2015-02-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pies przewodnik, czyli wielbłąd. (czytano: 1308 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/events/915833031774966/?fref=ts
Gdy kilka tygodni temu Mariola wystosowała na FB zaproszenie na I Międzygrupowy Zlot NW dla Leśnych Ludków ze mną na czele odpowiedziałam, że chętnie się przyłączymy, ale dlaczego ja mam być na czele? Nie pełnię w LL żadnych funkcji i zasadniczo nie lubię nikim ani niczym zarządzać (choć oczywiście Jarek ma tu inne zdanie :). W życiu pozabiegowym pełnię jakieś tam funkcje kierownicze, ale jest to czysto formalny punkt widzenia. Moje koleżanki (a oficjalnie podwładne) świetnie sobie radzą z zarządzaniem sobą, a i mną przy okazji, i dzięki temu jakoś się kręci.
Tym razem jednak Mariola wykrakała...
Planowana trasa rajdu miała bowiem prowadzić od nas, czyli z Żarek Letniska do pobliskiego Przybynowa i z powrotem. Leśne Ludki, jako autochtoni, zostały poproszone o pomoc w wytyczeniu trasy. Ponieważ znam każdą ścieżkę w okolicy i akurat dysponowałam wolnym czasem, więc zaoferowałam swoją kandydaturę na psa przewodnika i z dumą muszę powiedzieć, że została ona przyjęta :) Tym sposobem w pewien czwartek, zamiast na samotny trening biegowy, wyruszyłam na przebieżkę z organizatorami zlotu - czyli Mariolą i Darkiem. Spadł akurat pierwszy śnieg i zrobiło się pięknie. Okoliczne bagienka i błotka odrobinę przymarzły, co pozwoliło mi przeprowadzić moich towarzyszy w miarę suchą stopą przez najbardziej newralgiczne miejsca. Zaproponowana przeze mnie pętelka spodobała się i zostałam poproszona o poprowadzenie całej ekipy w sobotę.
A ekipa była niemała! Zjechało się 10 grup - m.in. Stadion Śląski z Chorzowa, Harpagan Sosnowiec, Grupa Jura z Zawiercia, Dąbrowa Nordic Team, Jest Lepiej z Częstochowy, Positive Energy Żarki, Ambitni Amatorzy Myszków, no i 5 Leśnych Ludków - w sumie około 150 osób. Jak to w nordicu: w różnym wieku, różnej postury i o różnych możliwościach - od ostrych zawodników wymiatających na zawodach, po absolutnych debiutantów w tej dyscyplinie. A przed nami było prawie 14 km po nie zawsze najłatwiejszym terenie.
Zaczęło się od profesjonalnej rozgrzewki poprowadzonej przez Mariolę i Darka. A potem ruszyliśmy. Ja na czele, trochę zestresowana, że nie wiem jakie tempo nadać, bo z jednej strony czołówka chce maszerować konkretnie, a z drugiej strony - słabsi tego nie zdzierżą, a jak się w lasach pogubią (a było gdzie), to będzie problem. Stawka dość szybko się rozciągnęła. Na końcu smętnie człapali Jarek z Włodkiem, których zadaniem było pilnowanie maruderów.
Możliwie najkrótszą drogą wywiodłam grupę w las, a tam - krajobraz jak z bajki o Królowej Lodu! Jeszcze w piątek wieczorem padała paskudna marznąca mżawka, ale w nocy złapał mrozik, a rano wyszło słońce. I teraz gałązki skrzyły się pokryte lodowym lukrem, a pod nogami skrzypiał bielusieńki puch. Co ja tu się będę poetycko wysilać: popatrzcie tylko na zdjęcia zrobione przez uczestników wycieczki (link u góry)!
Przez las ów dotarliśmy do Ostrowa, potem kawałeczek asfaltu i polami pod górkę do kościoła. A stamtąd już koci skok do gospodarstwa agroturystycznego "Pod Skałką", gdzie to zaplanowana została integracja. Po prostu piknik pod wiszącą skałą - tyle, że zakończenie całkiem inne :) Piękny wapienny ostaniec to nie jedyna atrakcja tego gospodarstwa. Jest i skansen, kaczki, kury, owieczki i inne typowe dla Jury zwierzęta takie jak lama i wielbłąd. Wielbłąd cieszył się szczególnym zainteresowaniem, bo to duże zwierzę :) - zwłaszcza, że dwugarbny, pięknie ofutrzony na zimę. Dumnie pozował do zdjęć ignorując lamę, która też chciała być w centrum zainteresowania i nachalnie wciskała się w kadr.
Nie było jednak czasu na zabawy w beduinów. Czekała na nas gorąca zalewajka - tyle, ile kto zdołał pochłonąć (a widziałam i takich co brali 4 dolewki!), chleb ze smalcem i ogórkami, i domowe konfitury. Najedzeni zaczęliśmy integrację. Początkowo w podgrupach - każda grupa miała za zadanie wymyślenie nietypowych zastosowań dla kijków do nordica oraz zaprezentowanie w żartobliwy sposób własnej grupy. My ułożyliśmy wersję alfa hymnu Leśnych Ludków, a szło to mniej więcej tak:
Przez mokradła, przez ogródki
Nordikują Leśne Ludki.
Każdy kijek dzierży w dłoni.
Nikt nas nigdy nie dogoni!
Tu wiewiórka drogę przetnie,
Tu zajączek zaklnie szpetnie...
Leśne Ludki idą dalej.
Hej, Prezesie - wszystkim nalej!
Obiecaliśmy sobie dalsze prace nad hymnem w bardziej kameralnych warunkach i przy większym wsparciu Prezesa :)
A tymczasem wszyscy bawiliśmy się jak dzieci! No, a potem zaczęło się zumbowe szaleństwo. Jak karnawał, to karnawał! Niektóre panie miały gotowe stroje prawie-balowe, reszta klubowe koszulki, a wszyscy pląsali radośnie po śniegu, w kolorowym korowodzie prowadzonym przez Mariolę tuż pod zagrodą zdumionego wielbłąda i zaciekawionej lamy. A potem był dziecięcych zabaw ciąg dalszy - czyli zawody reprezentacji grup w duathlonie (bieg-nordic) oraz jeszcze w czymś bliżej niesprecyzowanym. A potem znów tańce, grzaniec, pączki i kawa. Ci, których zmęczyło to szaleństwo mogli wrócić autobusem, ale to byli nieliczni. Resztę poprowadziłam z powrotem do Żarek drugą częścią pętelki.
Tym razem wspięliśmy się ostro pod Wysoką, by urokliwą, mało uczęszczaną drogą pod skałkami dotrzeć do okolicznych pól i znów zagłębić się w las. Myk, myk i już byliśmy w Żarkach (Letnisku). Godzina minęła nie wiadomo kiedy na pogawędkach w miłym towarzystwie. Czołówka próbowała mnie nawet zgubić, ale na ich szczęście się nie dałam! Na koniec rozciąganie pod wodzą Marioli i pożegnania. Cóż to był za dzień!
A co z biegówkami, spytają Ci, co regularnie czytają mój blog. Ano, chyba mnie znów w tym roku ominą! Cały tydzień, który świetnie się do tej zabawy nadawał spędziłam w cieplejszych klimatach i wróciłam akurat by zobaczyć, jak śnieg gwałtownie się topi ... No cóż, nie da się mieć w życiu wszystkiego - a szkoda :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |