2011-10-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ...z szuflady... (czytano: 1688 razy)
Biegać można wszędzie.
Za oknem zimno, deszcz, siadam do pisania. Tak krótko od przyjazdu, a wspomnienia już wyblakły; nabrały sentymentu. "Somewhere over the Rainbow" - Israel "IZ" nastraja do wspomnień. Jak zawsze dobra muza mnie pobudza i zmusza do refleksji
Biegać można wszędzie! Z takim nastawieniem wyjeżdżałem do Chorwacji.
Gorąco, duszno, można leżeć na plaży, jeść lody, rozkoszować się błogim lenistwem, a tymczasem
można by pobiegać. Tylko po co? Na wakacjach? Ale przecież jechałem pełen zapału i motywacji. Inne miejsce, urocze widoki, tak też można zwiedzać. Jednak to nie wszystko takie proste. Pierwszy trening i pierwsze problemy. Nogi ołowiane, płuca zmniejszone do wielkości orzecha, kilkugodzinna podróż dała o sobie znać. Jednak widoki rekompensowały mi wszystko. Doskonale przystosowane miejsca dla
biegaczy i rowerzystów, to prawdziwy raj. A gdzie to wszystko? Nad Balatonem. Tam spędzam dwa dni, następnie szybkie pakowanie i 700 km drogi do przebycia. Cel główny Chorwacja. I w końcu jest napis: "Witamy na Rivierze Makarskiej". Co prawda ujrzałem go o świcie gdy było ciemno. Pomyślałem wtedy gdzie ja jestem ? gdzie jest słońce? Wszędzie kręte, wąskie drogi opadające ostro w dół. Czułem się jak w ciasnym pomieszczeniu, każdy ruch stwarzał strach przed otarciem, bólem. Dolomity zasłoniły wszelkie promienie słońca, ale gdy w końcu ujrzałem jasność zamarłem. Panorama na Adriatyk jest przepiękna. Coś niesamowitego. Jak tu biegać po takich górach? pomyślałem. Po 2 km można "zejść". Ale spokojnie, wdech , wydech najpierw trzeba się zakwaterować. Nie będę wam opisywał jak piękna jest Riviera Makarska. Popełnił bym grzech swym nie udolnym opisem.
Podgora to mała miejscowość leżąca nieopodal Tuczepi i Riviery Makarskiej. U podnóża gór na styku z Adriatykiem są promenady, na których od rana tętni życie. Setki barów, hoteli, restauracji, pizzerii, sklepów, straganów, pensjonatów, których tarasy prawie moczą się w wodzie. Tam właśnie biegałem. Poranne treningi już zawsze będą kojarzyły mi się z zapachem świeżo palonej kawy. Stoliki w kawiarniach od rana oblegane były przez turystów.
Ale jak tu zacząć biegać? Jak, normalnie, do przodu, patrząc uważnie pod nogi bo od podziwiania widoków można spaść w przepaść. Pierwszy "rozruch", bo trudno go nazwać treningiem. Czułem się jakbym zaczynał uczyć się biegać. Powoli, z ciężkim oddechem w tle. Co jest? - może wrażenia, widoki, upał, ciężka podróż dały o sobie znać? Nic nie miało jednak znaczenia, cieszyłem się, że tu jestem. Dobiegłem do końca promenady, droga ostro pod górę jakieś 300 metrów. Nie przyjechałem tutaj narzekać, przy końcu oczy wyszły mi na wierzch, a płuca odbiły się od asfaltu.
Pozbierałem się jakoś, poczłapałem wzdłuż przepaści, zbiegłem poprzez gaj oliwny i natrafiłem na plażę "golasów". No masz Ci los - same "chłopy" fujjjj Uciekam stąd byle do Tuczepi. Tam już kolejna promenada, hotele, kawiarnie; ludzie uśmiechają się do mnie, pozdrawiają, unoszą kciuki do góry, klaszczą. Pomyśleć że w Polsce dawno by mnie chcieli ustrzelić na pasach, rozjechać, wyzwali by mnie od... Zawracam przy końcu promenady i wracam do Podgory. Ostatni kilometr za Tuczepi zrobiłem w 7 min) Wspiąłem się przez gaj oliwny, a zza pleców wystrzelił mi staruszek. I tyle go widziałem. Dogoniłem go dopiero w Podgorze. Teraz to mi nie uciekniesz - pomyślałem. Teraz już miałem kompana. Za każdym razem witaliśmy się szerokimi uśmiechami. Nie wiem jakiej był narodowości, ale wiem że kochał tak samo biegać, jak ja.
Kolejne treningi, biegi promenadą, zapach parzonej kawy, "staruszek", znajomy kelner z pizzerii, który z oddali rozkładając śnieżnobiałe obrusy na stolikach pozdrawiał mnie swym szerokim uśmiechem, podbieg, gaj oliwny, intrygująca ciekawość w jakim czasie zrobię pierwszy kilometr wbiegając do Tuczepi, to wszystko dawało mi wiele radości na jakże nietypowych wakacjach.
Za każdym razem zapuszczałem się dalej wzdłuż riviery, poznając więcej, ciesząc swe oczy i duszę, planując także "wycieczkę" biegowa do Makarskiej. Zaopatrzyłem się wówczas w bidon z wodą i tempem maratońskim "popłynąłem" na ostatni trening wzdłuż Adriatyku. Za Tuczepi skończyła się moja przygoda. Przed Makarską wbiegłem do lasu, taki niby lasek. Tylko 2 km pod górę. "Drobiłem", jak przy ubijaniu kapusty w beczce. Wolno z językiem do pasa. Walczyłem sam ze sobą i z potężną górą .
Końcówkę wchodziłem już powoli, bez pospiechu, a oczom moim ukazała się panorama na zatokę. Tego widoku nigdy nie zapomnę. Nawet trudno mi opisać, to co wtedy czułem
Ale przecież wszystko, co dobre szybko się kończy. Czas wracać do domu. Wróciłem do kraju, z pięknymi wspomnieniami, nowymi doświadczeniami. Teraz wiem, że biegać można wszędzie, w najdalszych i najpiękniejszych zakątkach świata.
Dzień po przyjeździe, jeszcze trochę zmęczony odbyłem bieg kontrolny . Chorwackie " górki" zaowocowały w wynik .Wyrównałem czas z półmaratonu warszawskiego. Opłacało się pobiegać nad Adriatykiem. Czasem ludzie pytają mnie od kiedy biegam? Odpowiadam zawsze - od 115 kg. A przygodę z bieganiem można zacząć zaraz za progiem własnego domu...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |