2013-06-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| w grupie siła ! (czytano: 4237 razy)
Maniacy otaczali mnie na zawodach, na treningach bywało, że na pikniku i w pubie… Emi jest Maniaczką… jakiś czas temu okazało się w moim bloku mieszka Maniac potem przeprowadził się drugi… serdeczni, energiczni ludzie… nawet ci [już albo tymczasowo] niebiegający niezwykle energiczni – sprawiają, że chce się być jednym z nich. Kiedy wkroczyłam w ich szeregi… jakoś pod koniec marca… nie znałam wszystkich, ba! Nie znam wszystkich do dziś, wstyd się przyznać ale mylę Ich imiona … teraz już ciut lepiej… ale nadal pilnie się uczę :)
Fajnie się tak na nich patrzy… zgrani, znają się od lat… jeżdżą razem na biegi, organizują jeden taki nad Maltą :), świętują razem i snują plany na przyszłość… Są bardzo zorganizowani, przekonałam się o tym w podczas organizacji Maniackiej Dziesiątki, ale jak bardzo to przekonałam się na ognisku z okazji 10 urodzin Klubu KB Maniac. Artur Kujawiński stanął wtedy na środku placu [nigdy nie zapomnę jak wtedy lało i jak licznie się stawiliśmy] i opowiadał jak to się zaczęło… że nie chciał się wpisywać na listy startowe jako ‘niezrzeszony’ chciał należeć do jakiegoś Klubu… no to go założył… Potem przyłączali się kolejni… razem tworzyli Klub Biegacza Maniac – nazwa adekwatna to manii biegania. Dziś stowarzyszenie liczy ponad 150 osób [o ile się nie mylę] i ciągle rośnie :)
Z tego wieczoru zapamiętałam jeszcze jedną rzecz: stos popielniczek leżących gdzieś na boku – nikt ich nie używał… przez cały wieczór nie poczułam dymu z papierosa… fantastyczne… nigdy wcześniej nie byłam na takim spotkaniu w plenerze!
Pewnego dnia zadzwonił Krystian, że brakuje im dziewczyny do sztafety Ekiden… oki! No problem :) jestem chętna ;) termin mi odpowiadał, sobota, nazajutrz miałam zaplanowane długie wybieganie przed MGS… da się zrobić :) lubię biegi z misją… sztafeta składała się z 6 odcinków: 4395, 10800, 10800, 5400, 5400, 5400. Tomek zorganizował wszystko… rodzielił role… i ja jako najsłabsza wybrałam najkrótszy odcinek i startowałam jako pierwsza :)
Pogoda była taka… że jak bym się rozebrała jak tego potrzebowałam nr startowy musiałabym nieść w zębach… upał, duchota, i słońce – to coś lubię na plaży trzymając w ręku zimne piwo a nie na zawodach :) … ale pogody na zawody się nie wybiera… nie ma złej pogody… są tylko słabe charaktery … więc go! Po mnie startował Tomek … ćwiczyliśmy wcześniej przy źródełku przekazywania sobie sztafety… szkoda czasu… ostatecznie stwierdziłam, że ją po prostu doniosę do strefy zmian a on ma tam czekać aż mu włożę…
Wiedziałam, że bieg będzie trudny… Malta rozgrzana jak patelnia… do tego pamiętam, że na drugiej połowie okrążenia zawsze wieje cofający wiatr… ale co tam … ja i tam mam najlżej… dam radę… Pytano mnie jak pobiegnę … szybka analiza: życiówkę na dychę mam w tempie 4’25… chciałabym pobiec w tempie 4’20 – to chyba jest mój max…
Start! Obserowałam tam ludzi, kto ma na ręku pulsometr, kto ma jakie buty, jak są ludzie ubrani … jednym słowem – oblekałam konkurencję… i wystartowali… pognali do przodu i ja z nimi… po 100 m zerkam na garmina : 3’40 … no nie… natychmiast zwolniłam… a ich sylwetki oddalały się z przodu… nie było opcji bym dała się porwać… wiem na co mnie stać i takie tempo … nie nie nie – jeszcze nie dla mnie :) Pierwszy km z górki, połowa w cieniu, z wiatrem więc biegłam na oddech [pas do tętna został w domku] wyszło’ 4’15, - mimo, że wtedy zwolniłam … wcześniej oddalające sylwetki zaczęły się przybliżać …drugi kilometr miał mały podbieg i był w ¾ odkryty – też na oddech – wyszło 4’22.
Na pierwszym małym podbiegu zaczęłam wyprzedzać… i potem już tak zostało… tylko wyprzedzałam.
Trzeci km również prowadziłam się jak super orkiestrę, chciałam by wszystko dobrze zagrało: praca stóp, praca bioder, sylwetka, praca ramion i tułowia, do tego oddech… to był dla mnie super trening – duża koncentracja żeby to wszystko skoordynować… dobrze, że w tym tempie nie biegam maratonów [za dużo myślenia o technice] i orkiestra zagrała mi 4:33 – to był otwarty km z wiatrem, który dość mocno dawał się we znaki. Nie przejmowałam się tym… przecież jeśli mi wieje, to tym co za mną lub przede mną też wieje… wszyscy mamy tak samo…
Na trzecim kilometrze przyzwyczaiłam się do wiatru i czwarty już nie wydawał się taki ‘straszny’. Ostatni finiszowy km postanowiłam się mniej opierać swoim zapędom do szybszego biegania i skoncentrowałam swoje myśli na pracy brzucha i oddechu. Niestety wtedy po raz kolejny okazało się, że mam dość krótkie nogi. Mimo, że dość dobrze się wybijałam… spadałam za szybko na ziemię :) trudno, jakoś sobie z tym poradziłam bo … wyszło 4:17 … potem jeszcze tylko finiszowe 395 m i przekazanie sztafety… za**biste to jest uczucie przekazać sztafetę… a jeszcze bardziej jak Drużyna cieszy się, że dobrze pobiegłam – nie chciałam ich zawieść :) [niech mnie znów zaproszą za rok :)] Potem przyszedł czas na odpoczynek… z trybun obserwowaliśmy innych… ależ ta Łubianka pięknie truchtała [wymiotła pierwsze miejsce w open] !
Kolejni zawodnicy przygotowywali się do zmian a my na trybunach się opalaliśmy… po części zajmowałam się dziećmi … najlepsze w tym zajmowaniu było moczenie nóg w Malcie …
Kiedy zostały nam dwa ostatnie odcinki wiedzieliśmy już, że mamy szansę na dobrą lokatę w klasyfikacji generalnej a w kategorii sztafet mieszanych nawet lepszą niż dobrą :) Ja myślałam, że jestem po presją bo prowadzę sztafetę… a tu się okazało, że dwoje ostatnich Zawodników: Krystian i Tomek to oni są pod presją:)
1 zmiana: Kaniewska Agnieszka [4395] 00:18:33
2 zmiana: Ławniczak Tomasz [10800] 00:43:32
3 zmiana: Pelc-Wanielista Agnieszka [10800] 00:47:52
4 zmiana: Żuberek Piotr [5400] 00:22:57
5 zmiana: Tarajkowski Krystian [5400] 00:23:23
6 zmiana: Botorowicz Tomasz [5400] 00:22:13
Z daleka, z wysoka, z trybun obserwowaliśmy jak Tomek - nasz kapitan z niebieską sztafetą wbiega na metę :) normalnie jak olimpiada, zbiegliśmy szybko na dół by razem cieszyć się z ukończenia Ekiden … wspólnie złamaliśmy 3 h w maratonie :) 2:58:28. Wynik mi się podoba. Tym bardziej, że jadąc rano na Maltę nie myślałam o żadnym wyniku… nastawiałam się jedynie na mój cząstkowy, na tym się skupiałam, wymagałam tylko od siebie, od innych nie. Chciałam się dobrze bawić… a wyszło jak wyszło… 6 m-ce w open i 1 m-ce w kategorii drużyn mieszanych.
I stanęliśmy wszyscy razem z medalami a radość przepełniała każdego z nas… kolejne fajne zawody za nami! Bomba! I wtedy po raz pierwszy tak mocno poczułam, ze jestem w KB Maniac.
Fot. http://szwajkowski.info
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2013-06-20,11:49): Sztafety są czaderskie :) Marysieńka (2013-06-20,12:16): Sztafeta wyzwala w człowieku pokłady energii, pozytywnej energii....gratki :) krultom (2013-06-20,16:54): Halo tu kapitan.Z moich obliczeń nie byłaś najsłabsza.Możesz spać spokojnie.Liczy się efekt końcowy.A takiego to się nawet ja nie spodziewałem :) WojtekGR (2013-06-20,22:02): Czas znaleźć towarzyszy na taki maraton. To musi być fajne :) antrax (2013-06-21,08:57): Powiem więcej: była 3/6 co do szybkości :) Ale my tłuściochy tak mamy :) dario_7 (2013-06-21,09:20): G R A T U L A C J E ! ! ! dario_7 (2013-06-21,09:20): Sztafety są czaderskie, że powtórzę za Snipim ;))) michu77 (2013-06-21,09:40): Jeszcze raz gratulacje dla całej ekipy!!! ;) pzuberek (2013-06-21,19:37): A mi bardzo miło było być członkiem takiej odjazdowej sztafety. Szczególne gratki dla 2 naszych Agnieszek:-) doogi (2013-06-23,21:13): sztafeta to jest to, zawsze chciałem wystartować w warszawskiej ale jak za rok znów będzie w Poznaniu to na bank biorę udział.
|