Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

nowDeeS
Dariusz Sidor
Wrocław
Sidor Team Polska

Ostatnio zalogowany
2023-05-01,14:20
Przeczytano: 808/90189 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/4

Twoja ocena:brak


Chrissie Wellington - kobiecy fenomen
Autor: Dariusz Sidor
Data : 2009-12-09

Kobiecy sport z reguły jest spychany na drugi plan i często pomijany. Na szczęście powoli się to zmienia. Szczególnie w triathlonie, w wydaniu najtrudniejszym, ironman"owym, uwaga mediów częściej skupia się na kategorii kobiecej niż na męskiej, a to za sprawą największego kobiecego, światowego talentu, który wznosi się ponad innymi – Chrissie Wellington.




To właśnie ona, zwana przez znajomych „Muppet”, jest największą siłą triathlonu ostatnich lat, na dodatek niepokonaną od kilku lat. Trzeci raz z rzędu wygrała zawody Mistrzostw Świata na dystansie ironman na Hawajach (226 km), a jej czas 8:54:02 zmienił obowiązujący od 17 lat, od 1992, rekord Pauli Newby-Frazier.

Przypatrzmy się najlepszej triatlonistce świata i czerpmy z jej dokonań inspirację do własnych treningów i sukcesów. Chrissie urodziła się 18 lutego 1977 roku w Suffolk, w Anglii. Podczas uczęszczania do szkoły porzuciła gimnastykę i rozpoczęła naukę pływania. Trenowała 4 razy w tygodniu w pływackim klubie Thetford Dolphins, a potem reprezentowała Uniwersytet w Birmingham w pływaniu, aż do jego ukończenia w 1998 roku.

Po ukończeniu nauki podróżowała po świecie (Azja, Afryka, Australia, Nowa Zelandia), jak sama przyznaje: „to otwierało moje oczy na wszystkie problemy świata”.




Wróciwszy do szkoły (Uniwersytet w Manchester) zajęła się nauką - otrzymała dyplom MA i rozpoczęła pracę w brytyjskiej agencji DEFRA (the Department for Environment, Food and Rural Affairs). Zajmowała się rekonstrukcją i higieną środowiska. W tym czasie przebiegła maraton w Londynie w 3:08:17 (kwiecień 2002). Rozczarowana biurokracją wyjechała do Nepalu (2004 i 2005, w sumie 16 miesięcy).

W maju w 2004 roku wystartowała w swoim pierwszym sprinterskim triathlonie w Anglii i ukończyła go na trzeciej pozycji, a dwa miesiące później wygrała sprint w Eton (dwa razy w cyklu zawodów).

W Nepalu w Kathmandu rozpoczęła pracę w rządowej agencji, gdzie kierowała kampanią środowiskową. W międzyczasie codziennie jeździła na rowerze wokół Kathmandu, a także biegała. To pewnie tam odkryła swoje powołanie do sportów wytrzymałościowych i tęsknotę za wygrywaniem.

W lutym 2006 wystartowała w rajdzie przygodowym Coast to Coast w Alpach i mimo braku doświadczenia kajakowego była druga na mecie. Zakwalifikowała się także do Mistrzostw Świata ITU wygrywając dystans olimpijski w Anglii. Wygrała swoją kategorię wiekową ponad 4 minuty nad rywalkami. W tym czasie trenowała po 20 godzin dziennie mimo pracy na pełny etat.




W 2007 spotkała swojego trenera Bretta Suttona (niestety dzisiaj jego nazwisko jest powiązane z kilkoma przypadkami dopingowymi, co nie kładzie żadnego cienia na Chrissie, ale na zawodzie trenerskim), przyłączyła się grupy TBB, zostawiła pracę i stała się profesjonalną i zawodową triathlonistką, co potwierdziła wygrywając zawody na dystansie olimpijskim.

Jej pierwsza próba sił na dystansie „połówkowym” nie wypadła tak dobrze jak planowała. Jej występ na górskiej trasie i problemy z przerzutką skończył się wymuszoną wspinaczką na wyższych biegach niż normalnie. Wyścig ukończyła na 5-tym miejscu. Sześć dni później wygrała triathlon w Zurichu.

W tym samym roku poleciała na Hawaje, i stało się: po raz pierwszy w historii debiutantka wygrała Mistrzostwa Świata.

W 2008 roku wygrała zawody w Australii, a końcowe 42 kilometry pokonało szybciej od niej tylko dwóch mężczyzn (czas maratonu: 3:01:53). Wygrała potem Mistrzostwa Europy we Frankfurcie. Potem po raz drugi wystartowała w triathlonie Alpe d"Huez, który wygrała, jak i poprzedniego roku.

Na Mistrzostwach Świata już nie była nieznaną dziewczyną. Była faworytką. Niestety, podczas wyścigu rowerowego przebiła dętkę, co kosztowało ją blisko 10 minut straty i dopiero pomoc Rebecki Keat (podanie naboju CO2) pozwoliło jej wrócić na trasę i po raz drugi wygrać zawody Mistrzostw Świata.

W 2009 roku znowu wygrała zawody Ironman Australia, potem „połówkę” w Kansas, a potem, w czerwcu wygrała zawody Quelle Challenge w Roth (8:31:59). W końcu pojawiła się na Hawajach jako zdecydowana faworytka i nie zawiodła pokładanych w niej nadziei. Nie tylko wygrała trzeci raz z rzędu, ale ustanowiła nowy, wspaniały rekord. Na mecie była 35 minut za zwycięzcą i ledwie 21 mężczyzn dało jej radę.




Posypały się tytuły: sportowca miesiąca (US Sports Academy), a nawet roku (Sunday Times). Wtedy powiedziała, że jest dumna reprezentując kobiety w sporcie, a szczególnie dumna reprezentując triathlon.

Plany na przyszłość: złoto olimpijskie! Pragnie tego dokonać w Londynie w 2012 roku i to nie w triathlonie, bo na igrzyskach obowiązują dystanse olimpijskie 1,5/40/10 km, ale w kolarstwie, w jeździe na czas. Pragnie dokonać tego wzorując się Rebecką Romero (wioślarstwo 2004, kolarstwo 2008).

Przypatrując się jej dokonaniom nie jest bez szans, wręcz przeciwnie już jest kandydatka do złota. Tym bardziej, że trasę 180 km na Hawajach, w ramach triathlonu, pokonała ze średnią 39 km/h, a zwyciężczyni czasówki z Pekinu (2008), Karen Armstrong, trasę 24 km pokonała ze średnią 40,5 km/h.

I mimo jej sukcesów jedno wydaje się pewne: przyciąga uwagę mediów do siebie, do kobiecego sportu i do triathlonu oraz do kobiecego kolarstwa.

Dom ma w południowo-zachodnim Londynie, w Putney, ale większość czasu spędza na obozach w Colorado. Jej tygodniowy reżim treningowy to ponad 40 godzin zajęć. Pobiera przy tym 4000 kcal na dobę (waży ok. 60 kg/170 cm) i jak sama przyznaje, nie jest obsesyjna w przestrzeganiu diety (dużo węglowodanów jako podstawowe paliwo), ale unika „śmieciowego jedzenia”.

Okazjonalnie sięga po niekonwencjonalne metody treningu, np. „na pusty żołądek”, by przyzwyczaić organizm do deficytu kalorii podczas wyścigu, ale nikomu tego nie poleca, to jej osobisty trening. Także doświadczania bólu podczas treningu, gdyż wie, że ból ten będzie jej towarzyszył podczas zawodów, a chce być przygotowana na wszystkie ewentualności.

Jej menadżer, Ben Mansford, podkreśla, że jest niesamowicie silna psychicznie. I to by było pokrótce tyle o najwspanialszej triatlonistce ostatnich lat. Oczekując na kolejne doniesienia ze świata triathlonu życzę jej dalszych sukcesów wraz z milionami oddanych kibiców i fanów na świecie.

p.s.
W sierpniu tego roku amerykański magazyn „Triathlete” podał, że zakończyła się współpraca między Chrissie Wellington, a jej trenerem Simonem Lessing. Wellington oświadczyła wówczas, że do Mistrzostw Świata będzie przygotowywała się sama. Ani Chrissie, ani Simon nie chcieli tego komentować.

Więcej o Chrissie Wellington i ciekawostkach z jej życia przeczytacie na stronie www

O epizodzie łączącym ją z IM 2010: tutaj

***

Zdjęcia pochodzą z galerii z jej strony.



Komentarze czytelników - 8podyskutuj o tym 
 

firearrow

Autor: firearrow, 2009-12-10, 00:11 napisał/-a:
super, od teraz kibicuję tej Pani. jednak nie dostrzegam znamion fenomenu.

 

suf

Autor: suf, 2009-12-10, 16:13 napisał/-a:
Dzieki Darku za fajny artykul. Osobiscie podziwiam ja od 2 lat i jestem pod olbrzymim wrazeniem. Widzialem film o niej chyba na YouTube, w ktorym oprocz wszystkiego innego uderzyla mnie jej normalnosc i pokora. Absolutny brak zadecia.
Co do Olimpiady, to mysle ze jako ze odbedzie sie ona na jej podworku Chrissie zrobi wszystko aby wywalczyc zloto. I bede jej kibicowal :)

 

smolen1

Autor: smolen1, 2009-12-11, 09:02 napisał/-a:
Niesamowita kobieta. Zazdroszczę takim ludziom. Na pewno to jest masa wyrzeczeń. Podejrzewam, że życie w związku ma tu tylko szansę z innym „wariatem”, który biegnie (jedzie, płynie) obok. Cóż ... powodzenia!

 

Rufi

Autor: Rufi, 2009-12-11, 14:41 napisał/-a:
"Wygrała swoją kategorię wiekową ponad 4 minuty nad rywalkami. W tym czasie trenowała po 20 godzin dziennie mimo pracy na pełny etat."

Hmm, to jakiś dziwny ten etat. Chciałabym zeby mój pełen etat tez składał się z 3h dziennie, bo rozumiem że musiała mieć troche czasu na jedzenie ale nie spała w ogóle.

 

pasatbasko

Autor: pasatbasko, 2009-12-11, 17:48 napisał/-a:
Człowiek to tylko maszyna i jako taka zużywa się w miarę użytkowania.Im intensywniej używana tym szybciej się zużywa.Ciekawy jestem jak ta pani będzie chodziła za 10 lat.Sw.p. A.Badeński biegał na 400m i tym samym " miał w nogach" o niebo mniej kilometrów niż p.Chrissie a po 50-ym roku życia miał problemy z chodzeniem po schodach.Nie dajmy się zwariować.Oprócz biegania jest jeszcze praca,rodzina,piwko i parę innych przyjemności.

 

Arti

Autor: Arti, 2009-12-11, 22:07 napisał/-a:
może chodzi o 20 tygodniowo. To 3h dziennie a biorąc pod uwagę wysoki poziom zawodowcy więcej zrobią w 3h niż my ;)

 

Arti

Autor: Arti, 2009-12-11, 22:09 napisał/-a:
A co z osobami, które mają blisko 100.000 km i nie mają dolegliwości ?

Ps. Tak naprawdę chodzi o intensywność. Amator może latami (30-40 lat), zawodowiec wykończy się w 10-15 lat.

 

ola-m-s

Autor: ola-m-s, 2009-12-17, 05:44 napisał/-a:
he, no pewnie że o 20 godz. tygodniowo...

 



















 Ostatnio zalogowani
MariuszS10
23:38
fit_ania
23:20
przemcio33
23:16
guziko
22:53
Raffaello conti
22:28
Wojciech
22:21
jantor
21:53
elglummo
21:41
eldorox
21:38
aktywny_maciejB
21:33
andreas07
21:30
Kmietu36
21:28
INVEST
21:19
kostekmar
21:01
Henryk W.
20:43
mieszek12a
20:41
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |