2016-01-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Początek sezonu czyli… (czytano: 823 razy)
… czas na pierwszy start i Górski Półmaraton Ślężański.
Wstyd przyznać, ale często przejeżdżając w okolicach góry Ślęży, jakoś nigdy nie wpadłem na pomysł, by się nań wgramolić. W zeszłym roku nawet brałem udział w atestowanym marcowym półmaratonie w Sobótce, ale wówczas również nie miałem w planach pozwiedzać samej góry. Bo niby ją widać, ale jakaś taka nie za wysoka… to i po co na nią wchodzić? Kilka kilometrów, i zaczynają się prawdziwe góry… Sudety, Karkonosze.
Do czasu… Planują starty na bieżący rok, postanowiłem zdecydowanie postawić na góry. Nie da się bić rekordów na krótkich atestowanych trasach biegów, i równocześnie mieć dobre wyniki podczas górskich ultramaratonów. Trzeba się na coś zdecydować, no i wybrałem właśnie góry. Może jeszcze zatęsknię za asfaltem, ale na dziś poza klubowym biegiem Maniacką Dziesiątką, nie mam w kalendarzu żadnego takiego startu.
I tak na styczeń wybrałem 2 zimowe półmaratony górskie: Gór Stołowych oraz właśnie Ślężański. Ślęża miała tą przewagę nad innymi wariantami, że dojazd z rodzinnego Namysłowa, to zaledwie 100 kilometrów, a od siostry we Wrocku jeszcze mniej… Wstałem więc rano o 5-tej… kiedy reszta domowników smacznie spała… pies nawet oka nie otworzył… małe śniadanko i w drogę. Półtorej godzinki i podjeżdżam na parking w Sobótce. Krótka analiza podłoża… Ślisko? Zakładać kolce na buty? Kijków nawet nie zabierałem na tak krótki dystans… Sporo znajomych z Poznania i okolic, ale czas ustawiać się na start. Przed startem jeszcze krótkie przypomnienie, że półmaraton (pierwsza pętla maratonu) ma… jakże by inaczej... 24 kilometry, i w którym miejscu znajduje się jedyny punkt odżywczy. Ruszamy… początek w kopnym śniegu, więc tempo nie za wysokie. Do 10 kilometra będzie pod górę. A później… trochę w dół. Ręce przydają się tylko przy zejściu ze Skalnej Perci jest dosyć ślisko… Próbuję szybko schodzić, ślizgam się i prawie podcinam zawodnika schodzącego przede mną… To jest kwintesencja biegów górskich, ale ten odcinek jest bardzo krótki. Reszta trasy bardziej przypomina bieganie po lesie, chociażby po naszej Puszczy Zielonce i okolicach Dziewiczej Góry. Cieszy dodatkowy nieplanowany punkt z gorąca herbatą. Niestety nie udaje mi się utrzymać tego samego tempa do końca, i im bliżej mety, tym bardziej zwalniam – przechodząc nawet do marszu po płaskim. Walka z kopnym śniegiem trochę sił mnie kosztowała… no i forma jeszcze nie ta. Docieram do mety, i… zupełnie zapominam medalu. Jest spore zamieszanie, część osób leci na druga pętle – dystans maratonu, część już kończy. Chyba do końca nie wiadomo komu ten medal dawać już teraz, a komu jeszcze nie. Ze swojego biegu, jestem jednak w pełni zadowolony. Zaczyna mi być zimno i szybko zbiegam na parking po suche rzeczy. Półtorej godzinki i samochodem… pies już chyba już się wyspał … ?
Fot. zapożyczona z galerii A.Szczota
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora snipster (2016-01-22,13:02): to Ty w tych pomarańczowych spodenkach stoisz i się zastanawiasz? ;) no i czy w końcu ubrałeś te kolce, czy nie? :) Pierwsze koty za płoty, albo raczej pierwszy pies :) michu77 (2016-01-25,08:41): Kolce ubrane, ale zgubiłem je w kopnym śniegu... :P
To nie ja... - w tym pomarańczowym Snipi... Niestety jakoś omijałem fotografów na tym biegu, albo oni mnie :P żiżi (2016-01-26,15:08): Już żałuję,że nie pobiegłam tego maratonu,teraz to tylko czekać na następną edycję.
|