2018-11-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przed zimą (czytano: 512 razy)
Za oknem spadł pierwszy śnieg. Na razie delikatnie i niezobowiązująco. Mam nadzieję, że będzie go więcej aby wieczory były jaśniejsze i pełne blasku. Ale nie za dużo by można było bez przeszkód przemierzać leśne ścieżki w biegowym wysiłku. Lubię zimę, lubię jej intymność, lubię samotność w zimowym lesie. Rześkie, mroźne powietrze, surowe gałęzie drzew, niosące na igłach lodowe „pocałunki”. Czuję, że wówczas las należy tylko do mnie, gdy o zimowym brzasku lub w świetle wczesnego popołudnia wyruszam na biegowe szlaki. To czas kiedy roztrenowanie zamienia się, z wolna, w coraz dłuższe, samotne przebieżki. Gdy nie ma jeszcze fartleków, sprintów i drugich zakresów. Jest sama radość biegania. Odległe zawody wydają się czymś nierealnym i mglistym a ambicje nie zmuszają do biegnięcia wciąż szybciej i szybciej.
Jestem wciąż głodny biegania mimo tysięcy kilometrów przemierzonych przez ostatnie osiem lat. Wiem, że nigdy nie będę przecinał szarfy zwycięstwa i nie jest to dla mnie balastem.
Jestem dumny ze swoich małych sukcesów, z porażek wyciągam wciąż wnioski na przyszłość.
Jestem biegaczem dla siebie i jest mi z tym w sam raz. I choć czasem łaknę gratulacji i „like”-ów (przecież to ludzkie) nikt nie jest ze mną w te mroźne, jesienno-zimowe dni na leśnych duktach i polach pokrytych szronem. Jestem tam sam, oddycham sosnowym powietrzem i tworzę swoją alternatywną rzeczywistość, krok po kroku, kilometr po kilometrze.
Kocham Bieganie !
A z bieganiem łączę podróże. Nie byłem parę lat w górach, zimą, zatem pierwszym mym celem będą Bieszczady, pod koniec stycznia. Trail ale niezbyt wymagający. Trochę ponad dystans półmaratonu.
Poza turystycznym sezonem, na „końcu świata”, ludzie gór i śnieżnych kilometrów. Już się nie mogę doczekać.
Potem wyzwanie: znów zmierzę się z marzeniem poprawienia rekordu i osiągnięcia czasu w okolicach 2:50-2:55. Znów czeka mnie podróż na zachód, do szczęśliwych Niemiec, bo wybrałem maraton w dostojnym, królewskim Hanoverze. Ma być szybko i rekordowo. W kwietniu. Ale zanim, czeka mnie jeszcze Wiązowna. U sąsiadów biegało mi się zawsze dobrze. Miło będzie tam wrócić.
Maratoński speed spróbuję wykorzystać w Biegu Flagi, może wreszcie „pęknie” 38’ (?)
I kiedy te dwa osiągnięcia wpiszę do swojego, biegowego pamiętnika czekać na mnie będą prawdziwe przyjemności. Mój ulubiony Półmaraton Hajnowski, w znanym, wspaniałym gronie i wycieczka do Luksemburga (z przystankami w Dreźnie i Trewirze) aby posmakować maratońskiego wysiłku wieczorową porą (po raz pierwszy). I wreszcie podróż, która ekscytuje mnie najbardziej: zakarpacka Ukraina i mój drugi ultra, po drugiej stronie gór. Ma być (i będzie) dziko, przepięknie i niezapomnianie ;-)
I kiedy wrócę, aby po raz siódmy wziąć udział w Biegu Powstania, usiądę znowu, aby zaplanować drugą część roku. A może będzie mnie wówczas zajmować zupełnie coś innego...(?)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2018-11-21,08:34): fajnie mieć plany, zamierzenia, marzenia... To jest nasz skarb.
|