2013-05-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| wlot do Pszczewa (czytano: 1425 razy)
Lubię maj. Lubię słońce i zapach naturalnego świata. Kiedy Emi rzuciła hasło Pszczew – 5 maja… pomyślałam, że nieeee przecież to będzie po Chełmży i Radziejowie, że lepiej będzie jak sama siebie uziemię w domku i jak znam siebie… to pewnie nie uda się treningowo, ze mnie coś poniesie i że nie biega się trzech startów w ciągu 5 dni… no tak… ale Pszczew nie kojarzy mi się tylko z biegiem jako startem…
Na hasło Pszczew reaguje moja dusza biegowa. Tam jest Marysia, tam jest las, do którego nas zabrała po biegu w ubiegłym roku… to tam zostawiłam złe emocje po pobycie z Jasiem w szpitalu, tam nastąpiło odprężenie, oczyszczenie i jeden z najpiękniejszych treningów jakie miałam w życiu. Ta Kobieta ma w sobie coś co sprawia, że czujesz w sobie moc, jakby każda komórka Twoja miała jakieś szczególne zadanie do wykonania i staje na baczność gotowa do jego realizacji.
Biedny Michał musiał wstać przed 6 rano… [dla niego to najstraszniejsza rzecz] pierwszy raz jechaliśmy Emi autkiem [ku*R*wiszon – tak go nazwaliśmy, bo jest taki czerwony jak gatki maturalne :)] i to ona była kierownikiem wycieczki – żeby nie było – jak sobie coś zrobię - wszystko będzie na nią!
Takie biegi jak ten w Pszczewie urzekają mnie od samego wjazdu w miasto – czytelne oznakowanie, uśmiech wywołuje transparent ‘Pszczew wita’ – jak ja to lubię… klimat jest już jak się dojeżdża … kilka km przed… kręte drogi, dookoła lasy, droga faluje… to tu Maryśka ‘szaleje’…
Biuro zawodów, Emi zaparkowała jak SZEF – nikogo nie było – tylko my i auto firmy od pomiaru czasu… - biedny Michał tak wcześnie musiał wstać – ale on - łagodna dusza, nigdy nie narzeka – tylko głęboko oddychał i się uśmiechał :) - ale w biurze ekipa czekała na biegaczy – perfekt organizacja. Wyszliśmy na zewnątrz i przespacerowaliśmy się nad jeziorkiem… i tam znów coś czego nigdy w innym miejscu nie widziałam… mnóstwo małych pomostów dla wędkarzy… blask słońca nastrajał na plażowanie a na bieganie… - oj ! rekordów to dziś nie będzie… raczej SPA [lanie sadła na słońcu]…
Ostatnie przygotowanie przed startem: jak najmniej ubrań bo będzie gorącz… Dario mówił: oszczędzać siły bo na końcu jest drobny podbieg, malutki , ma chyba 400 m ale potrafi dać w kość… i pobiegłam na rozgrzewkę… szukałam go… w myślach pytanie: czy jest większy od naszego Grzmota na Cytadeli… może specjalnie wytrenowane to my nie jesteśmy… ale nasz Grzmot na Cytadeli odpowiednio nas przećwiczył … zaczynałyśmy od 3 razy a bywały dni kiedy zaliczaliśmy go po 20 razy… Aga! Czego się boisz głupia! – biegać nie umiesz? – umiesz! – zrobisz to jak zawsze… treningowo, bez presji, bez parcia na wynik i … z uśmiechem na twarzy.
Po rozgrzewce stwierdziłam, że mocy brak, że nogi zmęczone po Chełmży i Radziejowie… że nie wiem co to będzie… pobiegnę ‘na czuja’. Tak dla zabawy Michał ustawił mi w garminku ‘bieg z kolesiem’ [wirtualny partner] i kątem oka widziałam, że ustawił 21300 i 1:45… od samego początku obserwowałam go… raz byłam delikatnie za nim raz delikatnie za nim… trzymałam się generalnie blisko niego… teren ukształtowany był ciekawie… czasem płasko czasem z górki czasem pod górkę… bardzo obserwowałam pierwsze 5 km – bo trasa biegła ‘tam i z powrotem’, po 10,5km nawrót i powrót do linii startu…
Cieszyłam się z każdego podbiegu na pierwszej połówce… wiedziałam, że należy oszczędzać siły, bo słońce, bo wiater, bo bo bo bo... bo nie można być zbyt pewnym siebie… jakże się zdziwiłam, kiedy z naprzeciwka zobaczyłam czołówkę – oni już wracają… mają bliżej niż ja – i zaczęłam liczyć Panie… - jedna, druga, potem nasza Marysia – jak zwykle roześmiana… - czwarta, piąta i… nawrót … czyli ja jestem szósta… o kurcze! Jestem szósta… po nawrocie widziałam, że siódma jest Emi… a potem już był duży zapas… Emi się nie boję, być wyprzedzonym przez Emi to żaden wstyd… bo ona jest dużo lepsza ode mnie… tylko się ostatnio coś oszczędza… i wtedy zaczęło się bieganie... szybka analiza samopoczucia…
…i postanowiłam wytrwać w tym tempie do końca, zostawiając energię na ostatnie 5 km, a potem zobaczymy co dalej… a droga falowała, raz w dół raz w górę, raz las raz patelnia wśród pól… i ten zapach rzepaku… upajał… Piotrek za mną z Emi a Michał ze mną… a wyciągałam rękę a on mi wkładał … izotonik… tak bez słów :) postanowiłam za dużo nie gadać, pilnować oddechu, robić wszystko tak jak zwykle na treningu… podbieg inny krok inna postawa i zbieg… puszczać cugle… i tak sobie na luzie tup tup tup… byle do przodu… kątem oka na garmina… a koleś miał sporą stratę do mnie … zapasa mi się zaczął robić… biegłam przed siebie… kontrolując cały czas oddech. Gdzieś na 17stym km numer startowy nie nadawała się już nawet do włożenia za spodenki… zmoczony, sponiewierany wylądował w rowie… ja na szczęście nie czułam się tak jak wyglądał mój numer… 18 km mam prawo czuć się zmęczona – bo to 18 km więc… dbałam tylko o to bym nie zwiędła… a Michał obok gada i gada uwielbiam to :) jest niezniszczalny… nawet jak mam obie słuchawki w uszach to go słychać [tylko niewyraźnie] na punktach odżywczych polewałam się wodą… ale ubrania i tak szybko schły…
… opalenizna będzie bankowo :) 2 km przed metą zaczęłam kalkulować, zerkać na zegarek… ale Michał się tak wydarł, że nawet przez słuchawki wyraźnie słyszałam: nie baw się tym zegarkiem… biegnij, przestań – no to przestałam, i biegłam… minęłam jezioro w którym w lipcu się ‘schładzałam’, Folwark i Lewiatan :) i został tylko km… podbiegi na końcu były, do lekkich nie należały… ale nie były takie jak nasz Grzmot. Na ostatnich 700 m zaczęłam powolutku i ostrożnie dokładać do pieca :) i zrobiło się gorąco, bardzo gorąco… na ostatnich 200 metrach… Marysia dodała energii głośnym dopingiem… miło zobaczyć ją tuż przed metą… a Michał trwał przy mnie krok w krok… przypomniały mi się metry naszego finiszu w dniu kiedy go poznałam na trasie maratonu w Poznaniu 2011 – było tak jak wtedy… tylko, że teraz jestem silniejsza i nic mnie nie boli i już się tak nie boję.
Wynik 1:44:02 netto
Takie chwile jak ta uświadamiają, że trudny trening, wytrwałość i konsekwencja to są bardzo ważne rzeczy w bieganiu. Ważny jest też cel. Mój cel: to biegać mądrze, dla zdrowia i urody a wyniki… jak się uda… nie będę się opierać … przy okazji mogą być … dla satysfakcji, dla podbudowania swojego ego, miło jest czasem się pochwalić i otrzymać gratulacje… przekraczać kolejne granice… miło jest czasem zaskoczyć… 3 lata temu jak zaczynałam byłam ogonem wszystkich biegów ale… wystarczy tylko chcieć ! i jestem pewna, że każdy może… Nie porównuję się z innymi, mam swój własny poziom, swoją własną poprzeczkę, którą podnoszę sobie delikatnie, powoli :) bo :) ‘życiówki trzeba poprawiać po minutce, żeby często się trafiały’ – tak mawia Jagódka. A Marysia mówi, że życiówki trzeba porządnie opić, żeby krótko się trzymały. I ja się zawsze stosuję do mądrych wytycznych :)
Potem był pyszny obiad: napiszę o tym bo smakował mi jak w dniu, były prace letnie na polu u Babci. Bo moja Babcia kiedyś miała gospodarstwo rolne… Dziadek zabierał ekipę na pole a Babcia szykowała dla Wszystkich posiłek… siadali wtedy wszyscy przy jednym stole w upał przed domem i jedli… Był schabowy, ziemniaki i surówka … i był kompot a wcześniej zupa pomidorowa… znów miałam 9 lat. brakowało tylko kur przechadzających się obok … rozmarzyłam się…
… jedliśmy trochę w pośpiechu… bo trzeba było zdążyć na dekorację… 3 miejsce w K30… miło… co czuję kiedy tak staję na pudle? myślę wtedy sobie: ‘korzystaj, bo może to ostatni już raz’ a z drugiej strony… co ja bym zrobiła bez tego biegania, daje mi tyle satysfakcji, radości i spełnienia. Wszystko jeszcze przede mną.
Za rok majówka zapowiada się równie treningowa … bo trudno mi będzie zrezygnować z Chełmży, w Radziejowie muszę być a potem na rewir Marysi to już obowiązkowo trzeba wlecieć!
Fot. Dario :) [to na górze... a reszta to nawet nie wiem kto... nie ja jestem autorem :)]
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu dario_7 (2013-05-16,13:49): Super się czyta takie energetyczne wpisy :))) Gratulacje raz jeszcze Wyścigówko!!! I do następnej życiówki! :D Endurance/Freestylerunner (2013-05-16,16:36): piękna pasja biegania :) Marysieńka (2013-05-16,18:29): Jestem pewna, że już wkrótce będziesz "oblewała" kolejna życióweczkę....wiesz dlaczego??? Bo masz duszę wojowniczki. Raz jeszcze wielkie gratki chudzinko :)) jagódka (2013-05-17,10:10): Niech bieganie zawsze daje Ci tyle radości i pozytywnej energii!:))
|