2015-03-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jest dobrze! (czytano: 1134 razy)
Dzisiejszy Bieg Wiosenny w Parku Śląskim w końcu dał mi jakąś miarodajną odpowiedź na pytanie, gdzie jestem jeśli chodzi o biegową formę. Wszystkie poprzednie starty w tym roku to były przeważnie leśne krosy na pagórkowatych trasach, biegi po lodzie i śniegu, których wyniki niewiele mogły mi powiedzieć. Jedynie mogłem obserwować swoje samopoczucie na tych biegach i ono zwykle było całkiem ok (poza zeszłotygodniowym Panewnickim Dzikiem, ale to była wina przeziębienia). Teraz jednak dostałem w końcu oficjalne potwierdzenie, że z formą jest dobrze, a nawet lepiej niż się spodziewałem.
Przed biegiem myślałem, że fajnie byłoby złamać 50 minut netto, czyli powtórzyć zeszłoroczny wynik z tego biegu. Po pierwszych trzech kilometrach z pewnym niepokojem zobaczyłem, że biegnę za szybko jak na takie założenia, i trochę się przestraszyłem, że może przestrzeliłem i będę za karę zdychał przed metą. Tak mówiła głowa, ale jednocześnie czułem, że nogi fajnie niosą i w ogóle czuję się bardzo dobrze. Dalsze kilometry pokazały, że głowa nie miała racji – nie dość, że nie zwolniłem, nie miałem żadnego kryzysu, to jeszcze pod koniec potrafiłem całkiem nieźle przyspieszyć. Ostatecznie zrobiłem 49:20 brutto, a 48:51 netto, co jakby nie było jest moim trzecim w życiu wynikiem na dychę. Gdyby wziąć jeszcze poprawkę na tłok na pierwszym kilometrze… W każdym razie jestem z tego dzisiejszego biegu bardzo zadowolony. Nie tylko z wyniku, ale również samopoczucia. Miałem wrażenie, że przynajmniej 75% trasy biegnie z górki, a to zwykle jest u mnie znak dobrej formy.
No i teraz pojawia się pytanie – co zrobić z tak ładnie rozpoczętym sezonem. Oczywiście najlepiej by było spróbować zaatakować życiówkę w maratonie. Tylko na którym? Jeśli chodzi o wiosnę, to nie mam w zasadzie żadnego wyboru. Biegi w weekendy muszę dostosować do grafika w pracy, a ten mówi, że w grę wchodzi jedynie Orlen Maraton. Ten maraton ma jeszcze tę przewagę nad innymi, że zapisać się na niego można nawet w ostatniej chwili i nie wiąże się to z żadną większą opłatą.
Tak więc zaczynam myśleć poważnie o OM, choć pewien startu jeszcze nie jestem. Postanowiłem, że wybiorę się do Warszawy jedynie wtedy, gdy będę czuł, że mam realne szanse na życiówkę, czyli złamanie 4h. W innym przypadku szkoda by mi było tego całego zachodu z podróżą do stolicy, no i oczywiście kosztów. Tylko skąd będę wiedział, jakie mam szanse? Potrzebne mi są jeszcze inne sprawdziany, bo jedna dobra dyszka to jeszcze za mało. Dobry byłby półmaraton w Żywcu, ale niestety, już wiem, że go nie pobiegnę, bo tego dnia muszę być w pracy. Wobec tego plan mam taki. Za tydzień długie wybieganie na Perle Paprocan. Cztery lub pięć okrążeń jeziora, czyli 28 lub najlepiej 35 km. Bez ścigania i napinania się na wynik – w tempie trochę wolniejszym niż 6 min/km, z ewentualnym przyspieszeniem na końcu. Głównie po to, aby zobaczyć, jak się będę czuł na takim dystansie, bo niestety, ale w tym roku jeszcze nic ponad 21 km nie biegałem. Jeśli wszystko będzie ok., to jako ostateczny sprawdzian pobiegnę połówkę w Dąbrowie Górniczej 12 kwietnia, czyli na dwa tygodnie przed Orlenem. Jeśli i tam będzie dobrze, to znaczy poniżej 1:50, to zapisuje się na maraton do Warszawy. Taki mam przynajmniej plan na dziś. Bo wiadomo, człowiek może sobie różne rzeczy planować…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2015-03-16,10:53): Mam nadzieje, że wystartujesz w OM i złamiesz wreszcie te 4h bo lepszą życiowkę mają dużo wolniejsi od Ciebie ;-) creas (2015-03-16,15:52): Może i wolniejsi, ale mają mocniejsze głowy :)
|