2014-06-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| O Rzeźniku będzie to.. historia (czytano: 590 razy)
Koniec wyglądał tak Rafał i Dominik, Dominik i Rafał, zespół Nova Group Team, Bieg Rzeźnika (dystans od 77 do 80km, Bieszczady i przewyższenia na poziomie 3000 m góra i dół) miejsce 9, czas 9:27:39,8, jednym słowem więcej niż dobrze tym bardziej, że tak tłoczno na tej trasie jeszcze nie było, o co postarało się prawie 600 ekip
Rzeźnik to bieg w parach, to jego urok, a w oczach innych przekleństwo. Jest to jednak pewien wyróżnik tego biegowego święta na tle innych zawodów. W zeszłym roku porozumieliśmy się z Dominikiem i zdecydowaliśmy się na wspólną eskapadę. Ta deklaracja okazała się najważniejszym elementem naszego treningu bowiem każdy z nas miał nieco inne zadanie w tym duecie, które przypisaliśmy sobie bez wypowiedzianych słów. Nie liczyliśmy na przyspieszenie w drugiej części trasy, ja miałem zajechać Dominika w końcówce, a On miał tę podróż przeżyć. Nasze wspólne treningi to 5 km do domu oraz dwa wyścigi na Monte Kazury. Przyznaję nie było tego dużo. Jednak każdy z nas „orał” na własną rękę. Dominik porzucił lenistwo i od czasu do czasu pokonywał drogę do domu biegiem, do tego dzielnie walczył na trasie 100 km Kieratu! Natomiast ja przekręcałem licznik kolejnych kilometrów podczas Twardziela Świętokrzyskiego i innych biegowych zabaw.
Założony plan był prosty, rozpisany na poszczególne etapy z końcowym wynikiem na poziomie 9:55. Już pierwszy etap zburzył naszą misterną układankę. Dominik poczuł krew i poleciał tak, że wydawało mi się, iż bieg skończy się na 20 kilometrze. Do Cisnej było dobrze a nawet lepiej, bonus w postaci kilkanastu minut zapasu, mógł okazać się naszym gwoździem do trumny. Wprawdzie mieliśmy świadomość, że będziemy biec wolniej, a taki drobny zapas na początku miał gwarantować końcowy sukces, jednak pojawiło się pytanie czy nie było za szybko na początku. Od Cisnej zmieniliśmy się na prowadzeniu i... za zadanie postawiłem sobie nie tracić czasu w stosunku do założeń, a jeśli jest możliwość to urywać jeszcze coś, aby na mecie pojawić się szybciej. Podobnie jak rok wcześniej Michał (z którym biegłem rok wcześniej, a który w tym roku mocno pobiegł Rzeźniczka, czym nas pozytywnie zadziwił), tak teraz Dominik pokazał charakter i parł ostro do przodu. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bowiem już wcześniej wiedziałem, ze z niego twardy gość. Tak, przyznaję się oszukiwałem... podawałem Dominikowi czas zawsze z niekorzyścią dla nas Na koniec jeszcze zmobilizowała nas załoga, która pojawiła się gdzieś w oddali na Caryńskiej i... z ostatniego etapu w stosunku do czasu z kartki urwaliśmy 11 minut.
Wpadliśmy na metę razem, czas 9:27 to najlepszy prezent jaki mogliśmy sobie zrobić. Czy to wszystko na co nas stać? Oczywiście, że nie! Zabrakło trochę sił, jednak 8 z przodu kusi i jest w zasięgu. Może za rok?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |