2019-09-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Życiówka! (czytano: 778 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.instagram.com/dzikmaltanski/
Po wakacyjnej przerwie trzeba było jakoś zacząć drugą połowę sezonu 2019. Trening maratoński, jaki uskuteczniam od połowy maja, nie był nastawiony na jakieś zawrotne prędkości i nie spodziewałem się, że przełoży się na dobre rezultaty na dystansie półmaratonu. Jednak już 30 Bieg Jagiełły, rozgrywany 7 lipca pokazał, że coś się dzieje dobrego. Do Piły trzeba było jechać, bo te zawody były jednym z trzech sprawdzianów przed 20 Poznań Maratonem, a ponad to wchodziły w skład Korony Półmaratonów Wielkopolski, którą postanowiłem w tym roku zdobyć.
Wyprawę zacząłem o 6 rano. Droga z Poznania do Piły nie jest może jakaś strasznie długa ale wolę wyjechać wcześniej, by nie wpadać do biura zawodów na ostatnią chwilę. Organizator oddzielił biuro zawodów od depozytu i szatni. Znajdowały się one w osobnych budynkach, jednak tak blisko siebie, że nie stanowiło to większego problemu. Pakiet odebrałem już koło godziny 8. Trzeba przyznać, że był on całkiem niezły. Oprócz koszulki znalazł się w nich m. in. izotonik, piwko 0%, etui na rękę na smart fon. Przyzwoicie.
Plan na ten bieg był taki, by trzymać się tempa 4:05-4:08. Mniej więcej w ten sposób biegłem w Pobiedziskach, gdzie trasa jest jednak zdecydowanie bardziej wymagająca. Zgodnie z tradycją rozgrzewkę zacząłem jakieś 40 minut przed startem. Mamy wrzesień a temperatury były już bardzo jesienne, dlatego trzeba było porządnie rozgrzać mięśnie, by wyjść z tego bez kontuzji.
Na start dotarłem dopiero o 10:55, trudno było się dostać w luki startowe ale po przeskoczeniu barierki jakoś mi się to udało. Trochę za głęboko, nawet za zającami biegnącymi na 1:30. Liczyłem na to, że na starcie i tak wszyscy wystrzelą znacznie szybciej i nie będę musiał się przeciskać. Jak się okazało takich maruderów jak ja, było więcej i start odbył się bez tradycyjnego odliczania. Bywa. Pierwszy kilometr zacząłem trochę za mocno jak na założenia przedstartowe, bo mój Polar pokazał, że przebiegłem go w tempie 3:55. Szybko zapaliła mi się lampka i zwolniłem. Starałem się trzymać tempo powyżej 4:00. Biegło się lekko, delikatna mżaweczka chłodziła mięśnie. Nawet nie wiem kiedy minąłem 10 km. Zero zmęczenia. W międzyczasie wciągnąłem żel, uzupełniłem płyny i leciałem dalej. Tętno wzrastało równomiernie, nie budziło to jednak mojego niepokoju. Koło 15 km urodził mi się w głowie pomysł, żeby zaatakować życiówkę. Leciałem i tak na najlepszy wynik w tym roku, siły były… Od 16 km zszedłem poniżej 4:00, zegarek pokazywał wartości między 3:50 a 3:56. Czułem, że jeżeli tej jesieni mam coś zrobić to dzisiaj. Do 19 km była moc, jednak na ul. Zygmunta Starego już czułem, że sił zaczyna brakować…. 20 km na ul. Stefana Okrzei zwiastował sukces. Głowa była tego dnia mocna. 21 km na ul. Spacerowej, widać już było metę. Wiedziałem, że będzie sukces. Nie chciałem finiszować, cieszyłem się biegnąc ostatnie 100 metrów do mety tempem ok. 3:50. Linię mety przekroczyłem z czasem 1:24:47. Ponad minutę szybciej niż w Kościanie w roku 2015. Nie wiem jak to się stało, nie było tego w planach, nie było odpowiedniego treningu.
Gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli ten półmaraton. Jestem pewien, że w Pile padło wiele życiówek. To był mój pierwszy raz w tym mieście. Gdyby nie GP Wielkopolski w Półmaratonie pewnie bym tam nie pojechał. Wielka byłaby to strata.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2019-09-10,08:24): Co za moc :) Piękny wynik w mieście w którym zaczynałem :) W Poznaniu życzę również wielkiej mocy :) DzikMaltański (2019-09-10,08:56): Dzięki Paulo! :) Trzeba było wykorzystać dobrą dyspozycję dnia. Do dystansu maratońskiego wracam po trzech latach abscynencji, więc mam cykora na całego :)
|