2023-01-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Ciasto antybiegowe (czytano: 1153 razy)
Ciasto antybiegowe
Pisałem tutaj o biegowym gulaszu, który dalej robię i jem ze smakiem. Napiszę teraz o moim cieście, które powinienem nazwać biegowym, ale tak nie nazwę. Ze względu na to, że jest za dobre, to ważę o wiele więcej niż chciałbym. Ilości które pochłonąłem są tak duże jak długi jest dystans, który pokonałem biegowo w tamtym roku, czyli 4885 kilometrów (średnia 13,384 km/dzień).
Zaczęło się od śliwek, które w tym roku obrodziły. W pobliżu mojego miejsca zamieszkania rosną śliwki na nieużytkach i właśnie duża ilość owoców nasunęła mi na myśl, żeby upiec ciasto ze śliwkami. Szukałem przepisów w internecie i wyszukałem taki najprostszy.
Składniki:
0,5 kg mąki różnego rodzaju (może być trochę więcej)
250 dag margaryny
2 łyżki cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej (lub proszku do pieczenia)
1 jajko
1 kg - wydrylowane śliwki (może być więcej)
Ciasto wyrobić, odstawić na pół godziny do lodówki. Śliwki wydrylować. Po pół godzinie wyjąć ciasto, podzielić na pół, rozwałkować pierwszą cześć - położyć na blasze do pieczenia posmarowanej margaryną, uzupełnić braki w wypełnieniu. Położyć na to śliwki. Rozwałkować drugą część, podzielić na części - położyć na wierzch. Im więcej luk tym lepiej. Piec obustronnie w w piekarniku elektrycznym w 180 stopniach przez 50 minut. Po tym czasie zostawić w piekarniku na kilkanaście - minut.
Wyszło za pierwszym razem boskie. Zjadłem pierwszą blachę, upiekłem drugą, trzecią, czwartą. Tak piekłem aż do skończenia się śliwek. Najpierw dodawałem proszek do pieczenia, później sodę oczyszczoną, gdy przeczytałem skład tego proszku. W składzie była substancja, która miała taki sam wzór chemiczny jak soda, poza tym mąka i różnego rodzaju polepszacze. Bez sensu. Najpierw dzieliłem ciasto pół na pół, potem na górę zostawiałem mniej. Najpierw dawałem białą mąkę pszenną, potem mieszałem z żytnią, krupczatką, pszenną i żytnią z pełnego przemiału, pszenną graham. Szczególnie ta graham była fajna, bo dawała ciemne kropki w cieście.
Skończyły się śliwki, ale w okolicy jest dużo bezpańskich jabłoni. Jabłka obrodziły, więc postanowiłem do śliwek dodawać jabłka, a potem do jabłek śliwki, a na koniec same jabłka. Myślę, że z gruszkami, malinami, jeżynami czy innymi owocami też byłoby dobre. Kilka razy obierałem jabłka ze skórki, ale później z lenistwa i żeby zobaczyć jak to będzie smakowało nie obrałem ich. Wyszły takie pieczone jabłka w cieście - cudo. Nie dość, że mniej czasu na pieczenie, to ciasto okazało się lepsze. Ilość jabłek - ile kto chce. Jak miałem dużo jabłek, to ciasto ledwo mieściło się na blasze, jak mało, to mało. Zerwałem przed zimą trzy duże wiadra jabłek, potem jeszcze dorwałem jedno. Do końca roku prawie wszystkie jabłka wykorzystałem do ciasta.
W święta upiekłem na tym samym cieście makowiec - masa makowa z puszki. Nie było złe.
Ostatnio zamiast jabłek dodałem pokrojoną dynię. Niestety tutaj wyszło mdłe. Trzeba było do tej dyni dodać cukru.
Planowałem zrobić dla doświadczenia jeszcze sernik, ale stwierdziłem, że po co, skoro jabłecznik jest świetny?
Kilkanaście - kilkadziesiąt ciast spowodowało, że trochę mi przybyło kilogramów. Co prawda mniej jadałem pieczywa, ale za to ciasta dużymi kawałami. Postanowiłem więc zastopować do lata, gdy będą nowe owoce. Może na święta coś upiekę.
Zdjęcie - ostatni kawałek ciasta z dynią. Ledwo zdążyłem przed zjedzeniem.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |