2021-10-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje 1,5 maratonu w Warszawie (czytano: 1219 razy)
Moje 1,5 maratonu w Warszawie
Mija miesiąc od Maratonu i Półmaratonu Warszawskiego, więc przyszła pora na podsumowanie.
Po raz pierwszy wystartowałem w Warszawie w półmaratonie i maratonie w pamiętnym 2010 r. Od tego czasu, co rok startuję w Maratonie Warszawskim. Półmaraton Warszawski też jest moim ulubionym biegiem.
W tym roku organizator nie zorganizował półmaratonu na wiosnę, lecz przeniósł go na ten sam dzień, co maraton – czyli w ostatnią niedzielę września.
Dla tych osób, które biorą udział w maratonie i półmaratonie powstał dylemat – który z tych dwu biegów wybrać? Też stanąłem przed takim wyborem, bo miałem opłacone oba biegi. Właśnie wtedy zadzwonił do mnie Radek i spytał czy zdecydowałem wziąć udział w dwu biegach? Sam pewnie bym się nie zdecydował - ale wiara Radka, że dam radę przesądziła o tym, że zdecydowałem się tak jak Radek aby pobiec oba dystanse.
Ponieważ miejsce startu półmaratonu było w odległości ok. 2 km. od mety maratonu, trzeba było mieć czas na przemieszczenie się. Wyliczyłem, że wystarczy ukończyć maraton w granicach 4:30 – 4:45 aby zdążyć na start półmaratonu. Start maratonu pierwszej tury był o godz. 8:00, a ostatniej tury półmaratonu był planowany o godz. 13:15.
Przy takich założeniach zdecydowałem się na udział w obu biegach. Do tej pory jeszcze nie biegałem maratonu i półmaratonu jednego dnia. Nie znałem swoich możliwości, więc nadarzyła się okazja, aby te możliwości sprawdzić.
Na kilka dni przed startem okazało się, że zbyt mało uczestników zgłosiło się na start w półmaratonie o godz. 13:15 więc wszystkich zawodników, którzy wybrali tą turę przerzucili na wcześniejszą o godz. 13:00. Tym samym zmniejszył się czas między startami biegów do 5 godzin. Należało tak rozłożyć siły aby maraton ukończyć w granicach 4:15 – 4:30, bo to dawało gwarancję, że będzie wystarczająco dużo czasu na dotarcie na start półmaratonu na 13.00.
Kiedy odbierałem numery startowe zapytałem organizatorów, czy będzie można biec z dwoma numerami, gdyż mogę nie mieć czasu na pozostawienie swoich rzeczy w depozycie, a potem na ich odebranie. Po konsultacji z ekipą mierzącą czas okazało się, że mogę mieć dwa numery startowe z maratonu i półmaratonu umieszczone jeden pod drugim i nie będzie to utrudniało zmierzenie czasu.
Z Jankiem dotarliśmy na start maratonu jeszcze przed godz. 7:00. Dobrze mieć zapas czasu przed startem. Nie muszę się spieszyć. Spodnie biegowe i kurtka lądują do małego plecaka. Tam mam ręcznik, żele i ładowarka do zegarka.
Spotykamy znajome biegaczki i biegaczy - możemy jeszcze chwilę porozmawiać.
Janek ustawia się na starcie na czas powyżej 4 godzin ja wybieram strefę oznaczoną 3:50. Zależy mi na czasie, by szybko przekroczyć linię startu.
Przed starem możemy razem z Czesławem Niemenem zaśpiewać „Sen o Warszawie” – a fragment piosenki: „I na skrzydłach jak ptak – będę leciał co sił” – będę powtarzał sobie przez całą trasę maratonu i półmaratonu.
Start na ul. Konwiktorskiej obok stadionu Polonii. Na początku startują najszybsi. Strefy podchodzą coraz bliżej linii startu i zaczyna się trucht. Jest dużo osób i nie sposób biec szybciej. Początek to rozgrzewka, nie ma co się spieszyć. Tłum biegaczy biegnie dość szybko, a ja razem z nimi. Trasa dalej prowadzi ul. Generała Władysława Andersa – tam jest pierwszy kilometr i mój czas 5:36 min./km. Jak dla mnie za szybko. Planowałem pierwsze kilometry w czasie 6 min./km. Dalej trasa prowadzi na Żoliborz. Przed Rondem Wilsona - 2 km i podobny czas jak na początku. Jest chłodno, więc trzeba się trochę rozgrzać. Dalej trasa prowadzi na Wisłostradę i na Most Gdański. Warszawa budzi się do życia.
Trzymam czas między 5:30 a 5:50, bo wiem, że nie mogę biec powyżej 6 min/km, bo może brakować czasu na start do półmaratonu. Na 3 kilometrze mija mnie Janek. Zanim wystartował ja byłem już przez pół minuty na trasie. Biegnie szybciej niż ja – dla mnie to za szybkie tempo. Widzę jak systematycznie oddala się. Nie zmieniam tempa, bo jeśli początek będzie za szybki, to nie wytrzymam tego tempa do końca dystansu. Z Wisłostrady skręcam w prawo lekko pod górę do Mostu Gdańskiego. Jest 5 kilometr i czas poniżej 29 minut, a więc jest dobrze. To pierwszy most na trasie. Widok na Warszawę wspaniały. Za mostem pojawia się 6 km. Jestem już na Pradze na ul. Stefana Starzyńskiego. Nie zwalniam tempa i staram się aby tętno trzymać na 135. Jak jest nieco pod górę to tempo spada, a rośnie tętno do 160.
Przez ul. Namysłowską i Ratuszową wracam w pobliże prawego brzegu Wisły. Skręcam w lewo w ul. Stefana Okrzei, okrążam Port Praski i już trasa prowadzi obok Stadionu Narodowego. Jest już 12 kilometr. Na punktach biorę wodę do picia. Zaczyna robić się ciepło, więc chłodzę twarz wodą. Przy Moście Poniatowskim nawrotka i wracam wzdłuż Wisły. Mogę obserwować zawodników, którzy są za mną. Cześć z nich pewnie mnie wyprzedzi. Szukam znajome twarze. Stadion Narodowy teraz jest po prawej stronie. Dalej trasa skręca w lewo na Most Świętokrzyski z charakterystycznymi linami.
Za mostem mijam Centrum Nauki Kopernik - jest 14 kilometr, a więc 1/3 trasy. Tamką skręcam w lewo na Kruczkowskiego, Rozbrat, Tomasza Hopfera obok Agrykoli do Łazienek. To już 17 kilometr. Pozdrawiam Bogusława Mamińskiego, który kibicuje zawodnikom. Kibice biją brawa – co dla zawodników jest niezmiernie ważne.
Za Łazienkami skręt w prawo, Gagarina i Belwederska. Jest pod górę. Część zawodników przechodzi w marsz, ja biegnę dalej. Przy Belwederze jest 19 kilometr. Dalej trasa prowadzi Alejami Ujazdowskimi w kierunku ronda z palmą. Tam jest połówka. Sprawdzam czas, Jest 2:01, a więc lepiej niż planowałem. To daje szanse na ukończenie maratonu w czasie 4:10 – 4:20. Druga połowa może być nieco wolniejsza.
Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, to chyba najpiękniejsza część trasy w Warszawie, choć trzeba uważać na kostkę brukową. O kontuzję dość łatwo. Uwierają na ramionach paski plecaka, więc muszę stale poprawiać paski, które zsuwają się z ramion.
Przy kościele Św. Anny skręcam w Senatorską. Wiele razy biegłem tą trasą. Dobiegam do miejsca skąd zaczynał się maraton, a więc w okolice Stadionu Polonii – to już 24 kilometr. Z plecaka biorę ładowarkę [powerbank] i ładuję zegarek, bo obawiam się, że mój Polar nie zarejestruje całego dystansu. Na 37 kilometrze zakładam zegarek na rękę ponownie. Utrzymuję stałe tempo. Skręcam w Muranowską, a potem w Andersa, plac Mickiewicza, plac Wilsona i Mickiewicza na Żoliborz. Na 29 kilometrze dobiegam do Janka. Pozdrawiamy się ale widzę, że mocno zwolnił. Mijam i utrzymuję nadal swoje założone tempo. Podleśną dobiegam do Gwiaździstej, to już 30 kilometr. Mam czas 2:54, a więc czas nawet szybszy niż moje założenia. To jest Kępa Potocka - miejsce wielu biegów, w których brałem udział. Wracają wspomnienia z biegów. Jeszcze zostało 12 kilometrów, więc szybko liczę, że na mecie mogę być z czasem 4:10 – 4:15. Mijam kolejnych zawodników, którzy albo biegną wolniej niż ja, albo przechodzą w marsz.
Z analizy wyników wynika, że w mojej kategorii biegłem w swojej kategorii wiekowej na 45 – 46 miejscu do 25 kilometra. Po tym dystansie wyprzedzałem kolejnych zawodników. Na 30 km byłem już 40 na 35 km – 37. Wybrzeżem Gdańskim biegnę wzdłuż Wisły, by przy Cytadeli [34 kilometr] skręcić ponownie w prawo na Most Gdański. Za mostem skręcam w prawo by bieg między Wisłą a Ogrodem Zoologicznym Wybrzeżem Helskim. Przy Porcie praskim jest 39 kilometr i czas 3:49. Już wiem, że jeśli nic się złego nie zdarzy, to dobiegnę w dobrym czasie. Dobiegam do Mostu Świętokrzyskiego, w lewo i już jestem na moście. Nad Wisłą 40 kilometr [3:55] – więc zostało już naprawdę niewiele. Wyprzedzam coraz więcej zawodników, a w swojej kategorii na 40 km. Jestem już na 32 miejscu. Za mostem skręcam w prawo w Dobrą a potem Wisłostrada i prosta do mety. Przed 42 kilometrze dostrzegam Tadeusza. Kibicuje mi na ostatnich metrach. Finisz. Czas na mecie brutto to 4:10, a więc zostało 50 minut do startu półmaratonu.
Ostatecznie na mecie mam czas netto 4:08:41.
W swojej kategorii wiekowej przesunąłem się na 30 pozycję.
Odbieram medal, biorę butelkę z woda i izotonikiem. Za metą dostrzegam Radka, który tak jak ja - też biegnie jeszcze półmaraton.
Wyruszam na start półmaratonu. Jest odległy ok. 2 kilometrów, więc muszę tam się znaleźć jak najszybciej. Maszeruję i czasami biegnę. Start jest przy Teatrze Wielkim. Dochodzę ok. 12:35. Mam sporo czasu – 25 minut do startu. Chwilę rozmawiam z Marzeną, która prowadzi z balonikami grupę z godz. 12:45. Kiedy pokazuję jej dwa numery – kwituje krótko: „Wariat jesteś”.
Nie tylko ja biegnę po maratonie jeszcze półmaraton. Oprócz Radka jest jeszcze jeden biegacz. Ustawiamy się do zdjęcia. Medal chowam do plecaka. Ustawiamy się do startu z ostatnią grupą o godz. 13.00.
Początek jest bardzo ciężki. Nogi są ciężkie do biegania i mogę jedynie utrzymać tempo ok. 6:17, a na 4 kilometrze spada do ok. 6:30.
Trasa prowadzi obok Teatru Wielkiego Wierzbową. Dalej trasa powtarza się jak biegło się w maratonie. Za mną biegnie grupa Spartan. Staram się trzymać takie tempo, aby mnie ta grupa nie wyprzedziła.
Dobiegam ponownie do placu Wilsona. To 5 kilometr - mam czas 32 minuty, a więc jest nieźle. Limit czasu w półmaratonie to 3:30, więc powinno się udać zrobić znacznie lepszy czas. Na punktach z wodą nie zostaję długo. W biegu biorę jeden lub dwa kubki i biegnę dalej. Spartanie dłużej zostają na punkcie, więc mogę utrzymać między nami dystans.
Trasa dochodzi do Kępy Potockiej. To 9 kilometr. Moje tempo utrzymuje się w granicach 6:30. Wybrzeżem Gdańskim wzdłuż Wisły dobiegam do Cytadeli. Tu przez Konwiktorską dookoła Stadionu Polonii na Most Gdański. Mijam 15 kilometr [1:38] i jestem na moście. Zostało już tylko 6 kilometrów. Teraz każdy kilometr, to walka ze swoimi słabościami, bo energii jest coraz mniej. Na maratonie nie brałem żadnego żelu, choć miałem je w plecaku. Nie miałem potrzeby.
Na 16 kilometrze po praskiej stronie spotykam Szymona. Chwilę porozmawialiśmy w biegu. Przekonał mnie Szymon, aby jednak wziąć żel, bo do mety zostało jeszcze sporo, a ja już mam ponad 50 kilometrów w nogach. Moje tempo spadło do 6:50 i czuję, że dalej spada. Żegnam się z Szymonem i biegnę dalej. Port Praski mijam na 18 kilometrze. Tempo spadło do 7:30. Zostało już tylko 3 kilometry. Widzę, że Spartanie są coraz bliżej. Jeszcze Most Świętokrzyski. Spotkam Tadeusza. Kibicuje mi i biegnie równolegle ze mną. Możemy rozmawiać. Opowiadam mu o biegu, i moich możliwościach. Pomimo tego, że wziąłem żel, nie widać aby moje tempo rosło. Na moście jest 19 kilometr, więc staram się wydobyć z siebie jeszcze trochę energii. Tą trasą finiszowałem kilka godzin wcześniej. Skręt w Dobrą i zaraz pojawia się ostatnia prosta. Czuję Spartan za plecami. Więc zwiększam swoje tempo do 6:50 na ostatnim kilometrze.
Finiszuję i na mecie mam czas netto 2:24:41.
Jestem szczęśliwy. Odbieram medal z półmaratonu, wodę i mogę iść na ciepłą zupę.
Udało się zrealizować oba biegi jednego dnia.
Maraton w czasie 4:08:41
Półmaraton w czasie 2:24:41.
Oba biegi ukończyłem z końcówka 41 sekund netto. Nawet gdybym chciał tak zaplanować, to by nie udało się tego zrobić.
Oba biegi ukończyłem z łącznym czasem 6:33:22
Okazało się, że takich biegaczy było w sumie 11.
Ja byłem najstarszym z nich i patrząc na łączny wynik - byłem na 8 pozycji. Następna osoba była 15 lat młodsza. Trzech zawodników miało czasy gorsze od mojego. Najmłodszy zawodnik z tej jedenastki miał 26 lat.
Przypadek sprawił, że organizator zorganizował dwa biegi jednego dnia. Dzięki temu można było sprawdzić się na obu dystansach i okazało się, że jednak jest to możliwe.
A więc warto mieć marzenia i je realizować.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jann (2021-11-09,07:19): Andrzej, gratulacje to super wyczyn!jak się okazuje wszystko jest możliwe jeśli nie robimy sobie ograniczeń!Pozdro.JN
|