|
| lechu8827 Michał Le¶niak Toruń South West Road Runners
Ostatnio zalogowany 2015-07-08,00:42
|
|
| Przeczytano: 811/790241 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Biegowy urlop w Tajlandii i Kambodży | Autor: Michał Leśniak | Data : 2013-08-15 | Tegoroczne wakacje spędziłem w Azji. W Tajlandii, kraju uśmiechu byłem już kilkakrotnie, gdyż stamtąd pochodzi moja narzeczona Nalinee. Tym razem postanowiłem połączyć urlop z bieganiem.
Zresztą, jest tak co roku. Ze względu na niebotyczne ceny, bilet postanowiłem kupić pół roku wcześniej. I wtedy zaczęły się poszukiwania ewentualnych biegów. Wybór padł na Pattaya International Marathon. Niestety nie było mi dane wystartować w biegu głównym, gdyż jeszcze nie jestem gotów na tak długi i wyczerpujący dystans, postanowiłem więc pobiec w połówce.
Impreza oferowała także inne biegi towarzyszące na 10km i 3km oraz wiele innych atrakcji. Duże nagrody finansowe zachęcają nie tylko Azjatów, ale i obcokrajowców do wzięcia udziału w zawodach. Za wygranie maratonu było ponad 30 tysięcy zł. Wiadomo, że jak jest taka kasa, to i są zawodnicy z Czarnego Lądu.
Jeżeli chodzi o pakiet, troszeczkę się zdziwiłem. Obcokrajowcy musieli zapłacić aż trzy razy więcej od tubylców. Suma sumarum, zapłaciłem 90zł za czapkę, koszulkę, poczęstunek na mecie i oczywiście prawo startu. Do samego biegu przygotowywałem się solidnie, realizując skrupulatnie wszystkie jednostki biegowe. Było ciężko, ale nikt nie obiecywał mi, że będzie lekko. Dużo długich biegów połączonych z tempówkami, siłą biegową oraz zakresami. Miałem w świadomości, że pogoda w Tajlandii nie rozpieszcza, tak jak tutaj, w Anglii i będzie panował potworny skwar i duchota.
Przez pobyt w Siemp Reap mój organizm w małym stopniu przyzwyczaił się do tych warunków. Oprócz pogody, problemem też była zmiana czasu. Niezwykle dużo siły musiałem włożyć do treningów na pozór lekkich. Mimo, że chciałem ćwiczyć, musiałem odpuścić połowę treningów. Ograniczyłem plan treningowy do lekkich wybiegań, za to dużo odpoczywałem na tutejszej Plaza Lamai, jedząc zupę kokosową i nawadniając się grova sok. Oprócz tego jest tu ogromny kompleks świątyń Agor Wat wybudowanych w XII wieku. Szkoda, że tylko 2 dni spędziliśmy w Kambodży... drugie tyle na lotnisku.
Przed półmaratonem zdążyliśmy wrócić do Tajlandii. Miasto Pattaya to miejsce znane jako jedna ze stolic światowej seks turystyki. Można tu spotkać słynne (słynnych) Ladyboy. Zdjęcie z taką Panią kosztuje około 1 dolara. W ten sposób zbierają na operację zmiany płci. Co roku odbywa się tam turniej tenisowy WTA – PTT Pattaya Open.
Wracając do samego biegu. Trasa mojego półmaratonu była dość płaska z jednym nawrotem na 11km, oraz mocnym podbiegiem na 17km. Niby wydawało by się, że punkty z wodą co 2 km to troszkę przesada, ale warunki atmosferyczne mówiły jasno, że taki system punktów musi być! Fajną rzeczą, jaką spostrzegłem było klarowne przedstawienie na wielkim telebimie wszystkich tras, punktów odżywczych i innych przydatnych informacji.
Na 19 km wszystkie trasy łączyły się i prowadziły już dalej wspólnie aż do mety. Start biegu był zaplanowany na godzinę 4:30. W Polsce chyba tylko biegi Ultra są o takiej porze organizowane, ale to jest inny rodzaj imprezy i z innego powodu o takiej a nie później godzinie się zaczyna.
Mimo wszystko i tak było ciepło. Niestety nie dane było mi się wyspać przed biegiem, tym bardziej, że to urlop i musiałem czerpać z atrakcji tego miasta garściami. Także 3 godzinki snu i stanąłem na starcie Pattaya Internationals Marathon.
Przyzwyczaiłem się już, że w zawodach rozgrywanych tutaj nie istnieją strefy czasowe. Trzeba było się mocno przeciskać do przodu, każdy chciał stać w pierwszej linii. Kenijczyków widziałem chyba w 4 linii.
Panował półmrok i niesamowity ścisk. Pierwszy km zaniepokoił mnie…3:30min/km, mocno! Zwolniłem i starałem się kontrolować tempo na poziomie 4min/km. Do 10km biegło mi się dobrze, realizując plan. Mijając dokładnie 10km po 4min/km, co zwiastowało na dobrą końcówkę. O tym, co się stało po 10km chciałem jak najszybciej zapomnieć. Po nawrocie w złą uliczkę skręciłem, czułem, że coś jest nie tak. Po jakiś 300 metrach dobiegł do mnie Taj i sygnalizując mi, żebym zawrócił. Nie chciałem dać tej myśli dojść do głowy, ale poddałem się i zawróciłem.
Czułem się fatalnie. Byłem wściekły na siebie, że straciłem tyle minut przez głupi błąd. Na siłę próbowałem nadrobić stracony dystans… co było złe. Od 15 km systematycznie zwalniałem, doszła do tego kolka i nasilający się kryzys. Od miejsca połączenia się tras, widać było coraz więcej kibiców. Najgłośniej dopingowali Rosjanie - niedobitkowie po nocnych imprezach.
Wszyscy razem zmierzaliśmy do mety. Troszkę mnie to irytowało, że finiszowaliśmy z zawodnikami z innych biegów. Zygzakiem do końca..eh! Widząc niedaleko metę postanowiłem dać z siebie wszystko. Po przebiegnięciu kilometra okazało się, że jeszcze mam 500m! O zgrozo! To był mój najdłuższy i najszybszy finisz jaki zrobiłem w życiu. Tak też zakończyłem bieg z czasem 1h31min.
Dla mnie to osobista porażka. Straciłem szansę na dekoracje, która była w zasięgu ręki. Dobiegłem na 37 pozycji na 1500 startujących. Pocieszający jest fakt, że okazałem się najlepszy z Europejczyków. Zmęczony, spocony, ledwo stąpający na nogach udałem się na masaż. Tu zdziwienie - masażysta stwierdził, że mam naderwany mięsień i powinienem odłożyć bieganie na co najmniej trzy miesiące. Bzdura! Czułem się świetnie.
Wiedziałem, że za tydzień w Bangkoku odbywa się bieg na 10km. Musiałem sobie coś udowodnić. Szalenie chciałem wywieźć puchar z Tajlandii. Wiedziałem, że pomysł kolejnego startu nie spodoba się narzeczonej, zaryzykowałem i postanowiłem sie zapisać na kolejny bieg.
Tydzień przed zawodami, spędziłem czas ze znajomymi na Koh Samui Island. Po wielu negocjacjach z dziewczyną ustąpiłem. Postanowiłem, że do startu nie będę trenował, oddając się całkowitemu relaksowi.
Koh Samui zwana wyspą ""kokosowych drzew"" jest sercem południowej części zatoki Tajlandzkiej i trzecią co do wielkości wyspą Tajlandii. Krajobraz tej wyspy tworzy aż 26 km piaszczystych plaż.
Nie trenowałem, nie ćwiczyłem, jadłem wszystko na co miałem ochotę, piłem, imprezowałem… typowy Chill Out. Jedną z ciekawych imprez nocnych, na których byliśmy to Full Moon Party na wyspie Koh Phanghan. Blisko 20tyś. Młodych wymalowanych ludzi przyjeżdża tutaj i bawią się do białego rana. Impreza ta zapoczątkowana przez hippisów z tradycją.
Im mniej czasu zostało do biegu, tym coraz bardziej rozmyślałem jak ja ten dystans przebiegnę bez żadnego przygotowania. Trochę się przytyło. Ze smutkiem opuściliśmy piękny kurort na przepięknej plaży Lamai. Tego samego dnia pojechaliśmy odebrać pakiet startowy. Impreza mniejsza i wpisowe mniejsze. Za to o dziwo bogatszy pakiet: dwie koszulki techniczne i jakieś tajskie żele.
Bieg odbywał się w parku Suang Luang, oddalonego o 15km od centrum Bangkoku. Przepiękny park, super miejsce na odpoczynek pasywny jak i aktywny. Tu już od 5 rano widziałem duże grupki Tajów, którzy oddawali się medytacji i jodze. Niestety to był ostatni dzień w Tajlandii. Nazajutrz trzeba było wyjeżdżać. Smutny, bo to kolejne rozstanie na długo z narzeczoną. Nie wyspany, zmęczony wyruszyłem tym razem z Nalinee która dopingowała mnie. Start o 6 rano przy 26 kreskach ciepła. Była to już 17 edycja i nazbierało się w tym roku dużo ludzi.
Tu ciekawostka, bieg podzielony był na kategorie wagowe! Tak jest wagowe, nie wiekowe. Do 46kg, 56-59kg, 59-69kg, 69kg i w górę. Pierwszy raz się z tym spotkałem. Co do trasy płaska, wijąca się alejkami w parku z jednym nawrotem w połowie.
Powtórka z rozrywki. Zero stref startowych, przebijanie się na sam początek. Tym razem znalazłem się w pierwszej linii. Niesamowity ścisk i walka o jak najlepsze miejsce w czasie pierwszego kilometra. Pierwszy km również nerwowy i mocny, ale za to luźny. Wiedziałem że będzie dobrze, wiedziałem że wywalczę upragniony puchar. Byłem zmotywowany!
Po 5km tempo nagle siadło. Już nie było tak kolorowo jak wcześniej. Cięższy oddech i osłabienie zwolniło tempo, ale i tak udało się wyprzedzić kilku zawodników. Ostatni km biłem się o 6 lokatę z 3 zawodnikami. Wyszedłem zwycięsko! Finiszowałem z czasem 37:48. Dało mi to 6 lokatę na 2000 startujących.
W pierwszej 10 znalazł się aż 6 obcokrajowców. Wygrał Ukrainiec z czasem ok. 35 min. Było to moje małe mistrzostwo świata. W czasie dekoracji pomylono mnie z Francuzem. I tak miłym akcentem skończył mi się urlop. Do sukcesu na pewno przyczyniła się moja ukochana. Była ze mną i mnie mocno dopingowała! Wracając do zimnej Anglii zahaczyłem jeszcze na jeden dzień do Seulu.
Za rok wracam na pewno! Może i wcześniej… kto wie :)
|
| | Autor: emka64, 2013-08-15, 20:46 napisał/-a: a faktycznie , może tak być ,
byłem w Tajlandii i też takich widziałem (ale nie dotykałem :) | | | Autor: lechu8827, 2013-08-15, 21:29 napisał/-a: Jak najbardziej to sa tancerki z malym dodatkiem:)
Narzeczona rowniez pozowala:)
Startujac w kilku imprezach w tamtych rejonach nie spotkalem sie z kontrola antydopingowa :)
Arti?wszystko wporzadku nic sie nie stalo?
O tak jedzenie super w tych rejonach!:) | | | Autor: Arti, 2013-08-15, 22:19 napisał/-a: Dzięki Michał teraz patrzę,że Ty byłeś w te wakacje...ja byłe wcześniej, zeszłej jesieni więc fukcem w okresie roztrenowania. Miesiąc straciłem (ale tylko tydzień z treningów)kilka prześwietleń i na szczęście okazało się ,że mega mocne stłuczenie. Więc zakończyło się szczęśliwie. W tym czasie był maraton w Bangkoku co ciekawe jego daty czasami są o kilka miesięcy różne a raz chyba nawet był na początku i na końcu roku (bo az chyba odwołali) ze względu na ulewy.
Gratuluję jeszcze raz biegowego wypoczynku ;) | | | Autor: lechu8827, 2013-08-16, 05:56 napisał/-a: A dziekuje:) Bylem w tym roku swietny wypad.. mimo przygotowan do polmaratonu wynik bez szalu- gdybym nie pomylil trasy:P ale za to organizacja biegu na dobrym poziomie ...duuzo tajow biega
...roznie to bywa z tymi biegami w tajlandii...pattaya maraton tez kilka razy date przesuwali takze nie bylem do konca pewny kiedy sie odbedzie
Co najlepsze kilkakrotnie bralem w Tajlandii udzial w zawodach dzwonisz czasami 2- 3 miesiace przed zawodami a tu niespodzianka organizator nie jest ciw stanie udzielic podstawowych informacji o biegu.
To dobrze ze ci sie nic nie stalo trzeba po prostu uwazac ...tez prawie zaliczylem wywrotke na jednych z riun w Angor:)pozdrawiam | | | Autor: lechu8827, 2013-08-16, 06:11 napisał/-a: czy ja wiem ..zapomnialem wspomniec ze w masowych biegach ulicznych w Tajlandi jesli chodzi o nagrody finansowe to jest troszke inny system jak w polsce ...zauwazylem na kilku imprezach ze tajowie maja wieksze nagrody pieniazne od np obcokrajowcow ktorzy uczestnicza w tych samych zawodach...
np w polmaratonie w ktorym bralem udzial za 1-msce dla taja bylo ponad 4tys zlote a dla obcokrajowca 600zl roznica!
z kolei 2 -msce dla taja 2tys zl a dla obcokrajoowca 400zl
takze tajowie dostaja wiecej ! i oczywiscie placa mniej za wpisowe zawsze . niestety my musimy placic 2 czasem 3 krotnie wiecej:)
za to juz w maratonie za 1 msce bylo 30 tys zl ale juz od 2miesjca placili tyle samo czy to byl obcokrajowiec czy tubylec:)
ale przewaznie wieksze nagrody pienizne sa dla tajow!:)
a nie powiem zauwazylem ze w tajlandi mase ludzi biega
i to na bardzo dobrym poziomie:)...rozwijaj sie ..ale tam gdzie pieniadz to i ziomale z czarnego ladu sa! | | | Autor: lechu8827, 2013-08-16, 06:36 napisał/-a: Ten system finasowania jest oczywiscie bardzo dobry dla tajow moga troche zarobic te kilka tys bathow ( ich waluta).Dlatego w zawodach bierze udzial masa tubylcow od dzieci do starszych biegaczy!:) | | | Autor: Admin, 2013-08-16, 07:35 napisał/-a: A jak radzą sobie na zawodach z przypisaniem multi-Taja do kategorii kobiet lub mężczyzn? W Polsce ten problem na razie nie występuje, ale tam chyba jest zauważalny? :-) | | | Autor: maroglasgow, 2013-08-16, 11:01 napisał/-a: wprowadzić kategorie men, woman oraz random :) | | | Autor: lechu8827, 2013-08-16, 16:13 napisał/-a: LINK: http://...
zaskoczyles mnie pytaniem :0 szczerze nie wiem i nie spotkalem sie z tym:p moze i faktycznie to zjawisko tam wystepuje chodzi mi oczywiscie o zawody heh | | | Autor: kamil1973, 2013-08-16, 16:19 napisał/-a: Ekstra relacja..brawo za ambicje na 10 km,na połowie troszke nie poszło ale za rok bedzie lepiej.
Pozdrawiam. | |
|
| |
|