2011-05-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kiedy Najgorszy okazuje się najlepszy... (czytano: 1935 razy)
SILESIA MARATHON - dn. 03.05.2011r
Jak to może być że najgorszy czas który dotychczasowo (3.44.56 brutto)zaliczyłem na tym dystansie w którym startuję po raz 8my (po raz I szy w Polsce nie licząc NIC (7 okrążeń po parku wielkim) ubiegło roczny który traktowałem jako trening niż zawody, staje się mój najlepszy i ten z którego wracam najbardziej zadowolony i szczęśliwy? Odpowiedz Na to pytanie długie określam przez francuskie "force majeures" (siła wyższa) w pewnym stopniu ponieważ specjalnie aż tak straśnie nie trenowałem pod tym startem. Przyczyniła się też taktyka moja w czasie biegu.
Moje założenie przed tym startem to przede wszystkim go zaliczyć a póżniej żeby udało mi się pobiegnąć w granicach 3.45-4.00 godz. no i koledzy moi tu potwierdzą że tak im zapowiadałem przed biegem.
Szczerze mówiąc że 3 czynniki były przeciwko mnie już przed startem. Mianowicie:
1 - nie zaliczam kilometraż średniego amatorskiego maratończyka. Mój kilometraż miesięczny to ok .150km i żadziej biegam powyżej 20km w treningach, i tak też było przed startem.
2. w ogóle nie jestem "długo dystansowcem" (chociaż kiedy byłem 20 lat młodszy to te dystansy wychodziły mi z sukcesem ale kosztem późniejszej apatii no i zdrowia)Owiele lepiej czuję się na krótkie sprinciki poniżej 5km gdzie tempo mam na poziomie najlepszczego maratończyka w tym biegu. (poniżej 3.30/km)
3. Nie stosuję się do diety typowej do maratonu, ani nie czytam lektur. Nie mierzę nawet swoje tętno. Po prostu zjem i spalam kalorie biegając;)
Pomimo tego postanowiłem w marcu wystartować i po długiej przerwie poczuć raz jeszcze klimat prawdziwego maratonu i przy okazji "odwiedzić" bardzo ciekawe zakątki aglomeracji no i zaliczyć bieg na dłuższy dystans bo chciałbym być all-rounderem (omnibus) w bieganiu chociaż wiem że to będzie trudne do wykonania, ale czemu nie.
Pomimo tej niesprzyjającej aury (deszcz, deszcz i deszcz) od początku biegu no i temperatura ok 7 stopni...udało się.
Dzień wcześniej taka aura była zapowiadana więc pomyślałem o ubiór. Dobrze że wziąłem ze sobą pelerynkę przeciw deszczową (sprawdzona już w treningach) która zapewniła że plecy mi nie mokną. Ulubiona żółta czapka zapewniła mniej mokra głowa i czasami zapominałem że pada;-) Trochę zmokłem ale nie aż tak bardzo.
Jedna taktykę którą założyłem sztywnie się trzymałem. Miałem biegać tempem 5.40 przez co najmniej 10-12km, i tak było bo biegałem z grupą pacemakerów na 4.00 godz. Póżniej powoli , powoli posuwałem się do przodu.
Tempo wyglądał następująco:
10km - 55,58 (5.334 )
20km - 54,59 (5.275)
30km - 52,35 (5.141)
42.195 - 1.01.23 (5.012) - tu lepsze tempo niż sporo biegaczy z pierwszej setki
Niestety w tym przypadku wyniki nieoficjalne nie pokazują klasyfikacje etapowe, ale w całym biegu od 10km zyskałem nawet o 200 miejs to się okaże). Bieg zakończyłem na 223 miejscu.
Ten bieg mi się udał ponieważ:
1. Dobrałem odpowiedni ubiór (nie zawsze mam tu szczęście)
2. Mam trochę doświadczenie z przeszłości i dobrze wiem że nie należy zbyt mocno "szaleć" bo należy tego dystansu szanować. Również błąd szaleństwa popełniałem więc nie jestem świętoszkiem.
3. Nie napotkałem w czasie biegu żadnej ściany, zmęczenia i do końca wyprzedzałem, nawet ostatnie 2km pobiegłem poniżej 4.30 z sprint finiszem. Udowodni to zawodnik z Formy Wodzisław, mój rocznik ;-) Piłem wody umiarkowano no i kawałeczki banany, swoja ciemna czekolada i carbo tubka uzupełniała energię.
Może ten wpis wydaję się jako samochwała, ale nawet kiedy biegałem poniżej 3 godz. sprawy w.w. trochę lekceważyłem (to jest w ogóle inna historia zakończona i wolę patrzeć się do przodu chociaż jestem świadom że może kiedyś kiedyś takie czasy zaliczę)..
W takich biegach są również inne wspomnienia, takie jak:
- zawodnik "biegamboso.pl" , gościu w moim wieku który biegał boso i w swoim życiu zaliczył już 102 maratonów w ten sposób. Z nieba płakało deszczem a on wesoły jak słońce;))
- mnóstwo kibiców na poszczególne części trasy, najbardziej te stare typowo śląnskie (w Siemianowicach, w słynnym Nikiszowcu i w Szopienicach. Dzieciaków i młodzieży którzy krzyczeli i dopingowali nas wszystkich.
- Pan z mikrofonem (prezenter?) ok. 15km w Siemianowicach który pytał biegaczów o miejscu pochodzenia. Kiedy powiedziałem że z Bronowa, to odpowiedział przez mikrofon - Bronów...ummm nie wiem gdzie to jest. Nic dziwnego bo moja wioska ma zaledwie 1000 mieszkańców i mogę się pochwalić że jestem pierwszym z pewnością "Bronowianinem" który zaliczył maraton, chociaż tak naprawdę nie pochodzę z Bronowa.
Powoli kończę ten długi wpis. Chciałbym pobiec w stołecznym maratonie , myślę że jeśli się przygotuję do tego bardziej fachowo to będzie jeszcze lepiej pod każdym względem.
Dziękuję swoich znajomych że to przeczytali (maraton w czytaniu) i dziękuję siłę wyższą którą poprosiłem o udanego startu przed biegiem.
Dodam jeszcze że dnia 11.06 startuję w swoim pierwszym półmaratonu w polsce razem z kolegami.
John
ps. przepraszam za te różne błędy gramatyczne i ortograficzne wyżej. Na szczęście nie jest to praca maturalna z j. polskiego;)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora (2011-05-06,15:46): Brawo, John; nie wypatrzyłam Cię w tym tłumie biegaczy, ale może gdzieś (tuż przed 20km) dosłyszałeś mój doping. staszko (2011-05-06,16:40): No John po raz kolejny udowodniłeś że jesteś dobrym wzorem do naśladowania. Jeszcze wiele muszę się nauczyć żeby w ogóle ukończyć maraton mam nadzieje że pod koniec tego roku. Jestem ciekaw tego sprinterskiego finiszu na maratonie musiało to zabójczo wyglądać.
A i tak przy okazji matura z angla była prościutka i dzięki za lekcje bardzo się przydały zwłaszcza ta o "IF" :P pozdro i do zobaczenia w Kietrzu :) TIMON BIEGA (2011-05-06,21:32): Tak tak, po pierwsze mogę świadczyć wszystkim niedowiarkom, że już przed biegiem celem było przebiec maraton w czasie 3.45h :)Tutaj trzeba także zauważyć, że dobrze przemyślałeś strategie nie tylko biegową ale także i zarówno techniczną, (chodzi mi tutaj głównie o odpowiedni wystrój w biegu) :P, spotkałeś "bosaka" na trasie;) ten pan z mikrofonem to chyba chodziło Ci o speakera zawodów? Jak twierdzisz nie miałeś ściany to znaczy, że w nogach i głowie dużo zapas sił! GRATULUJĘ! Kolejny raz pokonałeś magiczny dystans ! bravo!
|