2016-11-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Powroty (czytano: 863 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/MaciejMalecki/photos/a.1501322780082895.1073741828.1501266773421829/181079
Zbieram się żeby napisać o powrocie do regularnego biegania i zebrać się nie mogę , ale obiecałem więc czas na piątkową prasówkę ;)
Zarzekałem się rękoma i nogami, że do biegania nie wrócę, a nawet nie będę próbował. W tym postanowieniu przetrwałem marzec, kwiecień, maj i połowę czerwca. Szczerze pisząc byłem zmęczony kolejną kontuzją, której się nabawiłem w ostatnich dniach przed najważniejszym startem w sezonie. Nie jestem wyjątkiem od reguły i każdy ma takie przypadki na koncie, dlatego myślę że mnie rozumiecie. W końcu gdzieś we mnie zwyciężyła ciekawość, czy dam radę, jak się sprawuje stopa po urazie i najważniejsze bieganie daje mi szansę na chwilową ucieczkę od czasami trudnej i szarej rzeczywistości. Nie wiem czy też tak macie ale po prostu psychicznie odpoczywam biegając i ładuje mózg pozytywnym myśleniem. Nie potrafię takiego stanu osiągnąć uprawiając inną dyscyplinę sportu po prostu coś niesamowitego.
Na pierwszą krótką przebieżkę wybrałem się podczas wakacji w Grecji, malownicza wyspa Skopelos kusiła oj kusiła do biegowego zwiedzania ;) Serce podpowiadało urwij się i leć pobiegać ile sił w nogach na szczęście rozsądek też był na miejscu. Skończyło się na 20 minutach truchtu, którym cieszyłem się jak dziecko! Chciałem wrócić i znów biegać, na początku oszukiwałem siebie że tylko takie truchty będę robił, maksymalnie 2 razy w tygodniu jako uzupełnienie treningów na siłowni. Z każdym kolejnym treningiem jednak chciałem więcej, więcej i skończyłoby się kolejną kontuzją. Nie tym razem, powrót po kontuzji był step by step, małymi kroczkami, do niczego się nie śpieszyłem bo cały sezon spisałem już na straty. To był strzał w dziesiątkę zawsze chciałem wszystko szybko, zamiast ćwiczyć mniej ćwiczyłem więcej, zamiast biegać wolno biegałem szybko i ten progress szedł powoli. Jeśli można mówić o nauce płynącej z mojego przypadku to na pewno cierpliwość i pokora. W czerwcu przebiegłem ok. 100 km, lipiec to już 166 km, sierpień zakończyłem na 235 km, a wrzesień na 250 km robiąc tydzień obowiązkowej przerwy bo już wychodziło tego za dużo. Dopiero teraz w październiku myślę, że przekroczę granicę 300 km ale i tak się zastanawiam czy nie jest to za szybko. Zwłaszcza, że forma rośnie cały czas i co najważniejsze poza drobnymi urazami nie doskwiera mi nic poważnego!
Jak jest z tą formą chyba najlepszym dowodem na jej wzrost świadczy wczorajszy trening tempowy 10 km w czasie 37:38 min, a jeszcze podczas biegu Powstania Warszawskiego przebiegłem ten sam dystans w czasie 38:02. Oprócz widocznej różnicy w czasie to jeszcze w samopoczuciu w lipcu chciałem się położyć i nie wstawać już, a wczoraj przeszedłem spokojnie w trucht ;)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |