2018-09-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dziesięć lat uczczone ... w lesie (czytano: 686 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.endomondo.com/users/35704120/workouts/1189521037
Rajd Koziołka, podejście nr 2. Powinien być nr 3, ale rok temu przez egzaminy poprawkowe niestety nie stawiłem się na starcie. A szkoda, bo była niepowtarzalna szansa na podium, na starcie TP25 zameldowały się dwie osoby, byłbym najdalej trzeci. ;)
W tym roku na szczęście żadnych egzaminów nie dostałem i mogłem spokojnie planować udział w Rajdzie, na 10-lecie mojego biegania (właśnie 01.09.2008 uznaję za początek moich regularnych treningów). Lipiec miałem słabo przebiegany, ale za to aktywny rowerowo, w sierpniu biegałem już sporo więcej, i czułem nie najgorszą formę (ten rok uznaję za rok powrotu po maaarnej drugiej połowie 2016 i słabym 2017), więc po cichu liczyłem na dobry wynik. Na bieżąco sprawdzałem listę startową, byłem ciekaw, czy może byłaby szansa na podium, ale gdy w końcu na liście wypatrzyłem nazwiska (znajomych) mistrzów BnO, to nadzieja mnie opuściła. Co innego być w pierwszej trójce, a co innego być najlepszym wśród reszty – bo wiedziałem, kto zajmie dwa pierwsze miejsca. Ale nic to, poddawać się przed startem nie można.
Na miejsce dotarłem po ósmej, odebrałem pakiet i zrobiłem mały spacer, przy okazji przypominając sobie teren rogozińskiego Technikum Leśnego, gdzie byłem na biegach już cztery lata temu. Pogoda zapowiadała się świetna, tydzień też był suchy, więc nie obawiałem się raczej błota. Choć na zdjęciach na FB organizator pokazał parę potencjalnie mokrych punktów...
Losowanie nagród przegapiłem przez rozgrzewkę. O 8:50 dostaliśmy mapy. Przyjrzałem się wszystkim punktom i zaplanowałem trasę – najpierw dwójka, potem przez autostradę do ósemki ... O dziewiątej ruszyliśmy – i poleciałem na czwórkę. Aż sam byłem zdziwiony. Ale co zrobić, nogi same niosły. ;)
Wybiegłem na drogę przed Technikum, zaraz skręciłem na południe i parędziesiąt metrów później w lewo. Jakiś młodnik się pojawił, którego na mapie nie było. Coś mi nie pasowało. Cofnąłem się do drogi, by ominąć młodnik, wbiegłem w stary las i starałem się wypatrzeć ścieżkę z mapy. Nie ma. Ruin magazynu też nie ma. Za to ludzie są, szukający punktu, nie ja jeden miałem tak znakomity początek. W końcu gdzieś się udało wypatrzeć pomarańczowy lampion i się podbić. Cóż, oby dalej było lepiej.
Dobieg do PK7 najpierw przez las, potem drogą i znów na przełaj, dość łatwo poszło. Podobnie było z PK9, praktycznie bez problemów. Na strzelnicy się nie zatrzymałem, strzelanie to nie rozrywka dla mnie, pewnie bym zaliczył trzy pudła. Dalej pobiegłem trochę naokoło, od północy obiegając strzelnicę, co jednak finalnie było dobrym wyborem, bo na PK11 dotarłem łatwo i szybko. Gdzieś tam przy punkcie spotkałem pierwszych rowerzystów wypoczywających na łonie natury.
Z PK11 na PK6 postanowiłem biec przecinką i pod koniec przeciąć las na szagę na północ. Nie przewidziałem, że las okaże się młodnikiem, na szczęście nie tak niskim, jak ten na początku, więc dało się przez niego przebiec. Dotarłem do jakiejś malutkiej dróżki i wypatrywałem zbiornika. Punkt znalazłem nie tyle w zbiorniku, co raczej w dawnym stawie... Na szczęście od razu. Na PK11 ruszyłem na przełaj z lekkim odbiciem na zachód, dotarłszy do drogi ruszyłem nią w prawo i szukałem podobnego "zbiornika" jak w poprzednim punkcie, opis w końcu identyczny. Ale jednak oba miejsca totalnie różne. Trochę czasu mi zajęło, nim znalazłem małą górkę, która tak naprawdę była przysypanym magazynem, otwartym od góry, z lampionem w środku. Zastanawiające, jakże różne rzeczy można określić tym samym mianem. ;)
W kierunku PK3 ruszyłem najpierw na szagę na północ, a po dobiciu do przecinki skierowałem się na sam punkt. Sprawił mi on ogromne problemy, minąłem młodnik z jednej strony, obszedłem z drugiej, później fragment przebyłem na wskroś, a punktu nie widać. Po ponad 10 minutach odpuściłem, postanowiłem zostawić sobie ten punkt na powrót i lecieć dalej.
PK5 było banalne, przebieg przejściem dla zwierząt nad autostradą to z kolei unikalne, ciekawe przeżycie. Niestety żadnych zwierzaków tam nie zastałem.
Na północ od autostrady znalazłem przecinkę, która wyglądała mi na tę, której potrzebowałem, i ruszyłem ku punktowi, parę skrzyżowań dalej skręcając na zachód. Minąłem jakąś dziewczynę i dobiegłem do miejsca, gdzie powinien być lampion. Opis punktu: karmnik. Rozejrzałem się dookoła siebie – na każdym drzewie karmnik. Ahaa... Po chwili krążenia znalazłem punkt, przy karmniku na ziemi, nie na drzewie. Dałem się zwieść stereotypom. ;) Chwilę pogadałem z mijaną wcześniej dziewczyną, przestrzegła mnie przed PK8, ja ją przed PK3, życzyliśmy sobie powodzenia i ruszyliśmy w drogę.
Ku PK10 próbowałem pobiec na przełaj, ale młodnik przeszkodził i wybrałem wariant drogowy/przecinkowy – było całkiem łatwo. Przy punkcie spotkałem parę zawodników, też pogadaliśmy chwilę o wrażeniach, przestrzegli przed PK2, za to stwierdzili, że PK3 jest łatwy. Kolejny raz wyrzucałem sobie tamto zamieszanie i się zastanawiałem, co zrobię, jeśli faktycznie punkt jest prosty, tylko ja się z czymś zagapiłem. Ale to później, najpierw musiałem znaleźć PK8.
Poleciałem nań prostszym, choć dłuższym wariantem przecinkowo-drogowym, jedynie w końcówce odbijając i lecąc na szagę. Zanim wypatrzyłem punkt, usłyszałem dziki krzyk szczęśliwych dzieci. Chwilę później okazało się, że znalazły punkt i tak oznajmiają swą radość. Naprawdę sympatyczna sprawa, uśmiechnąłem się pod nosem. Świetnie, że tego typu zawody tak potrafią wciągnąć dzieci. Oby więcej takich imprez! :)
Z PK8 pobiegłem lasem do wiaduktu nad autostradą, a z niego zszedłem schodami, bojąc się dalszych poszukiwań PK3, choć miałem też nadzieję, że od tej strony będzie łatwiej. Na zegarku minęło 1,5h, na taki czas na mecie liczyłem do pierwszego podejścia do PK3, teraz już wiedziałem, że będzie jeszcze pewnie z 15 minut, zależnie do trójki. Od wiaduktu biegłem przecinką, dobiegłem do młodnika, skręciłem w lewo i się okazało, że już tam byłem. No żesz! Było parę grup rodzinnych, też szukali punktu. Biegłem chwilę z nimi, wiedząc, że na granicy kultur, którą biegliśmy, nic nie ma. Coś mnie skłoniło do skręcenia w lewo, nawet nie wiem, co – tak dotarłem do sąsiedniej granicy kultur, której wcześniej nie było widać. Ciekawe... Zgodnie z wyczuciem mapy skręciłem na południe i po jakichś 30 metrach wypatrzyłem lampion. No wreszcie! Gdybym był tu wcześniej skręcił, miałbym 15 minut mniej w wynikach. Cóż...
Dobieg do PK2 był potem dość prosty, pod koniec fragment musiałem przebiec na przełaj, ale niemal idealnie trafiłem w punkt. To do mety! Też łatwo, wariantem drogowym. Zastanawiałem się, czy brama z tyłu szkoła będzie otwarta, czy też trzeba będzie ją obiegać względnie skakać przez płot – na szczęście było otwarte. Dobiegłem do mety, oddałem kartę, zatrzymałem czas – ok. 1h46m. Organizator jakoś z żartem skomentował chyba mój wygląd, ale w sumie nie od dziś wiem, że gdy biegam, wyglądam strasznie/śmiesznie/dziwnie. Fotogeniczność nigdy nie była moją mocną stroną. ;)
Na mecie schłodziłem się, pogadałem ze wspomnianymi wyżej znajomymi, którzy, zgodnie z przewidywaniami, zajęli pierwsze dwa miejsca, zjadłem trochę ciasta, zupę, sprawdziłem wyniki – miejsce piąte. Strata do podium – 14 minut. Pierwsza myśl – czy to przypadkiem nie 15 minut straciłem przez PK3? Hmmm...
Nie udało się więc uczcić mojego 10-lecia biegania pierwszym w karierze podium. Ale ogólnie wrażenia z zawodów były bardzo pozytywne: pogoda świetna, miłe towarzystwo, rozmowy z uczestnikami na trasie i na mecie, fajna ogólna atmosfera, dobra organizacja. Jak zawsze na BnO! Postanowiłem opłacić start na Oriento Expresso. To nic, że w przeddzień mam wesele, na którym będę fotografem, więc muszę zostać do końca. Najwyżej będę nieco bardziej zmęczony niż zwykle. Byle była dobra zabawa w Porażynie. :)
I w ogóle warto by znaleźć więcej BnO na jesień. I przemyśleć sprawę maratonu, wciąż nie zdecydowałem, czy wystartować w Poznaniu albo w Toruniu. Serce chce, rozum podpowiada, że nie zdążę się przygotować (póki co biegam maksymalnie dwudziestki). Na szczęście jest jeszcze trochę czasu na decyzję – i delektowanie się jesienią. :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2018-09-06,09:25): miłego delektowania i do zobaczenia być może w Poznaniu 14 października :)
|