2011-05-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Abtynent i biegowe uzależnienie (czytano: 1967 razy)
I nie chodzi tu bynajmniej o absencje od alkoholu chociaż jego również nie pijam zbyt często ale o biegową. Na razie nie biegam ... w sumie od Jelcza już - czyli trochę ponad tydzień.
Achilles już nie boli, praktycznie nie wyczuwam bólu nawet podczas dotyku. Codzienny "streczing" i seria ćwiczeń stabilizujących i rozciągających zrobiły swoje, do tego okłady lodem i smarowanie ketonalem. Pierwsze wyjście zaplanowałem na czwartek - taki mały rozruch ...
Nogi mam naładowane jakby zaraz miały wybuchnąć, same rwą się do biegu. Przedwczoraj stwierdziłem, że gdybym miał teraz biec na życiówkę to mogło by coś z tego być ... ;-)
Z tego wszystkiego zacząłem jak głupi robić przysiady, żeby trochę te nieprzyjemne uczucie w nogach zniwelowaćć - niewiele pomogło ...
Zacząłem więc więcej jeździć na rowerze, myślę - może się zmęczę i przejdzie - taa przeszło hehe ... to sobie myślę, basen ? no to siup do basenu - zapomniałem okularków oczywiście i sunę żabką jak ta sierota z głową na wierzchu jak te babcie co zawsze rano przychodzą - no dobra, nawet czuje dziś plecy, aczkolwiek nie wiem czy to przez ten basen czy te pompki co później robiłem wieczorem ....
... a to nieprzyjemne uczucie dalej trwa, ... więc to prawda, jestem uzależniony, uzależniony od biegania ... nie ma więc co polemizować tylko trzeba brać się za bieganie :-)
Z przykrością musiałem odwołać wszystkie imprezy biegowe aż prawdopodobnie do Dobrodzienia ale i to jeszcze w swoim czasie zweryfikuje i zależne będzie od biegowej dyspozycji i formy.
Doświadczenie nauczyło mnie, że lepiej zrezygnować 1-2 tygodnie z biegania i wyleczyć do końca kontuzję niż bujać się z nią przez kilka miesięcy i co chwile zaleczać
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |