Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 


Najbardziej chyba znanym biegiem w Jordanii jest The Petra Desert Marathon - impreza, która w tym roku odbędzie się w dniach 5-9 września. Niestety opłata startowa (na dzień dzisiejszy 895 dolarów) potrafi zniechęcić takich podróżników jak my, przed którymi jeszcze ponad 150 krajów, a więc i wydatki... Szukaliśmy więc czegoś tańszego, i znaleźliśmy Dead Sea Ultra Marathon!

Teoretycznie koncepcja imprezy skazana jest na sukces. Jordania leży na wschodnim brzegu Morza Martwego - czyli Dead Sea - stanowiącego największą depresję na naszej planecie. Dlatego też już sama geografia miejsca zachęca. Pobiec maraton (w tym przypadku ultra) wzdłuż znanego z Biblii Morza Martwego, w gorącej rozpadlinie pełnej starożytnych zabytków i słynnych miejsc? Co może być lepszego? Zwłaszcza gdy opłata startowa jest na akceptowalnym poziomie 100 euro?

Decyzja zapadła na trzy tygodnie przed biegiem, zaraz po naszym powrocie znad BAJKAŁU - jedziemy do Jordanii !!

Trochę przeszkadzał nam dystans 50 km (w ramach festiwalu odbywają się tutaj biegi na dystansach 10 km, półmaratonu i właśnie 50 km) - ale nasz projekt przebiegnięcia maratonu w każdym kraju świata 201races.com dopuszcza zaliczanie krajów także w formule ultra. Precedens ustanowił choćby zeszłoroczny start w TRANSYLVANIA 100 gdzie pobiegliśmy na dystansie 50 kilometrów. Dopakowaliśmy jeszcze nasz skład dwoma "ochotnikami" - Krzyśkiem i Jackiem (obaj towarzyszyli nam rok temu w wyprawie na maraton w Palestynie), i w drogę.

O samej wyprawie podróżniczej przez Jordanię będziecie mogli wkrótce poczytać osobno na naszej stronie oraz na kanale YouTube. Tutaj ograniczymy się tylko do opowieści o samym biegu :-) Choć opowieść owa może nie być zbyt długa ze względu na... ale nie uprzedzajmy faktów!

Na stronie organizatorów doczytaliśmy, że biuro zawodów oraz odbiór pakietów startowych odbywać się będą rano w dniu startu. Wiadomość ta bardzo pasowała nam ze względu na plan zwiedzenia Jordanii - od razu z samolotu mogliśmy udać się na kilkudniową podróż po naszym kolejnym arabskim kraju. Wiadomość ta jednak okazała się błędna, ale o tym dowiedzieliśmy się już na miejscu, czyli na godzinę przed startem! Okazało się, że Biuro Zawodów jednak było czynne przez kilka dni w stolicy kraju Ammanie, a na starcie można jedynie odebrać pakiety startowe w trybie "awaryjnym". Problem w tym, że dwóch z naszej czwórki nie było jeszcze zapisanych i opłaconych - i na nich numery startowe nie czekały...

Zrobiło się gorąco, i to nie ze względu na temperaturę. Po trwających pół godziny targach zwyciężyła maratońska solidarność i organizatorzy wręczyli nam numery startowe. Jest to jakaś nauczka - trzeba dokładniej tłumaczyć regulaminy :-)

Wszystkie biegi wchodzące w skład imprezy wystartowały wspólnie i punktualnie o godzinie 6:00 rano. I chyba tyle można powiedzieć o nich dobrego... Największą porażką okazała się trasa, która z "biblijną trasą marzeń" jaką mieliśmy w głowach nie miała niestety nic wspólnego. Jordańskie wybrzeże Morza Martwego okazało się tak samo niedostępne jak to od strony Izraela które zwiedziłem rok wcześniej. Od lat Dead Sea cierpi na szczególny rodzaj katastrofy ekologicznej - spadek poziomu wody. Z tego względu wzdłuż brzegu ciągną się na całej kilkudziesięcio-kilometrowej długości zbiornika bardzo niebezpieczne zapadliska solne. Nie dość, że do samego morza nie można dojść, to lustro wody znajduje się kilkaset metrów dalej. W efekcie Morze Martwe podczas biegu widać z odległości około 500-800 metrów.

Niestety także trasa biegu rozczarowuje. Łącznie w zaledwie około 10 kilometrach przebiega ona w okolicy Dead Sea - jej reszta biegnie zupełnie NIGDZIE - czyli 4-pasmową asfaltową szosą prostą niczym stół, z lekkimi podbiegami, i jednym jedynym zakrętem prowadzącym na zamknięty pas startowy jakiegoś nieczynnego lotniska które pokonujemy dwa razy. Na półmetku jest nawrót i... Powrót tą samą drogą. Trzeba byłoby się naprawdę mocno napracować, by wymyślić coś jeszcze bardziej nudnego.

Od strony technicznej maraton zorganizowany jest poprawnie. Co 2-3 kilometry są punkty z wodą, jest start i meta, maty mierzące czas na odcinkach. Co kilkadziesiąt metrów stoi wojsko i pilnuje porządku. Jest też bardzo dużo wolontariuszy, którzy jednak mają niewielki wpływ na to co dzieje się na drodze. A dzieje się całkiem dużo - arabscy kierowcy raczej nie przejmują się wojskiem i zakazami, jak któryś chce to i tak wjedzie na trasę biegu i tak. I to bez względu na środek komunikacji jakim się posługuje - konno, na wielbłądzie czy autem terenowym :-) Niemniej nie ma co narzekać, choć wielbłądom podczas biegu musiałem dwa razy ustąpić pierwszeństwa.


Zobacz więcej naszych maratonów



Meta jest raczej nijaka - tzn. nie znajdziecie na niej nic poza medalem oraz butelką wody. Doszło na niej do ciekawych incydentów - pojazd prowadzący np. zajeżdżał zwycięskiemu Kenijczykowi drogę na finiszu i ten nie mógł wbiec na metę w efekcie prawie że przegrał. A potem Kenijczyk pobił się z zawodnikami z Jordanii. Wkroczyło wojsko w sile kompanii i podobno szybko zaprowadzono porządek. Wiem o tym tylko z opowieści kolegów, którzy biegli półmaraton więc byli już na mecie i obserwowali "incydent" na żywo. Podobno mamy nawet z tego zdarzenia film nagrany telefonem komórkowym, ale jeszcze musimy go zgrać!

Dead Sea Ultra Marathon mógłby być świetnym i znanym na całym świecie biegiem, gdyby tylko zmienić mu trasę. Raptem kilkaset metrów po drugiej stronie drogi zaczynają się malownicze góry. Choć nie wiem czy w tym upale chciałbym jeszcze biegać w górach. Myślę, że można byłoby jednak trasę zmodyfikować - choćby w dwóch punktach. Pierwszy to nawrót na wspomnianym lotnisku - kilkaset metrów dalej znajduje się najniżej położony punkt na Ziemi, jednak nie dane nam było do niego dobiec. Drugi punkt to nawrotka na 25 km - położona zaledwie kilometr przed historycznym miejscem w którym Jan Chrzciciel dokonywał chrztów pierwszych chrześcijan. Szkoda niewykorzystanego potencjału.

Jeżeli poczujecie kiedyś potrzebę startu w Jordanii - pamiętajcie, że my imprezie w której wzięliśmy udział wystawiam słabą trójkę w 6 stopniowej skali. Jeżeli 895 dolarów opłaty startowej nie jest dla Was zaporą nie do przejścia - chyba start w maratonie w Petrze będzie lepszym wyborem niż Dead Sea Ultra Marathon!



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZE¦9
21:44
ozzy
21:39
szalas
21:32
bogaw
21:29
marand
21:25
Łukasz S
21:09
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |