2009-12-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Home, sweet home..." (czytano: 410 razy)
Od przyjazdu towarzyszy mi szereg zdarzeń, o których nie do końca można powiedzieć, że mogą napawać optymizmem... Na pewno jednak sprawdzają moją wytrwałość i cierpliwość pod każdym względem... nie zawsze z sukcesem :)
Już po przylocie miałem "przyjemność" zderzyć się z Naszą polską rzeczywistością, od której szczerze mówiąc odwykłem...
Pobyt w Hiszpanii to najlepsza terapia na nadpobudliwość nerwową... Początki były okropne, choćby dlatego że funkcjonują tam święte słowa jak np."
- "mańana"... formalnie oznacza jutro, ale w rzeczywistości "kiedyś" tam... odniesienie do przyszłości... nieokreślonej przyszłości. Biała gorączka dopadała mnie, kiedy chcąc jak najszybciej pozałatwiać potrzebne papiery, urzędnicy jak zahipnotyzowani powtarzali na okrętkę... "Mańana"... Okey (pomyślałem), to ja przyjdę jutro... Parę dni i wizyt w różnych oficynach nauczyło mnie, że to "jutro" może być za dwa, trzy dni, a może nawet za tydzień... i to przy dobrych wiatrach... :) Zanim pojąłem podstawy hiszpańskiego (kastylijskiego) operowałem głównie "łaciną", którą i tak tylko ja rozumiałem... :)))
- "no pasa nada"... nic sie nie stało, nic sie nie dzieje (złego rzecz jasna)... Hm... Przyjemnie było usłyszeć te słowa, kiedy coś się spieprzyło, a mimo to szef z usmiechem skwitował krótko "No pasa nada..." :) Gorzej jednak, kiedy załatwiając sprawy, ktoś z urzędników nie wywiązał się z obowiązków, a swoje opóźnienie kwitował "No pasa nada..." W sumie miał rację, bo niby co się stało... drobny kilkudniowy poślizg to przecież nie tragedia... :)
Trochę czasu minęło i "mięsa" usta przemieliły zanim wszystko zrozumiałem, a potem nawet wdrożyłem w swoje życie... Terapia dla nerwusów rewelacyjna, o ile wytrzymają... :))) Potem zadziwiałem znajomych, a nawet moją Miśkę, kiedy ze stoickim spokojem w sklepie, na poczcie itp. mogłem stać godzinami, uśmiechając się i śmiejąc pod nosem ze zniecierpliwionych Rodaków... :)))
Tym razem też się starałem... Podróż do domu to koszmar... Niewiele ponad dwie godziny spędzone w samolocie, a potem cała wieczność, by dostać się z wrocławskiego lotniska do Wałbrzycha... Zabroniłem po siebie wyjeżdżać, bo lubię niezależność, jakkolwiek miałoby to się przejawiać... Jestem wytrwały i cierpliwy, więc sam sobie poradzę, jak zwykle... Tak optymistycznie myślałem, ale to były założenia "na sucho"... Na miejscu było już trochę inaczej... :) Mrozik otworzył mi zamglone po drzemce oczka, a potem jeszcze bardziej je rozwarło spoglądanie na rozkłady jazdy... :) "13-ego wszystko zdarzyć się może..." PKP zmieniło tego dnia rozkłady jazdy i teraz na pociąg musiałem "warować" dwie godziny... do 22:47! "O dżizas!" Potem jeszcze podróż koleją transyberyjską... może tylu kilometrów z Wrocka do Wałbrzycha nie ma, ale jazda chyba niewiele mniej czasu zajmuje... :))) Kiedy już zrobiłem dwugodzinny trening dreptanka w celu nie zamarznięcia, usadowiłem sie wreszcie w cieplutkim "rupieciu" podstawionym na ostatnim peronie... Najpierw upewniłem się jednak, czy wsiadam do właściwego pociągu, czy może do eksponatu ustawionego na bocznicy... :))) Aż nie mogę doczekać się Mistrzostw Europy 2012, a potem może nawet pierwszej jazdy liniami szybkiej kolei... :)))
Okey... siedzę we właściwym, cieplutkim choć zdezelowanym składzie... może dlatego było ciepło, bo on się chyba palił podczas jazdy... :))) Poza tym, tuz przed planowym odjazdem odsłuchałem jeszcze dwa "gorące" komunikaty...
- "Pociąg osobowy do Wałbrzycha czeka na skomunikowanie z pociągiem osobowym z Poznania..." He...?
- kilkanaście sekund potem... "Pociąg osobowy z Poznania zwiększył swoje opóźnienie do 100 minut od planowego przyjazdu..." Heeeee....?!
Co Te Poznanioki robią z pociągami? Przecież rozbieranie elementów trakcji kolejowej to dotąd była domena "kolekcjonerów" z okolic Wałbrzycha... :)))
No, teraz to mi się na pewno gorąco zrobiło... A ceny biletu bezwstydnie podnieśli... A niby za co? Za wycieczkę zabytkowym składem, który już na starcie ma ponadgodzinne opóźnienie...? Po wielu latach zrozumiałem wreszcie o czym mówi słynne hasło promocyjne... "Teraz Polska" :)))
Może tego dnia więcej dziwactw mnie nie spotkało, bo przeskoczyliśmy już na 14 grudnia... :) Ponadto, po tylu godzinach swojej "niezależności" nie miałem problemów z zaśnięciem, zaraz po przytuleniu się do poduszki... no i do żony :)))
Nowy dzień... Wiesiu napisał w komentarzu do mojego ostatniego wpisu, że teraz mogę spodziewać się wielu "radosnych powitań"... Hm... Pomyślałem, że to będzie miłe i wyruszyłem w miasto... wszak miałem wiele spraw do załatwienia...
"13-ty" chyba zapomniał przeminąć, bo nie dość że spraw nie dałem rady załatwić, bo... do Polski chyba ktoś przytransportował wirusa "mańana"... :) to sam dzień zaczął mi się "bardzo optymistycznie"... Zanim do kogokolwiek zdążyłem otworzyć paszczę z kulturalnym "dzień dobry", popłynąłem szlachetną Polszczyzną... "K***a mać! J***ny gołąb!"... I szlag trafił moje opanowanie, które szlifowałem w Hiszpanii... :))) Nasrał na mnie, na dzień dobry... a rozbryzg taki, że kurtkę w pięciu miejscach upierdzielił... Fcuk!!! Gościu w kantorze, do którego chwilę po tym incydencie wszedłem, utwierdził mnie, że to na szczęście... Ja mu na to, że jeśli mi da dwa razy tyle, ile napisane jest na tablicy to wtedy uwierzę w to szczęście... Nie dał się przekonać, więc ja również nie... :))) A potem okazało się... w urzędach, przychodniach, itp., że zamiast o szczęściu, mogłem raczej powiedzieć, że mam dzisiaj "przesrane"... :))) Lajf is brutal! Jutro też jest dzień... Będzie lepiej... tyle, że lepiej omijać gołębie... :)
P.S. Na fotce gołąbki w ulubionej przeze mnie postaci... Pycha i... nie "kupkają"... :)))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora mamusiajakubaijasia (2009-12-15,06:58): Oj, chyba chwilę Cię tu nie było. Czas więc przypomnieć sobie prastarą polska maksymę: "Life is brutal, full of zasadzkas and kopas dupas"...niestety... szlaku13 (2009-12-15,07:48): Oj Gabrysiu, piszesz z błędami... nie "kopas dupas", ale "kupas z dupas... dupas gołębios" :))) Chyba zacznę trenować pady, żeby uchronić się od upadków na goły ryj... :))) szlaku13 (2009-12-15,07:58): Wiesiu... o tym że mistrzami celności są to nie raz mogłem się przekonać... Najlepsza historia spotkała mnie w 2004 r., kiedy pojechałem na rozmowę kwalifikacyjną do Wrocławia... Wszedłem na nią w koszuli pod krawatem i marynarką przewieszoną przez rękę, bo nie dawała się do użyteczności... :) a sam rozrzut był tak wielki że nawet teczka w reklamówce była ufajdana... całe szczęście, że CV było nietknięte, choć i tak ostatecznie "gówno" to dało... :))) szlaku13 (2009-12-15,08:00): To mnie Truskawko uświadom... :) szlaku13 (2009-12-15,08:05): Dzięki Tomku, ale jak widzisz... tyle treningów na cierpliwość, a tu jeden drobny "kup-test" i opanowanie diabli wzięli... a tak poza tym lubię zwierzątka :))) Gosiulek (2009-12-15,09:21): no to z miłością do gołębi mamy tak samo, uwielbiam te na talerzu;))) szlaku13 (2009-12-15,09:35): Gołębiarka Gosia... fajnie brzmi... :P Jeśli chodzi o mnie to mógłbym "hodować" jedynie gołąbki w zamrażalniku... :) szlaku13 (2009-12-15,09:39): Ale przyznasz chyba Truskawko, że jedno i drugie jest przyjemne... :) Ponadto na widok jednego i drugiego cieknie ślinka, więc po co się oszukiwać i pisać jakieś mdłe farmazony... Ma być przyjemnie, a przyjemnie jest się najeść i spocząć na "d...", najlepiej na czyjejś... :P kudlaty_71 (2009-12-16,10:41): ...witaj brachu w kraju...początek "przesrany" a więc dalej będzie już tylko lepiej...szybko przywykniesz...hehe... szlaku13 (2009-12-16,10:53): Na szczęście wczoraj już było lepiej... nic mnie nie trafiło, a sprawy pozałatwiałem... Mam nadzieję wkrótce wznowic bieganie, bo teraz nawet nie ćwiczę... Moje podejrzenia się potwierdziły, że zapalenie żył, więc kilka dni będę "ćpał" - specjalne zastrzyki w brzuch sobie robię... ale odlot... :))) szlaku13 (2009-12-16,13:27): Ja cały czas rozważam start w ta sobotę w Strzelcach... :) Wariat jestem i wcale się przed tym nie wzbraniam... :) Do piątku wszystko się wyjaśni. Rekreacyjnie (bo bez biegania trudno o lepsze sciganie) moge pobiec, bo po tych zastrzykach szybko się poprawia (juz w przeszłości miałem dwukrotnie z nimi "romans")
|