieszczone często, z izotonikami, z wodą. Piję regularnie, ale niewiele. W drugiej części trasy co jakiś czas są punkty żywnościowe, kawałki bananów, cząstki mandarynek, cukierki w opakowaniu (trudno w czasie biegu je otworzyć, nie skorzystałem). Nowością dla mnie były suszone owoce (coś jak morele), a przede wszystkim pomidory (czerwone lub pomarańczowe), pierwszy raz się z tym spotkałem. Kibice na całej trasie żywo dopingują, są zorganizowani np. w grupy w jednolitych strojach, dwa razy słyszałem też śpiewające japońskie piosenkarki, a raz widziałem cheerleaderki w akcji.



Była też grupa bębniarzy, ale akurat odpoczywali jak ich mijałem. Po 30 km biegnę wolniej, mija mnie pacemaker na 3:30, nici z dobrego wyniku, po 38 km jeszcze wolniej, dwa razy jestem zmuszony przejść do marszu, ale ostatnie 1,5 km przyspieszam, wyprzedzam wielu biegaczy. Wpadam na metę z czasem 3:39:08. Nie jest to jak na mnie za dobry rezultat, na jesieni miałem czas lepszy o ok. 15 min., ale wychodzą braki treningowe, przerwy i piesze zwiedzanie Tokio. Samo miejsce finiszowe jest inne od dotychczas spotykanych, żadnej wielkiej bramy, trybun, tylko po bokach dwa niewielkie białe słupy, a na ulicy czarne maty rejestrujące czas i to wszystko.

Po finiszu już tylko przyjemności. Długi powolny spacer w słońcu (jest ciepło i przyjemnie) w stronę Hibiya Park, przesuwając się, co jakiś czas biegacze coś dostają, a na koniec rzecz najważniejszą- żółty medal na ciekawej kolorystycznie taśmie wkładany na szyję przez ładną japonkę z podziękowaniami (tak ja byłem udekorowany). Idąc dalej po swój bagaż przechodzę przez szpaler wolontariuszy, każdy składa gratulacje słowne i lekko kłania się, z wieloma młodymi japonkami przybijam „piątkę”. Po odebraniu bagażu udaję do stoiska Abbott WMM, gdzie kolejna wysoka ładna wolontariuszka (tym razem o europejskich rysach) wkłada mnie na szyję większego formatu medal tzw. 6th Star Finisher WMM. Wg posiadanych informacji dotychczas tylko 7-11 osób (różne dane) z Polski przede mną ukończyło te prestiżowe maratony. Z medalem robię sobie fotki i udaję się na kąpiel stóp. To też nowość dla mnie. Pierwszy raz w drewnianym brodziku na kilkanaście osób 10-15 min. wymoczyłem moje spracowane stopy. Co za ulga dla stóp. Wiele osób widząc mój duży medal szczerze gratuluje mnie i podziwia.



Przebieram się, wychodząc wypijam przy fontann-nie małą puszkę zimnego piwa Asashi. Pomimo braku alkoholu smakuje wybornie i szybko ląduje w moim gardle. Już miałem wyjść na zewnątrz, ale skorzystałem jeszcze z darmowego zabiegu akupunktury. Na ulicy maraton nadal trwa, robię kilka fotek. Ci maratończycy już nie biegną, idą pieszo, ich czas to ponad 6,5h.

Maraton ciekawy, wiele wrażeń, inna kultura, inne odniesienia, b. dobra organizacja (poza toaletami). Ten maraton nie ma tytularnego sponsora, organizatorem jest miasto. Warto starać się o ten maraton, bowiem na płaskiej trasie można pokusić się o dobry wynik, a przy okazji będąc w Tokio zderzyć się z obcą nam kulturą japońską.



Swój cel, ukończenie sześciu najbardziej prestiżowych światowych maratonów osiągnąłem w 10 lat, w zasadzie w czterech, bowiem gdy w 2007 roku biegłem w Berlinie (był to dopiero mój drugi maraton) nie znałem nawet tej serii. Wszystkie dotychczasowe maratony sam zorganizowałem, sam sfinansowałem, nie mam żadnych sponsorów, pomimo pewnych starań z mojej strony aby ich pozyskać. Aby np. pokryć koszty do Tokio, pracowałem ponad 5 m-cy na czasowym kontrakcie w Niemczech. Jedynymi krajowymi osobami które mnie pomogły to moja najbliższa rodzina, mój śp. ojciec Lech, i mój syn Tomasz, i z tego miejsca chciałbym im jeszcze raz serdecznie podziękować. Ale też dodatkowo chciałbym podziękować kilku zagranicznym osobom, które np. bezinteresownie gościły mnie u siebie i służyły pomocą. Jaki następny cel? Chętnie dołączyłbym do Klubu 7 Kontynentów (bowiem na 3 kontynentach już startowałem), ale finanse, szczególnie maraton na Antarktydzie jest aktualnie poza moimi finansowymi możliwościami, co nie znaczy że nie podejmę różnych starań o pozyskanie ewentualnego sponsora.

W swoich relacjach nie zamieszczam zdjęć ze swoją osobą, nie mam bowiem parcia na szkło jak niektórzy biegacze, np. p. Janusz B., ale tym razem zrobię wyjątek i udostępnię moje zdjęcie z medalem 6 Star Finisher (chyba jednak mam się czym pochwalić).



Relację w czasie powrotnego lotu przygotował Andrzej Wojakowski.
27.02.2017



Komentarze czytelników - 1podyskutuj o tym 
 

Autor: Tams, 2017-03-05, 13:26 napisał/-a:
Po pierwsze - wielkie gratulacje za domknięcie magicznej szóstki.
To wielki wyczyn nie tylko logistyczny.

W tamtym roku ukończyłem Tokyo (mam połowę z szóstki :)) i mam dokładnie te same uwagi dot. biegu - szczególnie do toalet, które zabrały mi cenne 5 min 46 sec :/ tutaj widać było słabą organizację względem innych biegów.

Poza tym moja historia z majors marathons trwa - w listopadzie New York :)

PS. Pytanie jaki następny cel, skoro 6 abotta zdobyta ?

 



















 Ostatnio zalogowani
Arti
01:19
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZE¦9
21:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |