2022-10-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 2x24+4+14=66 (czytano: 1201 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100057105234592
2x24+4+14=66
Następny dzień ze sportem od rana do nocy.
Szybko rozszyfruję - dojazd rowerem na zawody - 2 x 24 km, bieg w ramach Dziwnowskiej Ligi Biegowej - 4,1 km, bieg do pracy - 13,5 km.
Początek - godzina 8:00 - wyjazd rowerem na zawody do Pobierowa. Trochę się dłużyło, ale jakoś dojechałem.
Bieg 4,1 km po wertepach między Pobierowem a Łukęcinem. Otrzymałem kartkę z numerem 13. Ponoć miał ten numer być szczęśliwy.
Wystartowałem jako drugi i ciągle biegłem za pierwszym kilka, kilkanaście metrów. Dlaczego tak wysoko? Ano najlepsi nie przyjechali, bo następnego dnia w tej samej miejscowości miał się odbyć bieg o wiele większy. Biegnę tak biegnę, korzenie, wystające płyty, zakręty to w prawo to w lewo. Na szczęście przy zakrętach były strzałki, więc nie można było zabłądzić. Dobiegamy do Łukęcina i teraz z powrotem do mety. Jest trochę asfaltu, więc można było trochę przyspieszyć. Tak przyspieszałem, że dogoniłem lidera. Nie woziłem się za nim i pobiegłem do przodu. Wydawało się, że zwycięstwo mam w kieszeni, ale ta kieszeń miała dziurę i niestety wypadło. Blisko mety widzę, że rywal się zbliża, więc przyspieszyłem ile mogłem. Jakieś 100 metrów do mety odłączyło mi prąd, ale jakoś toczyłem się do przodu z rozpędu. Rywal to wykorzystał i wyprzedził mnie w ekspresowym tempie. Nie miałem sił na kontrę i gdy straciłem prowadzenie to jeszcze bardziej ubyło mi sił. Dotarłem do mety truchcikiem, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Gdybym się tak w końcówce nie szarpał, to kto wie co by było. Ale cóż - było minęło. taka okazja może się nie powtórzyć. A jak się powtórzy, to może jakoś lepiej taktycznie pobiegnę.
Wręczenie nagród - otrzymałem dyplom.
Teraz do domu. Jadę trochę inną trasą, w przeciwnym kierunku do tego co biegliśmy. Jadę tak jadę i czasem muszę zsiąść z roweru, bo po prostu nie mam sił. Ale jakoś dojechałem do domu, gdzieś koło 13.
O godzinie 19:00 wyruszyłem na następny bieg - do pracy w Międzyzdrojach. Po szosie, około 13,5 km. Jakoś dobiegłem i byłem mniej zmęczony niż jazdą rowerem. Tak się skończył ten sportowy dzień. Ale już następnego dnia rano musiałem biegiem powrócić do domu, a wieczorem znowu do pracy, bo miałem dwie nocki pod rząd. Dwie nocki, żeby za tydzień znowu dzień przed biegiem odpocząć w domu.
I tak się toczy ten rok - rekordowy pod względem liczby przebiegniętych kilometrów. Tyle jeszcze w życiu nie biegałem. Ale jakoś daję radę i jeszcze dodatkowo chcę zaliczyć wymagane biegi w DLB. A jeszcze w pierwszej połowie roku odrzucałem taką możliwość, żeby się nie przebiegać. Ale jak przebiegłem pewnego razu 60 km, to sobie pomyślałem - dam radę i z biegami DLB.
Link- strona Dziwnowskiej Ligi Biegowej
Zdjęcie - na linii startu (fot. organizator)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |