2014-09-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| WYCZEKIWANIE (czytano: 1184 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://eco-rafal.blogspot.com/2014/09/wyczekiwanie.html
Zbierałem się do pisania i zbierałem. Jednak tak, jak w przypadku biegania idzie mi łatwiej, i deszcz, czy śnieg nie są w stanie mnie zatrzymać, tak z pisaniem jakby szło nieco gorzej, tu nawet kamyczek w bucie może spowodować... że podczas pisania na klawiaturze na palcu pojawi się pęcherz. Ot dziwna zależność.
Ostatnie tygodnie spędziłem w sumie na budowaniu i burzeniu swojego kalendarza startowego. To o tyle łatwe, że za sobą mam już najważniejsze wydarzenia, więc teraz mogę spokojnie wertować „oferty” w poszukiwaniu co smakowitszych kąsków i żonglować nimi do woli. Więc czy to leżąc przed komputerem, czy też biegnąc po leśnych przecinkach miałem w głowie wirujące starty te bardzo, ale i mniej ambitne. Tylko sporadycznie coś mi przeszkadzało i powodowało, że myśli błądziły gdzieś daleko i burzyły to, co tak mozolnie starałem się zestawić.
Jedną z takich przeszkód okazał się słynny The North Face Ultra-Trail du Mont-Blanc. Podczas tego biegowego święta na starcie stanęło spore grono znajomych biegaczek i biegaczy.
Po raz pierwszy zdarzyło mi się, abym tak wiele czasu spędził nad śledzeniem wyników i relacji jakiejkolwiek dyscypliny sportowej. Co więcej, przez ostatnie lata funkcjonuję bez telewizora i wyniki często sprowadzają się do suchej tabeli i wyników. Relacja life? Tylko, kiedy przechodzę koło knajpy i coś mi wpadnie w oko :) Teraz jednak było zupełnie inaczej! Cały dzień ślęczałem nad telefonem. Co kilkadziesiąt minut wpisywałem w wyszukiwarkę jak opętany Gediminas, Lesniak, Dolegowski, Dolegowska. Innym razem Dolegowska, Dole..... tak w kółko. Chyba jedynie u mnie kolejność zmieniała się jak w kalejdoskopie, bo zawodnicy uparli się aby trzymać się ustalonej hierarchii. Od czasu do czasu wpadałem jeszcze na inne wyniki i tu posługiwałem się nieco innym kluczem ctrl +f i... „Pologne”. Sporo naszych się pojawiło i fajnie. Co czułem? Chyba smutek, że mnie tam nie ma, chociaż w sumie to świadoma decyzja. Oj pobiegałbym sobie po górkach, powalczył, obił stopy, ale niestety tym razem to nie dla mnie. Powiedziałem sobie, za słaby jesteś, poćwicz jeszcze ze 2-3 lata i wtedy pojedź. Słowo się rzekło... może dzięki temu nie padnę na pierwszym podejściu :)
Mimo tego, że byłem daleko od Chamonix to i tak czułem adrenalinę, widziałem przed oczami jak mkną po skałach, jak walczą na podejściach i … jak wiatr szaleje w czuprynach przy zbiegach. Obserwowałem punkty na mapie, jak zaczerniają się kolejne koła i do mety już z każdym krokiem bliżej. Dla kibiców, także tych rozłożonych wygodnie w fotelach, to zapewne fantastycznie przygotowana impreza. Wszystko na wyciągnięcie ręki, czytelnie i prosto. Jedno kliknięcie i... wiem gdzie jest znajomy druh, mogę poczytać o jego dokonaniach itd. To naprawdę fajna rzecz i wygląda to zupełnie inaczej z tej „kanapowej” perspektywy. Osobiście chyba jednak wybrałbym start, niż siedzenie na necie. Czas płynie szybciej, a i nerwy chyba mniejsze :)
Bądź co bądź cieszyłem się jak dzieciak kiedy dobiegli i może gdyby nasłuchiwali gdzieś z kierunku wschodniego usłyszeliby moje wrzaski.
Te zawody dały mi kopa, chociaż w sumie kopa dała mi Magda D., która poddała pod wątpliwość moje plany i start w Kaliskiej 100. Usłyszałem „Rafał, to nie dla ciebie, idź w góry”. No i niestety ja, który nie lubię pośrednich rozwiązań i uważam, że faktycznie 100km po asfalcie nie ma sensu, wybrałem sobie dwa porządne dania: BUTa i Łemkowynę. Skoro danie główne to i porcja musi być odpowiednia... więc wybór padł na 251km. Co do deseru. Jestem ogromnym łasuchem i za słodycze oddam życie, więc i Łemkowyna musiała być w rozmiarze XXL – 150km. W międzyczasie okazało się, że przyrządzają specjalną ucztę na Beskid Ultra Trail i zmieniają zawody w tzw. Challenge BUT. Myślę, że jeśli to skończę radocha będzie nieziemska, a jeśli nie, to ze względu na brak punktów odżywczych, na pewno nie umrę z przejedzenia.
I na marginesie, odpuściłem Krynicę – trochę żałuję, ale nie chciałem jechać aby tylko zaliczyć ten bieg. Nie czuję się za szybki, a w tym roku pojechało tam tylu ścigaczy, że większe szanse mam na 100m na hali :) Na poważnie, to za tydzień polecę sobie na spokojnie maratonik we Wrocławiu. Jak będzie? Pewnie dobrze, bez względu na wynik pewnie padnie życiówka, a jeśli nie? To wybiorę się na jakieś dobre lody, a to na pewno pomoże i osłodzi mi każdy wynik.
r
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |