2012-06-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Solidarności (czytano: 478 razy)
2 czerwca w końcu się pościgałem:)
Muszę przyznać, że mi tego brakowało. Po długiej przerwie po maratonie i krótkich przygotowaniach doprowadziłem się do przyzwoitego poziomu sportowego (bo do optymalnej formy było daleko…) no i skusiłem się wystartować w lokalnym Biegu Solidarności.
Dystans około 4,5 kilometra nie wymagał jakiś ogromnych przygotowań, po za tym bieg odbywał się 400 metrów od mojego domu. Trasa wokół stadionu lekkoatletycznego, 5 okrążeń ze startem i metą na stadionie była dość ciekawa. Obsada biegu również całkiem niezła: Klajbor, Poczwardowski, Kamiński, Dzięgielewski, Kąpiński, Więckowski, Dymek. Było się z kim ścigać.
Wystartowaliśmy około godziny 13. Pierwsze okrążenie dość spokojne. Szybko, ale bez szarpania. Na drugim już znacznie przyspieszyliśmy. Od trzeciego nasza 7-osobowa grupa prowadząca zaczęła się rozrywać. Dawid z Kamilem uciekli, Sławek trzymał się na trzeciej pozycji, a my walczyliśmy o dalsze lokaty. Wiedziałem, że jak na moje skromne przygotowanie biegnie mi się całkiem nieźle, ale nie byłem pewien czy wystarczy mocy do końca. Na czwartym okrążeniu jeszcze walczyłem aby się oderwać od rywali, ale byli tego dnia silniejsi. Na piąte okrążenie zabrakło już mocy. Dobiegłem z niezłym czasem na 6 pozycji w klasyfikacji generalnej.
Bieganie jest bardzo sprawiedliwe. Jak się przygotujesz tak pobiegniesz. U mnie właśnie tak było.
Z pozytywnych aspektów tego biegu na pewno mogę wymienić dwa:
1) Był to świetny trening szybkościowy
2) Wyzwoliła się we mnie duża sportowa złość, dzięki której chcę mocno trenować aby jesienią na „swoim podwórku” znów być najszybszym!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |