2024-09-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Fabrykanta w Łodzi 31.9.24 (czytano: 574 razy)
Dużo sobie obiecywałem po tym biegu. Jednak rzeczywistość mnie trochę przerosła. Na razie po dobrej wczesnej wiośnie przyszedł kryzys z moim powrotem do biegania po 15 latach maszerowania z kijami na zawodach Nordic Walking i bieganiu z przyjacielem na czterech łapach w Dogtrekkingu.
O tej porze roku miałem biegać na poziomie 5 min na km. Ale tak nie jest. Przyszły kolejne kłopoty i jest bieganie na poziomie 6 min na km. Dlatego poza wrażeniami nazwijmy to przygody wiele nie oczekiwałem po tym biegu. Taki przerywnik w treningu, który powoli zaczyna nieźle wyglądać ale daleko od tego czego się spodziewałem w tym okresie 2024 roku. Ustawiłem się w strefie na 60 min. Ale po starcie lekko się przesunąłem przed baloniki oznaczające to tempo i nie bardzo dało się biec szybciej. Zresztą czułem się nie jak biegacz a raczej jak biegnący bokser. Trochę to wszystko na początku opornie szło. Później z każdym kilometrem było lepiej. Biegacze obok słabli a ja zasuwałem w miarę możliwości bez problemów ale też bez lekkości. Nie osłabłem przed metą ale szału nie było.
Czas 58 min 4 sek. i dało to 6 miejsce w kategorii 65 plus na 11 startujących z dużą różnicą czasową do piątego rywala w tej kategorii daleko przed moją osobą. Wrażenia średnie. Być może więcej się spodziewałem po tej imprezie.
Nawierzchnia na trasie rozczarowująca. Dużo nierówności i trzeba było uważać na te kocie łby, krawężniki, czy ubytki w asfalcie.
Myślałem, że trasa będzie poprowadzona po parkach a była po ulicach. Naoglądałem się biegnąć w takiej strefie, gdzie głównie ludzie nie walczyli z czasem a sami z sobą.
Często byli to zawodnicy oraz zawodniczki zmagający się z kontuzjami i z nadwagą. To byli w większości walczaki wzbudzający u mnie Wielki podziw.
Sporo dzielnych kobiet, które głównie walczyły o przebiegnięcie tego dystansu. Fajne kolejne doświadczenie ale nie oznacza to, że prędko wrócę na trasę tego typu masowego biegu.
Dużo bardziej lubię kameralne imprezy. Frustrujące jest to, że pomimo, że od pięciu dekad jestem na imprezach z kijami i biegowych (prawie co tydzień) to nie spotkałem nikogo znajomego oprócz organizatorów takich jak Bartek Sobecki czy Maciej Tracz.
Ciekawe, czy wszyscy ci z którymi startowałem przez lata już nie biegają? Fajnie, że 90 procent biegających dla mnie to młodzi ludzie. Starszych zawodników było w tej masie bardzo mało.
A już jak byli to najczęściej tacy, którzy biegają na całkiem dobrym poziomie. Impreza zorganizowana z rozmachem i na pewno dużej grupie biegaczy sprawiła wiele satysfakcji. Mnie trochę mniej.
Dlatego, że na tym etapie moich powrotów do biegania a nie maszerowania muszę jeszcze zrzucić z moich 90 kg parę kilo i wtedy na pewno pokonanie dychy wieczorową porą w tajemniczej dzielnicy Księży Młyn (byłem po raz pierwszy pomimo, że sporo razy startowałem wmieście Łodzi) sprawiłoby mi znacznie więcej satysfakcji.
Ale może po kilku miesiącach uda mi się taki zadawalający poziom osiągnąć. Ostatnie tygodnie aktywności fizycznej w kilku obszarach pozwalają myśleć z optymizmem o kolejnych startach. Nie chcę tylko liczyć na kije i kolejne pozycje na podium w tej dziedzinie. W bieganiu nie chodzi mi o puchary, czy statuetki ale o przyjemność z biegania, którą już wcześniej wiele razy doświadczałem i najczęściej nie było to związane z byciem w czołówce biegu ale fajne było samo uczestnictwo w tym wspólnym wysiłku, który jak sobie myślę ma głęboki sens i dużo daje dla zdrowia, czego jestem najlepszym przykładem.
Na razie na szczęście nie jestem jeszcze na samym końcu stawki takiego masowego biegu ale z każdym rokiem zbliżam się w tym kierunku. Na razie ostatniego w stawce wyprzedziłem o te 20 minut. Taka jest kolej rzeczy i należy się cieszyć z tego, że wielu młodszych chciałoby pobiec chociażby na moim wcale nie takim dobrym poziomie.
Na zdjęciu ja to gość oczywiście na drugim planie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |