2011-03-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przerwane milczenie. (czytano: 1220 razy)
Przerwa od ostatniego wpisu do dzisiaj jest zdecydowanie najdłuższą od kiedy zdecydowałem się pisać tego bloga... Z czego ona wynika? W sumie sam nie wiem... Może trochę z lenistwa, może z tego, że się zmieniłem i nie do końca mogę napisać wszystko co bym chciał (napisałem jakiś czas temu wpis, którego nie zdecydowałem się opublikować). Komentarz Jacka Dziekońskiego ("Skąd to dlugie milczenie? Może juz wystarczy?") długo siedział mi jednak w głowie i w końcu postanowiłem, że czas się odezwać ;)
Po trzech miesiącach przerwy z pewnością nie napiszę o wszystkim co było dla mnie ważne w tym okresie, ale postaram się jak najlepiej zarysować swoją aktualną sytuację.
Po pierwsze od dłuższego czasu (od kilku miesięcy) jestem w szczęśliwym związku... Jeszcze pół roku temu, przekonany byłem że miłość nie istnieje... Teraz już wiem, że bardzo się myliłem. Dogadujemy się świetnie w każdej sytuacji i czuję się przy niej naprawdę szczęśliwy... A co najważniejsze, dzięki tej znajomości zrozumiałem bardzo wiele i zmieniłem się. Wiem, że wcześniej nie zawsze w związku grałem fair, że moje zachowanie wywoływało głównie cierpienie. To z kolei powodowało, że sam również nie czułem się dobrze... Mam nadzieje, że ucząc się na błędach będę potrafił żyć tak, aby nikogo nie potrzebnie nie ranić...
Wracając do bardziej przyziemnych spraw, czas napisać trochę o moim bieganiu. A tutaj również działo się nie mało :)
Po pierwsze kilometraż, biorąc pod uwagę, że są to przygotowania do maratonu może nie powala na kolana, ale ja wierzę (i czuję), że był/jest wystarczający:
Styczeń - 390km
Luty - 420km
Marzec - 440km (póki co jest trochę mniej, ale zostały jeszcze 3 treningi).
Biegając na planach Suchego, biegałem zdecydowanie bardziej rozsądnie niż latem (wtedy czując gaz na treningach biegałem zdecydowanie za szybko, co nie miało odzwierciedlenia w jesiennych startach). Było dużo drugiego zakresu, siły biegowej, rytmów. Po za tymi ostatnimi nie biegałem praktycznie nic szybkiego (najszybszy odcinek to 2km po 03:30 i to był taki tylko jeden!).
Mimo tak spokojnego treningu potrafiłem na Maniackiej pobiec 10km w 33:14... Widząc międzyczasy (pierwsze 3km - 09:53) byłem nieźle wystraszony. Dlatego mimo iż czułem się całkiem dobrze, na kolejnych kilometrach trochę odpuściłem:
3-5km - 03:20
5-8km - 03:24
Ale tylko po to aby na końcówce zaatakować... Mobilizował mnie dodatkowo fakt, że w zasięgu wydawał się być Filip Przymusiński z którym jeszcze nigdy nie wygrałem.
9km - 03:15
10km - 03:08
De Facto Filip dobiegł na metę 8 sekund przed nami. Przed nami bo całą trasę pokonaliśmy razem z Benkiem. Na końcówce zachowałem trochę więcej sił i kto wie jakby się to skończyło gdyby Benek również miał jeszcze siły aby pociągnąć? Wszystko przed nami! Za nami dobiegło i tak sporo osób o których pokonaniu wcześniej mogłem tylko pomarzyć...
Na osłodę drugie miejsce jako GRAND PRIX Poznania TEAM, w sumie można by powiedzieć że tylko drugie. Do pierwszej drużyny zabrakło nam niecałe 30 sekund, a Maciej Łucyk który był z nami w składzie spokojnie mógł pobiec o tyle szybciej...
Po Maniackiej pojechałem do Wągrowca, aby tam w niedzielę zrobić najdłuższy trening w moich przygotowaniach maratońskich. Ponad 32km po okolicznych wioskach i prawie 02:45 biegania... Czyli mniej więcej tyle ile ma trwać mój maraton w Paryżu.
Po morderczym (pod względem treningowym) weekendzie przyszedł czas na tydzień luzu, aby w niedzielę pobiegać ostatni ważny trening podczas 6. Półmaratonu Warszawskiego... Tak, tak - mimo wielkich ambicji pojechałem do Warszawy tylko po to żeby zrobić trening. Nie było łatwo, ale takie były wytyczne trenera, a mi rozsądek również podpowiadał że nie powinienem się już ścigać przed maratonem.
Dodatkowo dopadło mnie przeziębienie i w nocy przed połówką czułem się naprawdę słabo, do tego stopnia że rozważałem w ogóle możliwość rezygnacji z biegu.
Rano poczułem się jednak trochę lepiej, połknąłem więc Gripex, Acatar i ruszyłem robić swoje.
Celem było przebiegnięcie 26km w prędkości zbliżonej do maratońskiej oraz rozbiegania kupionych dzień wcześniej Mizuno Rider 13 - w których zamierzam pobiec Paryż.
Po krótkiej rozgrzewce wyruszyłem więc w przeciwnym kierunku niż wszyscy zawodnicy. Na start chciałem dobiec 5 minut po sygnale startera, tak żebym nie musiał stać w tłumie (płacąc zbyt późno wpisowe dostałem zieloną - najwolniejszą strefę startową). O 10:05 na starcie były jednak nadal tłumy, dlatego dokręciłem dodatkowy kilometr, a na trasę wyruszyłem gdy zegar wskazywał już 00:09:16. Miałem więc po drodze niemałą przeprawę wyprzedzając prawie 4300 zawodników i dobiegając na metę z czasem brutto 01:32:09 (netto 01:22:53). Tempo poszczególnych kilometrów treningu wyglądało tak:
-6 - 0 - 04:14 (przed startem do półmaratonu)
0 - 5 - 04:08
5 - 10 - 03:57
10 - 15 - 03:53
15 - 21,1 - 03:45
Razem z rozgrzewką i schłodzeniem to kolejny prawie 32 kilometrowy trening. Wszystko to na bardzo dobrym samopoczuciu. Po drodze zażyłem dwa gele Isostar, które również świetnie się sprawdziły.
Teraz pozostaje wyleczyć przeziębienie (wczoraj poszedłem do lekarza, żeby upewnić się czy to nic poważniejszego), odpocząć i zrobić swoje w Paryżu...
Jeśli zapomniałem napisać o czymś ważnym to uzupełnię w kolejnych wpisach, bo teraz będę bardziej regularny :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora tarzi (2011-03-29,12:27): no tak, a w piatek pijemy! tdrapella (2011-03-29,13:57): oby ci pogoda dopisala. Trzymam kciuki. A kilometrarz... powalajacy.. przynajmniej mnie Przemek_G (2011-03-29,16:58): Trzymam kciuki za Paryż!
|