2013-05-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| VIII Cross Maraton przez Piekło do Nieba (czytano: 1036 razy)
Najpiękniejsze w sporcie są zwycięstwa. Dla jednego zwycięstwem jest sam udział, ukończenie biegu i pokonanie własnych słabości, dla drugiego pokonanie odwiecznego rywala, dla jeszcze innego ustanowienie rekordowego wyniku, ale chyba każdy marzy aby kiedyś zostawić wszystkich w tyle i przekroczyć linię mety jako pierwszy.
Zawodowcom, którzy pracują nad doskonaleniem swoich umiejętności najwięcej zwycięstwa zdarzają się dużo częściej. To jest normalne. Kto trenuje najwięcej - należy mu się. Amatorom, którzy biegają zwykle 50-70% mniej zdarza się to dużo rzadziej, ale przy tak dużej ilości rozgrywanych imprez biegowych jest szansa kiedyś przy dobrej dyspozycji uda się i słabszemu zawodnikowi powalczyć o wysokie miejsce. Z taką właśnie myślą jechałem do Sielpi na VIII Cross Maraton przez Piekło do Nieba.
W Sielpi pojawiliśmy się z Karoliną dzień przed biegiem czyli w piątek. Od razu po otwarciu biura zawodów odebrałem swój numer startowy. Wkrótce niezdecydowana małżonka zrobiła to samo. Krótki spacer nad jeziorkiem i nadszedł czas na odpoczynek w wynajętym pokoju. Jutro miał nastąpić dzień prawdy. Czy skromne, nietypowe przygotowania pozwolą pokonać trudną przełajową trasę długości 42 km i 195 metrów i jak wypadniemy na tle rywali? To pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Na liście startowej widziałem kilku dobrych zawodników. Nie było jednak wśród nich zawodowców, więc wierzyłem że mogę powalczyć nawet o zwycięstwo. To byłoby spełnienie moich marzeń. Dotychczas udało mi się kilkakrotnie wygrać, ale to były krótkie biegi, a maraton to jest królewski dystans. Poza tym chciałem sobie udowodnić, że potrafię walczyć. Ostatnie drugie miejsce z Chełmży podrażniło moją ambicję. Czułem, że wtedy nie dałem z siebie tyle ile dać mogłem i byłem pierwszym przegranym.
Nadeszła sobota. Rano wyszedłem na rozgrzewkę. Standardowo przeprowadzam krótki rekonesans miejsca startu i panujących warunków. Było ciepło, ale nie upalnie jak to zapowiadali meteorolodzy. Słonecznie, około 23 stopni i lekki wiaterek. Warunki jak na maraton nie najłatwiejsze ale jeszcze w miarę do zniesienia. Na starcie ustawiło się około 150 biegaczy. O 9.00 wystartowaliśmy!
Miałem opracowane 3 warianty taktyczne:
1. Najbardziej prawdopodobne. Rywale są mocni i od początku dyktują szybkie tempo – wtedy biegnę w swoim tempie. Jeśli nie ma szans na sensowne miejsce traktuję ten bieg jako trening i nie „wypluwam flaków”.
2. Rywale są w moim zasięgu i dyktują mocne tempo – wtedy trzymam się z nimi w grupie i współpracujemy. Walka na ostatnim trzecim okrążeniu.
3. Rywale są w moim zasięgu i oszczędzają się na finisz – spokojnie wypracowuję przewagę i staram się kontrolować bieg.
Od początku na czoło wyszło dwóch zawodników. Był wśród nich rekordzista trasy – Dariusz Starzyński. 3 lata temu nabiegał tutaj 2:38. Trzymałem się za nimi, tempo było żwawe, ale nie za szybkie. Przynajmniej nie czułem abyśmy biegli zbyt szybko. Powstała około 6 osobowa grupa, która ku memu zdziwieniu szybko zmalała do dwóch osób – mnie i właśnie Dariusza Starzyńskiego. Około 4 kilometra na podbiegu mimo, że nie przyspieszyłem biegłem już jako pierwszy. Na piątym kilometrze pierwszy raz skontrolowałem czas i okazało się, że biegnę jednak dość szybko. Zegarek wskazywał 18 minut i 28 sekund czyli wychodziło po 3:42/km, a biegliśmy sporo po piasku. Czułem się jednak świetnie, więc starałem się bardzo lekko zwolnić i dalej biec swoje. Nie ukrywam, że bardzo cieszyłem się, że sprawdza się wariant numer 3:) Jednak do sukcesu była jeszcze bardzo daleka droga bo aż 37 km…
Wbiegłem do Piekła i jeszcze tym razem nie było tu piekielnie ciężko choć trasa była tu dość nierówna i pofałdowana. Około 7 kilometra byłem już w kolejnej miejscowości czyli w Niebie i tu biegło się super bo był równiutki asfalt. Pod koniec miejscowości był nawrót i wkrótce okazja aby ocenić ile mam przewagi i spojrzeć w oczy rywalom. Okazało się, że mam już wypracowane około 300 metrów przewagi, a goniący mnie zawodnicy biegną dosyć żwawo. Wbiegłem znowu do lasu. Reszta okrążenia była po leśnych duktach, które uwielbiam. Biegło mi się tutaj świetnie. Moje buty Nike Zoom Streak, świetnie się spisywały na tej nawierzchni. Dodam, że trasa jest dość kręta i łatwo się zgubić. Ja na szczęście miałem przed sobą rowerzystę pilota. Mimo, że było dość ciepło upał mi za bardzo nie przeszkadzał. Dużo było cienia i punkty z wodą były rozmieszczone co 2.5 kilometra. Pierwsze okrążenie miałem bardzo szybkie. 14 km pokonałem w 51,5 minuty czym bardzo zaskoczyłem spikera. Nad drugim zawodnikiem miałem 2 minuty przewagi. Wkrótce po wybiegnięciu na drugie okrążenie lekko się zdenerwowałem. Na punkcie żywieniowym miałem wodę i żel energetyczny jednak nikt w tym miejscu nie podawał odżywek. Musiałem się zatrzymać i odnaleźć swoją butelkę. Straciłem wtedy z oka pilota i po chwili skręciłem w nieodpowiednią uliczkę i musiałem się wracać. Straciłem około 100 metrów, a co za tym idzie cenne sekundy. Szybko jednak odnalazłem drogę i biegłem dalej. Żel mi jakoś dzisiaj nie najlepiej posłużył, mimo, że miałem ten typ przetestowany. Miałem lekki dyskomfort żołądkowy po jego spożyciu. Od 18 kilometra poczułem, że lekkość biegu powoli staje się historią i trzeba się powoli przestawiać na walkę. W Piekle na drugim okrążeniu już było ciężko, ale później na zbiegu odzyskałem wigor i w Niebie po nawrocie starałem się wyglądać jak najlepiej, aby rywale czuli, że dziś jestem nie do pokonania. Tak na oko wydawało mi się że mam 500 metrów przewagi nad Starzyńskim i 700 metrów nad Pawłem Zimą. Tempo trochę mi spadło, biegłem po 3:55-4:00/km. Pozwalało mi to jednak cały czas utrzymywać wypracowaną wcześniej przewagę. Na trzecie kółko wybiegłem już bardzo zmęczony i wiedziałem, że będzie bardzo trudno utrzymać przewagę. Chyba, że rywale również czują równie duże zmęczenie jak ja. Dochodziła godzina 11 więc zrobiło się dużo cieplej a to także biegu nie ułatwiało. Na 30 kilometrze zobaczyłem mojego najgroźniejszego rywala, ale co najdziwniejsze nie za swoimi plecami, a biegnącego z przeciwka. Okazało się, że pomylił trasę… Bardzo mnie to zdziwiło bo przecież tu kiedyś biegał, a po drugie pomylił się na końcówce drugiego okrążenia. Moje szanse na zwycięstwo w tym momencie dużo wzrosły choć na pewno nie w ten sposób chciałem z tym zawodnikiem wygrać. Pozostało biec dalej. Kolejni rywale byli niedaleko a oni trasy nie pomylili. W Piekle na trzecim okrążeniu co prawda diabła nie widziałem, ale czułem jakby z nogami coś zrobił. Były ciężkie jak z betonu. Tym razem nawet na zbiegu nie odżyłem. Dopiero po przebiegnięciu przez Niebo i wbiegnięciu w las poczułem się lepiej. Na nawrocie miałem kilometr przewagi nad Pawłem Zimą i do pokonania już tylko 8 kilometrów. Nie mogłem tego zmarnować. Po prostu byłbym frajerem. Ale nie takie przewagi tracili dużo lepsi zawodnicy w maratonie, więc ciągle czułem niepewność. Pokonałem w tym biegu już około 5 kryzysów i co kilka minut pojawiały się kolejne. Chciało się stanąć i nareszcie odpocząć, ale wiedziałem, że gdy to zrobię to już po mnie. Wytrzymałem. Na mecie pojawiłem się po 2 godzinach 48 minutach i 4 sekundach. Byłem szczęśliwy i kompletnie wykończony. Kolejny zawodnik Paweł Zima dobiegł z czasem 2:51.29. Pogratulowaliśmy sobie, udzieliliśmy wywiadów i udałem się do hotelu. Tam po prysznicu przez pół godziny było mi zimno mimo, że temperatura wynosiła 26 stopni. Dużo mnie ten bieg kosztował sił. Wkrótce przyszedłem ponownie na metę i po chwili przybiegła Karolina zajmując 3 miejsce wśród kobiet. Wspaniałe miejsce biorąc pod uwagę jej bardzo skromne przygotowania.
Później było podium, piękny puchar i nagroda za zwycięstwo no i tradycyjnie dla tego biegu duża siekiera:)
Dla nocujących w Sielpi był jeszcze na koniec grill integracyjny. Była wspaniała atmosfera. Wielki szacunek dla organizatorów tego biegu. Stworzyli naprawdę fajny maraton!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora benek (2013-05-20,09:41): Bardzo fajna opowieść. Gratulacje dla Ciebie i Karoliny! Wstaw zdjęcie siekiery :) Master Piernik (2013-05-20,16:56): Świetnie napisane, wielkie gratulacje !!! adamus (2013-05-20,20:32): Gratuluję !!!!! Przyznasz, że zjawiskowa choć niełatwa trasa na maraton :)) Przemek_G (2013-05-22,13:17): Dzięki chłopaki. Trasa faktycznie zjawiskowa. Lubię biegać po lasach:)
|