2011-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wrocław cd. (czytano: 540 razy)
Po ciężkiej nocy jaką zafundowali nam kibice Adamka wstaliśmy bodajże po 5. Czułem się w miarę wyspany i przygotowany na walkę z trasą i upałem...Po zjedzeniu śniadania udaliśmy się w stronę samochodu. Byłem pewien że czeka nas obraz zbliżony do armagedonu, lecz kibice byli na tyle przytomni i uprzątnęli większość butelek. Dzień wcześniej troszkę żałowałem że nie poszedłem na walkę do tego pubu, ale teraz wiem że to było mądre posunięcie.
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu i pojechaliśmy już przebrani w stronę startu. Po drodze były już blokady które jednak nie przeszkodziły nam w dojeździe na miejsce. Część rzeczy zostawiliśmy w samochodzie. W biurze zawodów spotkaliśmy "zołzę" z córeczką, ale czy przypominała prawdziwą zołzę? Pozwoliłem sobie przytoczyć z internetowego słownika synonimów wyraz zołza, który oznacza: awanturnica, choleryczka, furiatka, jędza, ksantypa, sekutnica, zgaga, złośnica...ciekawe określenia. Lecz te określenia raczej nie odnoszą się do naszej koleżanki. Choć za długo jej nie znam hehe ;p.Przejdźmy dalej. Nasz kompan Jarek oddał swoje rzeczy do przechowalni, a nasz rodzynka Ineczka udała się jak to zwykle bywa do wc.
Gdy już każdy stał w swoim sektorze, to ja z Romanem i Jarkiem zastanawialiśmy się na jaki czas będziemy biegli. Jarek stwierdził że się nie będzie przemęczał i zaliczy 4 h, ja i kuzyn chcieliśmy biec na 3:30. Moja Ineczka gdzieś zniknęła i nie mogłem jej życzyć udanego startu ;(. Miałem nadzieję że dobiegnie w swoim wymarzonym czasie. W sektorze na 4-3:45 spotkaliśmy również Konrada o francusko brzmiącym nazwisku którego nie potrafię zapisać ani wymówić.
O godzinie 9:00 wystartowaliśmy, na początku spacerek bo ciasna atmosfera trzymała nas w ryzach. Po kilku minutach na dobre wystartowaliśmy było już w miarę luźno, ale nie na tyle żebyśmy biegli w zamierzonym tempie. Po kilku minutach zrobiło się bardziej luźno i nasze tempo oscylowało w granicach 5:00/km. Do pierwszej 15-stki biegło mi się w miarę dobrze, potem odezwało mi się zmęczenie w mięśniach czworogłowych. Było to spowodowane zeszłotygodniowym biegiem w Pile na rekord. W połowie trasy Romek poszedł do przodu ponieważ był głodny sukcesu jakim byłoby osiągnięcie czasu 3:30:00 w maratonie. Ja sobie odpuściłem bo słoneczko dawało o sobie coraz bardziej znać. Dobrze że punkty z wodą stały dosyć często można się było chłodzić. Około 30 km dały sobie znać jelita na szczęście miałem laremidek i go zażyłem i powoli wszystko zaczęło się uspokajać. Na 32-33 km dogoniłem Romka który osłabł i zaczęły go brać skurcze łydek. Nie tylko on miał kryzys inni również którzy stosowali taktykę podbiec 100, 200m i odpocząć. Od tak 21 km skończyła mi się woda w butelce i to również pewnie miało wpływ na moją wydolność ponieważ systematycznie od początku brałem łyka co 1km aż do wyczerpania. Potem organizm musiał czekać dłużej na wodę.
Przed 35 km już ledwie biegłem moje tempo było coraz gorsze, to była prawdziwa próba charakteru. Muszę się przyznać że jeszcze nie zdarzyło mi się zasłabnąć na trasie zawodów. Wyjątkiem jest bieg w Puszczy Zielonce gdzie miałem kryzys na 24 km i na prawdę poczułem się słabo i musiałem się zatrzymać. To był mój błąd bo zmęczony, odwodniony i nie najedzony po pracy pojechałem pobiegać. Mogłem posłuchać Ineczki lecz głupota wygrała ;p. Wracając do Wrocławia widziałem dużo osób walczących z upałem, każdy przeżywał to na swój własny sposób. Jeden biegacz np. żeby się nie poddać liczył raz, dwa...i to chyba go jakoś motywowało. Pewnie był to jego pierwszy start i biegł do tego sam. Jakoś doczłapałem na metę zmęczony fizycznie, był to mój jeden z najtrudniejszych startów. Zrobiłem życiówkę 3:45:16 s, poprawiłem się o prawie 15 min. w porównaniu do Krakowa. Jednak zostawiłem dużo zdrowia i zebrałem mnóstwo doświadczenia, że nie można biec na max. do przodu bo trasa, pogoda i własne słabości to zweryfikują. Gratuluje wszystkim biegaczom którzy ukończyli ten ultra ciężki bieg, oraz tym którym się nie udało. Lecz ci ostatni próbowali i należą im się za to brawa.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora ineczka16 (2011-09-14,09:40): Seba - nie jestem RODZYNEK, jak już to RODZYNKA - chociaż dobrze wiesz, że nienawidzę tego określenia... I rodzynek ;P blee seba844 (2011-09-14,09:42): no dobra, postaram się to później poprawić ;p Namorek (2011-09-14,22:50): Seba - nasza Pawlina to poprostu : Rodzyna Pawlina - Ha Ha .p seba844 (2011-09-15,08:04): Roman musimy uważać co piszemy bo się nam oberwie ;p
|