2014-06-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegi pod Kaukazem (czytano: 1310 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.elbrusrace.com/
Biegi pod Kaukazem.
Poprzedni tydzień spędziłem na Kaukazie Północnym: w Kraju Stawropolskim i Republice Kabardyjsko-Bałkarskiej. Celem głównym wyjazdu było wejście na Elbrus (5.642 m n.p.m.), szczyt uznawany przez niektórych za najwyższy w Europie. Wszystko zależy od tego, w którym miejscu poprowadzimy granicę między Europą i Azją na Kaukazie. Tak, czy siak, zbierając paciorki do Korony Ziemi, nie wystarczy wejść na siedem szczytów, tylko trzeba ich zaliczyć dziewięć. Oprócz dubletu Europejskiego (Elbrus vs. Mt. Blanc), mamy jeszcze duet Australijsko-Oceaniczny (Piramida Carstensza vs. Góra Kościuszki). Szczyt Elbrusa zdobyłem w poniedziałek, 16. czerwca o godz. 11:30, po siedmiu godzinach podejścia. Widok ze szczytu był przecudowny. Elbrus jest wygasłym wulkanem, górującym nad potężnym pasmem właściwego Kaukazu. Jest to więc rzecz niezwykła – na monumentalne pasmo górskie patrzysz z jeszcze wyższej platformy widokowej.
Ale ad rem – czyli do biegu. Zrobiłem sobie podczas tego wyjazdu dwie 45-minutowe przebieżki. Jedną w sobotę przed akcją górską. Drugą w sobotę po akcji górskiej.
W sobotę 14.6. biegłem asfaltową drogą A158 wzdłuż rzeki Baksan z jej ślepego końca – Poljany Azau (2.350 m n.p.m.), miejsca, skąd jedzie kolejka górska na masyw Elbrusa, do drugiego końca wioski Terskol (2.100 m n.p.m.). Zbieg (a potem niestety też podbieg) miał długość 4 km i różnicę wzniesień 250 m. Kiedy wybiegałem przed 10 rano, słońce świeciło już jak głupie. Ubrałem się na krótko i chciałem nawet zostawić czapeczkę. Było mi gorąco. Ale jak tylko rozpocząłem odwrót i zaczął się podbieg, słońce zasłoniły chmury i zrobiło się momentalnie zimno jak diabli. Wielkiej sensacji wśród miejscowej ludności nie robiłem. W Terskolu jest kilka rosyjskich ośrodków sportowych, i biegaczy widuje się dość często. Jedyną przeszkodą w płynnym biegu mogą być szwendające się po drodze i w jej okolicach krowy, a przede wszystkim byki! Podbieg był ciężki, aklimatyzacja jeszcze zerowa, więc zakładany czas wydłużył mi się z 45 do 52 minut. Kilka razy musiałem odsapnąć w marszu.
Na drugi bieg, już po akcji górskiej, wyruszyłem o 7:30 rano. Spaliśmy na konnym ranczo pod Kisłowodskiem. Jest to najbardziej znane uzdrowisko w Rosji – taki rosyjski Ciechocinek. Miasto położone jest w dolinach rzek Olchowki i Bieriozowej, będących dopływami Podkumoka. Dominuje teren górzysty, liczne jary i wąwozy. Wygląda to trochę bajkowo, bo górki te są często bardzo symetryczne, jakby usypane przez człowieka. Wystartowałem z wysokości 750 m n.p.m. wąską ścieżką, tratowaną często przez konie. Kluczyłem po licznych podbiegach i zakrętach, przeskakiwałem błoto i kałuże, aż w końcu osiągnąłem wysokość 930 m n.p.m. i aplikacja oznajmiła, że za mną połowa czasu treningu. Nie spotkałem nikogo, poza królikami i wiewiórkami. Piszę „nikogo”, po w języku rosyjskim o zwierzęta pyta się „kto”, a nie jak u nas „co”.
Dla człowieka poruszającego się głównie po wokół-poznańskiej płaskości, bieganie na tych sporych wysokościach bezwzględnych oraz po tych stromych podbiegach, nie jest łatwe. Zadyszka pojawia się natychmiast. Nie wiem, w jaki sposób biegacze w Elbrus Race są w stanie osiągać takie kosmiczne wyniki. Rekordzista – Andrzej Bargiel – ukończył ten bieg w 2010 roku, w czasie 3 godziny i 23 minuty, wbiegając z miejscowości Azau (2.350 m n.p.m.) na szczyt Elbrusa (5.642 m n.p.m.).
Są rzeczy, które nie mieszczą się w głowie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2014-06-24,15:02): interesująca sprawa... dla tych, co mogą biegać na wysokości 5.5km nad poziomem morza :) w sumie to chciałbym kiedyś spróbować ;)
|