2012-10-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Tumska Dycha (czytano: 585 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://dycha.muksplock.pl/
Po powrocie z "Biegnij Warszawo" gdzie przemarzłem moje zdrowie się posypało. Ból gardła, straszny katar i ogólne osłabienie spowodowały że o normalnym treningu nie było mowy. Całe szczęście obyło się bez gorączki.
Start w Tuskiej Dysze - nowym Płockim biegu który zastąpił legendarny "cichy" lub jak kto woli "ściśle tajny" Bieg Tumski stanął pod dużym znakiem zapytania.
Praktycznie w tygodniu po starcie w Warszawie zrobiłem 2 treningi i rozruch i nie wyglądałem na nich najlepiej.
Decyzję o starcie podjąłem dopiero w niedzielę rano. Postawiłem sobie tylko jeden cel - wygraną w kategorii Płocczan. Wynik i miejsce w generalce były drugorzędne choć było się o co ścigać bo do 10 miejsca były nagrody pieniężne, które jak się później okazało ściągnęły jak magnes nieźle wyściganych zawodowców.
Od rana zużyłem 2 paczki chusteczek do nosa, ale juz czułem się lepiej. Na rozgrzewce szału nie było, ale często tak tez miałem przed rekordowymi biegami, więc byłem dobrej myśli. Pogodę mieliśmy piekną, było chłodno i słonecznie, troche wietrznie.
O 11.00 wystartowaliśmy. Ukraińcy, Radek Kłeczek i inni faworyci ruszyli bardzo mocno. Ja ustawiłem się w drugiej grupie, której tempo dyktował Marek Dzięgielewski. Wiedziałem, że raczej z nimi długo nie wytrzymam bo przez moje problemy z oddychaniem moja wydolność spadła bardzo znacznie, ale puki była moc trzymałem się grupy. Trochę też poprowadziłem. Przed piątym kilometrem wiedziałem, że muszę już zwolnić. Miałem przed startem postanowienie, żeby się dziś nie szarpać bo nie jestem w pełni zdrowy i tak też konsekwentnie zrobiłem. Pierwsza piątka wyszła w dobrym czasie 16:25, ale był to łatwiejszy odcinek trasy. Druga piątka to był już samotny bieg w tempie znacznie wolniejszym z celem utrzymania pierwszego miejsca wśród mieszkańców Płocka. Do ósmego kilometra biegło mi się mimo zwolnienia dość ciężko. Coś dziwnego stało się na 800-set metrowym trudnym podbiegu przy katedrze. U szczytu górki, gdzie powinno być najciężej nagle coś puściło i zaczęło mi się tak lekko biec jakbym dopiero wystartował:) Tak było już do mety, gdzie zjawiłem się jako 17 zawodnik po 34 minutach i 53 sekundach.
W sumie przyzwoicie jak na bieg "bez nosa" :)
Do dziś jeszcze nie umilkły echa pomyłek organizacyjnych, ale ten bieg ma szansę być dobry. Jest dobry termin i piękna trasa. Po dopracowaniu może być świetną imprezą.
Teraz gorący tydzień przede mną. Zostało 6 dni do Biegu Soczewka z BOP, którego jestem dyrektorem. Pracy jest bardzo dużo, aby wszystko sie udało. No i jeszcze chcę w nim dobrze pobiec:) Lepiej niż dziś!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |