2014-07-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Spełnienie.... (czytano: 4000 razy)
Myślę, że każdy człowiek, bez względu na wiek, miejsce zamieszkania, płeć, przynależność, rasę, narodowość, wyznawaną religię i milion innych czynników powinien doświadczyć uczucia spełnienia. Pierwsze pytanie jakie się nasuwa - czym jest to spełnienie? No bo przecież dla każdego będzie to coś innego. Dla jednych spełnienie oznaczać będzie awans w pracy - realizacja zawodowa. Dla drugich spełnieniem będą wakacje w hotelu all inclusive z lokajem donoszącym coraz to nowe smakołyki. Dla trzecich spełnieniem będzie kupno nowego domu, auta, motoru itd. Są i tacy, którzy spełnienie odnajdują w różnego rodzaju używkach, alkoholu. Spełnieniem można nazwać miłość, obdarzenie drugiego człowieka wspaniałym i niegasnącym uczuciem... Pytanie numer dwa - co ja rozumiem przez słowo spełnienie? Jak odnosi się ono do mojego życia? Nie tylko biegowego, ale także prywatnego?
Spełnieniem jest dla mnie piękny zachód słońca. Poranna mgła unoszącą się nad polami, gdy jadę o 5:30 do pracy rowerem. Kropelki rosy leżące na trawie. Zapach powietrza po deszczu. Wieczorne rechotanie żab. Tęcza. Widok lecącego gdzieś na niebie, ledwie widocznego samolotu. Zapach skóry muśniętej słońcem. Dźwięk pluskania się w wodzie. Ćwierkanie ptaszków. Zamarzające zimą rzęsy. Odgłos skrzypienia butów na śniegu. Miliony gwiazd na bezchmurnym niebie. Delikatny, ciepły, letni deszczyk...
I wiecie, co kocham w tym wszystkim najbardziej? Że wszystko to, co daje mi spełnienie, jest całkowicie darmowe. Uniwersalne. Dostępne dla każdego. Wystarczy chcieć i zobaczyć, że do wielkiego szczęścia, tak niewiele jest potrzebne. Że można nie mieć nic, a jednocześnie mieć wszystko.
Co więc daje mi uczucie największego spełnienia? Co ma największą wartość? Co raduje najbardziej? O dziwo - żadna z powyższych rzeczy. 12 lipca poczułam to tak głęboko, jakby ktoś zaczął grzebać mi w mózgu i przestawiać różne rzeczy.
12 lipca brałam udział w sztafecie z Zielonej Góry do Cottbus (100km). Miałam do przebiegnięcia trzy odcinki - 5,9; 4,7; 5,1 km. Na każdym dawałam z siebie wszystko, dosłownie wszystko. Przy kończeniu pierwszego byłam pewna, że nie pobiegnę drugiego, a przy kończeniu drugiego powiedziałam już na pewno, że trzeciego nie przebiegnę. Okazało się to oczywiście bzdurą, bo przecież wojownik światła nie poddaje się nigdy. Każdy dystans traktowałam całkowicie indywidualnie. Byłam tam tylko ja i droga - długa, prosta, asfaltowa, wydająca się nie mieć końca droga. Podczas pokonywania ostatniego odcinka poczułam całą istotę człowieczeństwa. Nie wiem czemu wtedy, w takim momencie, tak bardzo poczułam się częścią jakiejś niezwykłej całości. Niezwykłego zjawiska. Byłam przecież tylko członkiem sztafety. I to nie żadnej olimpijskiej, tylko zwykłej, koleżeńskiej, bez żadnej spiny na wynik i miejsce. Taki sobie run for fun. A jednak poczułam w sobie coś tak niesamowitego, że pomimo wielkich trudów, bólu nóg i smrodu przejeżdżających spalin, chciałam dać z siebie naprawdę wszystko. Pokazać, iż mimo że dla świata jestem tylko jedną na miliardy, małą kropeczką, to dla samej siebie jestem kimś wielkim. Przecież wcale nie musiałam tam być, nie musiałam tam biec i skazywać samej siebie na takie katorgi. Ale droga życia zaprowadziła mnie w tamto miejsce i - słowo daję - chyba zwariowałabym w innym. Ciało mówiło "daj spokój", umysł parł do przodu nie zważając już na nic. Gdy dobiegłam do punktu zmiany i przekazałam szarfę koledze poczułam to jeszcze dogłębniej. Miałam wrażenie, że zaraz słońce stopi mnie niczym masło, stopy spuchną tak, że rozwalą buty a ja sama wybuchnę niczym lawa z wulkanu. Wiedziałam, że był to mój ostatni odcinek, dlatego mogłam wykrzesać z siebie wszystko to, co jeszcze zostało i gdy odpoczęłam chwilę, poczułam spełnienie. Takie największe. Takie, które daje mi najwięcej radości. Takie, którego nie może mi dać nic innego. Byłam brudna, śmierdząca, spocona, zmęczona i pewnie wyglądałam okropnie, ale właśnie wtedy czułam największe spełnienie. Te uczucie. Uczucie, którego powinien doznać każdy. Każdy powinien raz porządnie się zgnoić. Tak, by poczuć każdy mięsień ciała. By poczuć, że ono istnieje i jest razem z nami na każdym kroku. By poczuć, że ŻYJEMY. ŻE TU JESTEŚMY. ŻE PO COŚ ZOSTALIŚMY STWORZENI! ŻE NIE ŻYJEMY PO TO, BY UMIERAĆ! a po to, by brać z życia wszystko to, co ono nam daje. Żyć na 100%. A może i nawet na 101.
By nigdy nie zatracić się w tym, co prędzej czy później przeminie. Cieszyć się chwilą. Każdą. Bo mijają one bezpowrotnie...
Peace!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Kempes (2014-07-19,07:04): A ja uwielbiam ten moment, kiedy docieram do granicy swoich możliwości, wiem, że nie jestem już w stanie więcej zrobić i w tym momencie robię krok naprzód... snipster (2014-07-19,10:38): alles super :) kasjer (2014-07-19,11:20): Powiem szczerze, że bardzo czekam na moment, kiedy spotkamy się kiedyś na biegu. Kolejny piękny tekst! Dzisiaj, kiedy młodzież wyraża swoje myśli jedynie lajkowaniem i skrótami w smsach takie teksty jak Twój czytam z ogromną przyjemnością i jeszcze większym zachwytem. I co bardzo w nich lubię to to, że bieganie pokazujesz jako sposób na radosne życie a nie jako cel w życiu. No, ładna laurkę Ci napisałem ;) ale zasługujesz! A jak się spotkamy to dostaniesz ode mnie czekoladkę, dzieciaku :) krunner (2014-07-19,14:39): Brawo! Świetny wpis. dario_7 (2014-07-20,12:01): I tak warto żyć!!! ;)) Endurance/Freestylerunner (2014-07-20,18:04): "Mam swoją pasje, która pozwala mi na świat patrzeć jaśniej..." https://www.youtube.com/watch?v=dEheU4mvfCw Przemkospg (2014-07-20,21:23): Kiedy wczoraj biegałem po legnickim parku, jeden z ludzi, którego mijałem powiedział do mnie, że mam u niego szacunek, bo chcę pokonać samego siebie, pokonać to, co jeszcze trzyma mnie w pewnych ramach. Taki bieg na 100km to właśnie wyjście z tych ram. Życzę powodzenia i dalszych sukcesów. żiżi (2014-07-20,23:14): Dla mnie spełnieniem jest moja rodzina-bieganie dopełnieniem w życiu,jak tak czytam Twój wpis i zawarte w nim przemyślenia i odczucia to taka ja parę lat temu-ta radość jest wciąż we mnie.P.s.a na pewno mamy te same spodenki:)))Pozdrawiam:) Mahor (2014-07-20,23:41): Cieszysz się nie byle czym.Miło się czytało przed snem...Ciekawe co mi się przyśni po takiej lekturze...Dobranoc
|