2019-03-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 1z5 Po koronę - PANAS Półmaraton Ślężański (czytano: 622 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1865226133583894&id=1830482677058240&__tn__=K-R
1 z 5 PO KORONĘ- 12 PANAS Półmaraton Ślężański.
Są biegacze którzy swój bieg po koronę rozpoczęli już w Gdyni, ja zacząłem od Sobótki. Zacząłem, ale pełen obaw. A obawy narastały wraz z ilością przeczytanych artykułach o odczuciach biegaczy z poprzednich edycji, obejrzanych nagrań z trasy, oraz obejrzeniu jej profilu, a także faktu, że przygotowania legły w gruzach z różnych powodów. No ale stało się...nadszedł dzień 22.03.2019 i wraz z żoną i bratem Jakubem udaliśmy się do miejscowości Kąty Wrocławskie, gdzie na gościnę mogę liczyć u znajomego Marcina i jego żony Agaty ( dziękujemy Wam bardzo 😍). Jeszcze tego samego wieczoru Marcin, Jakub i ja pojechaliśmy do Sobótki po pakiety, których wydawanie poszło bardzo sprawnie. Po powrocie do domu, długo nie mogliśmy zasnąć. Marcin, bo dotrzymywał nam z Agatą towarzystwa, ja bo myślałem o tym co mnie czeka, a Jakub pewnie dlatego, że gadaliśmy. W końcu grubo po północy poszliśmy spać. Ranek przywitał nas promieniami słońca i 12 stopniami ciepła. A następnie widokiem z zakorkowanej trasy na górę Ślęża. Po krótkiej rozgrzewce i wspólnej fotografii nastąpił start przy akompaniamencie policyjnej orkiestry i wystrzale z działa. Od samego początku trasa zaczęła prowadzić w górę, by za chwilę stać się płaską i lekko w dół, po czym znów w górę . Z założenia mieliśmy z bratem biec razem jednak na 4 km musiałem się zatrzymać z powodu bólu głowy. Jeśli to migrena to nawet jeśli dotrę do mety, to nie będę wstanie myśleć o niczym innym jak tylko o bólu. Zażyłem więc tabletkę przeciwbólową (po raz pierwszy w ogóle miałem je na biegu) popiłem wodą i ruszyłem dalej widząc w oddali sylwetkę brata. Słońce paliło niemiłosiernie, brakowało cienia i wiatru temperatura ok 20 stopni (jeśli biegniesz to tak jakby było 30). W tym samym czasie zaczęli mnie mijać pojedynczy zawodnicy idący poboczem w kierunku przeciwnym do biegu. Część z nich z grymasem bólu na twarzy i numerem startowym w ręku, inni na twarzy mieli wymalowany zawód i rozpacz, ale coś czuję, że wkrótce tu wrócą silniejsi i zdeterminowani, by udowodnić coś innym, a szczególnie sobie. Brata straciłem z oczu, za to zobaczyłem ze droga zaczyna piąć się w górę, na szczęście pojawił się też las i upragniony cień. Droga wiodła w górę przez ponad 2 km. Ciężkie 2 kilometry, które dały się we znaki wielu biegaczom. Spora część z tych koło mnie bardzo zwolniła, pozostali przeszli do marszu i tylko nieliczni kontynuowali swój bieg. W tym samym czasie zaczęły mnie mijać pierwsze karetki na sygnale. Pierwsza myśl to taka, czy nic nie stało się bratu (to ja Go namówiłem), lub koledze, następna by wysłać wiadomość żonie czekającej na mecie, by się nie martwiła. Jak się okazało ratownicy medyczni tego dnia mieli pełne ręce roboty. A karetki na sygnale mijały mnie parokrotnie. Trasa zaczęła ostro prowadzić w dół, ale nie zamierzałem biec na łeb na szyję, ale też nie hamować na siłę, by nie nabawić się kontuzji. 17 km i 20 km to znów podbiegi, które skutecznie potrafiły pozbawić sił tych, którzy dzielenie walczyli z podbiegiem między 7 a 9 km. Pozostała trasa to bieg z górki do samej mety. A tam czekał medal i poczęstunek, a na mnie moja żona i prezent (wieszaki na medale). Po biegu byłem mega zmęczony i choć wiem, że pewnie będą zakwasy, że przez kilka dni będę tak wycieńczony, że wyjście na bieg skończy się po 3 km, to już chciałbym by był następny bieg.
Moja ocena biegu:
+ trasa, trudna, wymagająca, ale malownicza
+ kibice, sami organizowali doping na trasie, oraz napoje i muzykę... ile piątek przybiłem i ile usłyszałem słów zachęty nie zliczę - mieszkańcy Sobótki, Strzegomian, Będkowic, Sulistrowiczek, Sadów i przyjezdni kibice JESTEŚCIE WIELCY.
+ ładny medal i smaczny makaron (różne wersje do wyboru)
+ organizacja (mimo tego, że na jednym ze stanowisk zabrakło kubków)
+ biegacze, którzy nie patrzyli tylko na siebie ale i innych, oraz przepuszczanie karetek
+ służby i wolontariusze
- niestety biegacze. Już nie czepiam się porozrzucanych kubków przy strefie odżywiania mimo koszy, ale na całej trasie walały się opakowania po żelach (trudno je schować? Jakoś je przynieśliśmy)
- brak kubków (ja akurat mam softflaska i sobie go napełniłem, bo wody i izotonika nie brakło)
I chyba tyle jak dla mnie.
Czy tu wrócę? Raczej tak, mam do pogadania z Przełęczą Tąpadły i z 17 km 😊
Gratulacje dla zwycięzców i tych którzy bieg ukończyli, bo o tym jak było trudno niech świadczy fakt, że ok. 300 osób do mety nie dotarło, lub zrobili to po limicie czasu. Dziękuję żonie, że mi towarzyszy (kocham Cię i dziękuję 😗), znajomym za gościnę, bratu że biega ze mną choć nie lubi i moim rodzicom, że w tym czasie zajęli się wnukami. Teraz czekam na 2 krok do korony 12 PKO Poznań Półmaraton.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |