2018-12-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Nocne wariactwo (czytano: 682 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.endomondo.com/users/35704120/workouts/1242877163
Nocna Masakra 2018. 15.12, Trzcianka. 16:02, docieramy z koleżanką do biura zawodów, rejestrujemy się. Do startu ponad 2h. Czekamy.
To miał być mój pierwszy od niemal 10 lat start w nocnym BnO. Wtedy startowałem jeszcze spacerowo-towarzysko, tym razem miało być sportowo-towarzysko. I wtedy był to HARPAGAN, niby prosty nawigacyjnie, za to TP100. Byłem ciekaw, jak to się szuka PK w nocy w lesie. Gdy pytałem o opinię organizatora Wilgi, dostałem dość ogólną odpowiedź z intrygującą informacją, którą można streścić jako ‘czasem lampion jest nie tam, gdzie powinien być wg opisu, więc trzeba szukać’. Super!
Godzina 17:00, do startu godzina. Zostawiam koleżankę w bazie zawodów i idę do Żabki po zakupy na następny dzień. Rozmyślam. Jest ciemno, chłodno, coś jakby śnieży, ale malutko. Wędrówka przez Trzciankę nie trwa długo, ale zadziwia pustością ulic. W zasadzie przy takiej pogodzie i ja bym siedział w domu, gdyby nie zawody. Znowu mi odbiło?
Choć ten start rozważałem od dawna, finalnie niemal zrezygnowałem. Tyle że koleżanka, ta z Wilgi, się zapisała. A sam ją do tego namawiałem, właśnie w Otorowie. Więc wątpliwości nie tyle zostały rozwiane, co po prostu musiały zostać zignorowane. Parę dni przed zawodami opłaciłem startowe, sprawdziłem baterie w czołówce i zrobiłem przegląd techniczny kompasu. ;) Byłem gotów.
18:00 – po sprawdzeniu wypożyczonego telefonu, przepakowaniu się i schowaniu zbędnych rzeczy do samochodu idziemy do autobusu. Start ma być gdzieś... Mapy dostaniemy na miejscu. Jedziemy autobusem i podziwiamy mrok za oknem. Po wyjechaniu za miasto nie widać nic, z wyjątkiem kilku orientalistów, którzy biegną na TP50 albo na TP100. Zapowiada się super.
Dotarłszy do Smolarni dostajemy mapy, a o 18:30 wyruszamy. Czas start!
Punktów tylko dziewięć, więc mieliśmy nadzieję, że damy radę. Dodatkowo całkiem liczne przecinki i ścieżki, kilka naniesionych przez organizatora. Opisy PK całkiem sympatyczne, z drobnymi wyjątkami, tyle że lampiony to tylko kartki A4 bez odblasków przyczepione do drzewa. Jeden oczywisty wariant (drugi, mniej oczywisty, przyszedł mi do głowy na trasie, i okazało się, że obrali go zwycięzcy).
Do PK6 biegliśmy całą chmarą, co potwierdziło podejrzenie o oczywistość obranego wariantu. Mimo paru zwątpień w końcu dotarliśmy do dobrego skrzyżowania, skręciliśmy w prawo, 100m dalej w lewo i dobiegliśmy nad strumień, na którego drugim brzegu był lampion. Na szczęście strumyczek był wąski, udało się przeskoczyć na sucho. Podbiliśmy się i ruszyliśmy dalej, ze współbiegaczką wybierając bezpieczniejszą, ale nieco dłuższą drogę. Nie czuliśmy się na siłach do biegania na przełaj po nocy, mając wg mapy przed sobą jakieś rzeczki czy mokradła. Wybór okazał się słuszny, bo przebiegając mostkiem nad tą rzeczką zorientowaliśmy się, że na sucho byśmy jej nie przebyli.
Do czwórki dotarliśmy niemal idealnie, na miejscu spotykając organizatora Olędrów. Z czwórki też niemal idealnie trafiliśmy do PK7, lecąc długą przecinką o zauważalnych i odczuwalnych przewyższeniach. Podobno na tym punkcie prowadziliśmy.
Na dobiegu do piątki szczęście nas opuściło. Trochę nam się teren z mapą nie zgadzał, ścieżki się namnożyły, i choć ostatecznie dotarliśmy do tej, której potrzebowaliśmy, to źle się zlokalizowaliśmy i polecieliśmy w złym kierunku. Mnóstwo czasu, kluczenia i szukania właściwej przecinki poskutkowało tym, że do lampionu dotarliśmy razem z całą grupą współstartujących. Szkoda, ale dobrze, że w końcu udało się lampion znaleźć, bo były chwile zwątpienia.
Do PK1 biegliśmy w miarę dużą, ale rozciągniętą grupą, więc w zasadzie trafiliśmy tam łatwo. Przy wybiegu z niego troszkę namieszałem, ale dość szybko odnaleźliśmy się na mapie i znów okrężną drogą ruszyliśmy do PK8. Chyba jeden z najdłuższych odcinków tego wieczoru. Zaczęło się odczuwać zmęczenie. Endomondo przebąkiwało coś o 20km. W Polowie trasy?...
Z ósemki dobiegliśmy do szosy, a z niej przecinkami mieliśmy dobiec do trójki. Gdzieś po drodze przebiegły nam zwierzaki przed nosem, sztuk cztery, gatunek nieznany, najpewniej sarny. To zawsze miły element BnO, spotykanie zwierząt. Tym razem było jednak nieco inaczej niż zawsze – las był bardzo cichy. Zwykle coś szumi, ptaki hałasują, gdzieś z daleka dobiegają odgłosy piły czy quadów – a tu nic, cisza kompletna. To było coś nowego.
Dobiegając w okolice PK3 spotkaliśmy szóstkę współstartujących i wyszło na to, że przez dłuższy czas razem szukaliśmy lampionu. Mimo tak wielkiej grupy poszukiwawczej nie udało się – bo jak znaleźć dół w lesie nocą? Krążyliśmy to po górkach, to w dołach, przeczesując las to na wschód, to na północ, kilka razy wracając do głównej drogi odniesienia – i nic. Spędziliśmy tam z godzinę, w końcu zrezygnowaliśmy i wybraliśmy się na PK2. Sprawdzając później tracka zauważyłem, że dwukrotnie mogliśmy być parę-paręnaście metrów od lampionu...
Przy dwójce, znalezionej ekspresowo, znów spotkaliśmy wspomnianą szóstkę, która podobnie jak my odpuściła PK3. Razem bezpiecznie biegliśmy do PK9, w zasadzie głównymi drogami, powoli już kręcąc się między zabudowaniami i terenami użytkowymi Trzcianki. Pod koniec kilkukrotnie towarzysze mieli wątpliwości co do lokalizacji, kilkukrotnie byłem pewien co do kierunku i ich przekonywałem do swojej wersji – i faktycznie dobiegliśmy w okolice punktu. Tam to jednak oni pierwsi wypatrzyli lampion. Z koleżanką podbiliśmy się jako ostatni, ale jako pierwsi ruszyliśmy dużą leśną drogą ku mecie.
Co prawda nie wiedzieliśmy, jaki będzie nasz wynik przy braku trójki, ale wiedzieliśmy, że kobiet startowało pięć, a jedna była w tej szóstce z(a) nami. Zachęcałem więc koleżankę do szybszego biegu, bo liczyliśmy, że znów się uda z podium. Jednak w połowie drogi zostaliśmy prześcignięci i na mecie zameldowaliśmy się z minutą straty. Koleżance dało to finalnie czwarte miejsce wśród kobiet. Minuta straty. Minimalnie!
Ale na plus było zmieszczenie się w założonym limicie. Chcieliśmy zrobić trasę w mniej niż 6h. Zrobiliśmy 5h58m. Co prawda nie mieliśmy wszystkich punktów, ale to właśnie na tym jednym punkcie straciliśmy godzinę, więc był potencjał na lepszy czas. Z początku nasze myśli przypominały pomaratońskie ‘nigdy więcej’, ale dziś już myślę, że za rok w Masakrze znów wystartuję. Trzeba się odkuć, znaleźć wszystkie punkty i powalczyć o dobry czas. ;)
Na mecie się najedliśmy, wypoczęliśmy i od razu ruszyliśmy do domu. Jeżdżenie nocą po obcych drogach nigdy nie było moim ulubionym zajęciem, ale ustaliliśmy, że nocować w Trzciance nie będziemy. Do Poznania dotarliśmy bezpiecznie przed trzecią.
Ogólne wrażenia z NM mam pozytywne. Bieganie nocą ma swój urok, i zgodnie z inną opinią organizatora Wilgi kilometry wtedy szybciej lecą – świadczy o tym samo to, że zrobiliśmy ponad 37km! A wcale tego nie zauważyliśmy... Organizacja biegu była jak najbardziej w porządku, tereny fajne, pogoda dopisała. Na tyle dobrze, by z przyjemnością wrócić. :)
Najbliższy start to Śnieżne Konwalie, TP25 lub TP50. Później na zmianę biegi płaskie i BnO, powoli krystalizuje się kalendarz. Muszę wystartować i szybko ukończyć jakiś BnO, bo przygody na Azymucie i Masakrze trochę podkopały moją wiarę w moje umiejętności nawigacyjne. Do tego gdzieś czytałem, że biegać BnO ścieżkami to żadne osiągnięcie. I tak się zastanawiam, czy skoro tak, to jestem orientalistą drugiej kategorii. Często wybieram bezpieczne warianty drogowe...
Sezon startowy 2018 zakończony, z 17 startami. Udało się wrócić do biegania na dobre, choć nie tak w pełni, jak bym chciał. Oby 2019 był lepszy; motywacja musi się utrzymać, zdrowie musi dopisać, czasu nie może zabraknąć. Wierzę, że będzie dobrze. :)
PS. Mapy: http://3drerun.worldofo.com/2d/index.php?idmult%5B%5D=-528526
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2018-12-20,08:11): Nie zauważyć przebiegniętych 37 km to szacun :) No chyba, że biegnie się w całkowitych ciemnościach :) Gaśnica (2018-12-20,11:53): Pozdrawiam kolegę :) - ten z drugiej rywalizującej grupy :) Ja już drugi raz pobiegłem na TP3 i znowu go nie znalazłem :) insetto (2018-12-20,23:12): paulo - no naprawdę, gdy mrok otacza, to się nie jest świadomym robionych kilometrów, zastanawiające doznanie. :)
Gaśnica - to ciekawe, musiał być ukryty ten punkt strasznie... Dzięki za towarzystwo na ostatnich nastu kilometrach. Też pozdrawiam! :)
|