2016-09-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Trzydziesty piąty z czterdziestu - w pustyni i puszczy. (czytano: 1644 razy)
Dób minąć musiało kilka, żebym mógł zacząć swobodnie myśleć o sierakowskiej imprezie. Dwa kolejne dni zastanawiałem się jak wyrazić emocje, których na II Maratonie Puszczy Noteckiej doświadczyłem i... wciąż nie wiem jak się do tego zabrać.
W momencie, gdy średniozaawansowani maratończycy na ulicach stolicy wylewali poty gdzieś pomiedzy dziesiątym a dwunastym kilometrem Maratonu Warszawskiego w małej, bo nawet nie powiatowej miejscowości w Wielkopolsce, grupa około pięciuset biegaczy stawała w szranki na dystansie królewskiego dystansu i jego połówki. Rywalizowali nie tyle z sobą nawzajem, ale z nieprawdopodobnie wymagającą trasą. Wiem co piszę, bo byłem jednym z nich.
II Maraton Puszczy Noteckiej - 4:07:55
Zacznę od tego, jak unosiłem szczękę od nawału informacji dotyczących miejscowości, w której swą bazę posiadał maraton. Sieraków -powiedzieć by można, że miasteczko, jakich w Polsce tysiące, ale... Zabieg organizatorów był niewątpliwie majstersztykiem, bo biuro zawodów umieścili na ostatnim piętrze w ocalałym zamkowym "bliźniaku" należącym niegdyś do rodu Opalińskich. Nawet jeśli historią tego miejsca zainteresowało się dziesięć procent osób przewijających się dwudziestego piątego września przez budynek to uznać to należy za "indoktrynacyjny" sukces. Można odnieść wrażenie, że ród opalińskich tchnął w Sieraków ducha, napełnił entuzjazmem, którym nadal od organizatorów biło. Wiem również, że uczestnicy biegu zgodzą się ze mną, że ten sierakowski entuzjazm szczególnie widoczny był w połowie okrążenia (mniej więcej na jedenastym i trzydziestym drugim kilometrze). Dwie nastolatki wydzierające się w niebogłosy (myśliwi powiedzieliby - straszący zwierzynę) z autorskimi rymowankami, które motywowały nas do dalszego wysiłku. Za pierwszym okrążeniem pomyślałem: "ok, to początek naszych i ich zmagań, dla nich to równie wielkie wydarzenie , unosi je fala radości". Za drugim - pełen byłem podziwu dla ich zdartych gardeł i fantazji z jaką układały wciąż nowe teksty rymowanek. Tym razem to ja biłem im brawo.
Bez znaczenia jakie funkcje za życia pełnili sierakowscy Opalińscy, może za wyjątkiem Katarzyny, królowej Polski, księżnej Lotaryngii i Baru oraz matki królowej Francji, to z całą pewnością pozostali jej krewniacy uprawiali bieganie i latali, tak jak my, po noteckiej knieji. To się w puszczy czuje... również to, że zajadali się zdrową żywnością z okolicznych gospodarstw i pili piwo z Grodziska (nieprawdopodobnie smaczne). Czasami trzeba maratonu, żeby dowiedzieć się o istnieniu takich historycznych i turystycznych perełek jak Sieraków.
Zapewne Opalińscy robiąc samotne, długie wybieganie po puszczy zabierali ze sobą "camel bagi". Chlupały one rytmicznie w takt ich kroków i wprawiały pęcherze moczowe biegnącej obok służby w stan nerwowości. Z kronik biegowych z szesnastego i siedemnastego wieku wynika, że... Nigdy nie ukrywałem swojego negatywnego nastawienia do gadżeciarstwa, ale to co dzieje się w trakcie imprez biegowych, w których składową nazwy jest "puszcza", albo "challenge" to prawdziwa tragikomedia. Jaki jest sens zabierania plecka na trasę zabezpieczoną punktami odżywczymi co pięć kilometrów? Gromadzą się zatem na starcie żądni przygód podróżnicy nafaszerowani wszelakim dostępnym ustrojstwem i skwierczą w obliczu wzniesienia. Gotów jestem się zagalopować, więc lepiej nie będę wątku kontynuował.
Maraton Puszczy Noteckiej to nie spacerek. Józkowi z Brzozy bardzo dziękuję, za podzielenie się ze mną swym - jakże wartościowym doświadczeniem z pierwszej edycji sierakowskiej imprezy. Osiemnastego września na ktorymś tam kilometrze Maratonu Puszczy Bydgoskiej wymienialiśmy się planami na najbliższe starty i Józiu słysząc, że jadę na "Notecki" powiedział: "byłem tam w zeszlym roku", a na kolejne pytania: "trasa? trasa jest podobna do tej tutaj". Dziękuję Józiu!!! Nie omieszkam się odwdzięczyć!!! Sypki piasek, strome podbiegi, szaleńcze zbiegi, plątaniny korzeni czające się w kwitnących wrzosach oraz rozgrzane niczym solaria przestrzenie pomiędzy starodrzewami. I wszystko razy dwa.
Planem minimum na dwudziestego piątego września było ukończyć kolejny maraton. Na pierwszych kilometrach biegu zaczął się w mojej glowie rodzić pomysł złamania "czwórki" i dopiero w okolicach dwudziestego ósmego kilometra dotarło do mnie jak jest on idiotyczny. Nie przez dystans, ale właśnie przez wymagające "okoliczności przyrody". Wszak można biegać dobrze, albo nawet lepiej, ale przez głupotę można nie biegać wcale. Nie chciałem przegiąć, więc zwolniłem delektując się smakiem pomarańczy i drożdżowego ciasta na spontanicznym punkcie odżywczym na pięć kilometrow przed metą.
Jeżeli miałbym okazję zwrócić się do organizatorów ze swoimi spostrzeżeniami to powiedziałbym - nie zmieniajcie się nic a nic. Chcąc nadać wyrazu imprezie - choć wiem, że to nie łatwe wyzwanie logistyczne - pomyślcie o jednej pętli dla maratończyków, o trasie, która samym faktem zabrania mieszczuchów w jeszcze głębszą puszczę dodałaby przygodzie smaczku. Z pewnością ułatwieniem na pierwszych, najbardziej "tłocznych" kilometrach każdej, a zwłaszcza przełajowej imprezy, byłoby wypuszczanie zawodników grupami. Nawet, jeżeli mieliby startować co minutę.
Jutro wyjazd do Katowic, w niedzielę start w Silesia Marathon. Tym razem czas nie jest moim sprzymierzeńcem. Niecierpliwię się straaasznie...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2016-10-03,08:22): Fajnie to opisałeś :) Też jestem zakochany w Sierakowie i okolicach z dwóch powodów :) Po pierwsze, jeżdżę tam na grzyby, a po drugie zakochałem się w triathlonie organizowanym właśnie w tym mieście od kilku lat :) haruki (2016-10-04,23:03): Paulo, nie mam wątpliwości, że do Sierakowa wrócę. Może właśnie na triatllon. Chciałbym dobitnie zaznaczyć, że takie inwestowanie w promocje regionu, które miało miejsce na maratonie zwróci się z nawiązką.
|