2015-10-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niesamowity 2. PZU Cracovia Półmaraton Królewski! (czytano: 982 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://astrobiegacz.blogspot.com/2015/10/niesamowity-2-pzu-cracovia-pomaraton.html
Dokładnie rok temu odbył się pierwszy krakowski jesienny półmaraton pod szyldem PZU Cracovia Półmaraton Królewski. 24 października 2015 miała miejsce jego druga edycja. W ciągu jednego tylko roku impreza ta ewoluowała w niepojęty sposób, stając się perełką w kalendarzu polskich biegów masowych!
Co takiego się zmieniło? Mam wrażenie, że wszystko. Wtedy zachwalałem pierwszą edycję za trasę, organizację, start z rynku. Drugie wydanie tej imprezy przerosło jednak moje wszelkie oczekiwania!
Przede wszystkim meta! Cudo, kosmos, klasa światowa! Kraków ma piękną, nowoczesną arenę sportową i wykorzystał ją, jak należy. Dzień przed zawodami miałem okazję zobaczyć strefę mety w pełnym blasku jupiterów. Hala sama w sobie robi wrażenie, a wyobraźnia robiła swoje - wyobrażałem sobie, jak to będzie wyglądać następnego dnia.
I muszę przyznać, że jak rzadko mi się to zdarza, to wyobraźni tej mi nie wystarczyło. Rzeczywistość była o wiele lepsza! Blask pełnego dnia przechodził w lekki półmrok tunelu prowadzącego na płytę główną Tauron Areny Kraków. Do mety 200 metrów. Z tunelu widać fluoryzujące ultrafioletowe światło i snopy kolorowych reflektorów. Komentarz spikera potężnie niesie się po hali i wydostaje przez tunel na zewnątrz. Wbiegnięcie na główną płytę to już czysty obłęd. Wtedy nie czuje się zmęczenia, wtedy czuje się eksplozję mikstury adrenaliny z endorfinami, która rozlewa się po całym organizmie przez te kilkanaście sekund. Nie trzeba być pierwszym, trzeba tylko dotrzeć do mety i każdy może poczuć się tak samo!
Ostatnie 200m okiem finiszera: https://www.youtube.com/watch?v=QNiIMZ9FohM :)
Ba, jeśli ktoś nie czuł się na siłach, aby zmierzyć się z dystansem 21km i 97m, mógł wystartować na totalnym luzie w biegu na 5km i tak samo finiszować na Tauron Arenie. Według mnie, organizacja tego krótszego biegu towarzyszącego to był kolejny strzał w "10". Poza tym, na tym dystansie rywalizował sam Yared Shegumo :)
Kolejną rzeczą, jaka mi się podobała była trasa. Nietrzymająca się kurczowo ścisłego centrum, biegła od ulicy Lema przy wspomnianej Tauron Arenie, przez jedną z głównych arterii prowadzących z Czyżyn (wschodniej dzielnicy Krakowa) do centrum, odbiegając wcześniej na bulwary wiślane, potem Aleje 3 Wieszczów, Błonia, Rynek, by wrócić u stóp wzgórza wawelskiego z powrotem na bulwary i poprowadzić biegaczy ponownie w stronę Czyżyn i mety na Tauron Arenie. Tak, rynek był tym razem jednym z punktów przelotowych, a nie rejonem działań startowo-finiszowych. I wilk syty i owca cała. Biegacze mieli okazję odwiedzić płytę Rynku Głównego, ale nie musieli na niej cisnąć się w tłoku i marznąć w szatniach, czy po skończeniu biegu podczas posiłku regeneracyjnego (w przypadku Cracovia Maraton). Tauron Arena spełniła to zadanie o wiele lepiej!
Zatem naprawdę świetna trasa. Mimo kilku mało przyjemnych podbiegów, szybka i ciekawa. Były bulwary, był rynek krakowski, był Wawel, czyli to, co powinno się znaleźć na trasie w tak historycznym mieście, jak Kraków. Rozciągnięcie jednak trasy poza centrum dało temu biegowi jakąś taką swobodę i urozmaicenie. Nie miało się wrażenia kiszenia się w promieniu kilku kilometrów w centrum miasta.
Wart wspomnienia jest też start biegu. Szeroka ulica Lema pozwoliła kolumnie kilku tysięcy biegaczy swobodnie ułożyć się w szyku, bez zbędnych przepychanek, rozpychania łokciami i kopania po kostkach. Świetny komentarz spikera i doping kibiców oraz niedające się nie zauważyć jęzory ognia z 2 wyrzutni po obu stronach barierek stworzyły prawdziwy kocioł pozytywnej oprawy w strefie startu. Zazwyczaj na samym początku jestem spięty, skupiony, lecę i coś popawiam w ułożeniu garderoby, czy akcesoriów, mina poważna. Dopiero kilka minut później pojawia się większy luz i interakcja z otoczeniem. Tutaj było inaczej. Micha cieszyła mi się od samego początku. Czułem to święto biegania i wyjątkową atmosferę od momentu pojawienia się na linii startu :)
Dopisała też pogoda. Było około 10 stopni, pochmurno i sucho. Po raz pierwszy w takich warunkach zdecydowałem się biec na krótko i był to idealny wybór. Koszulka termoaktywna byłaby już przesadą, choć to oczywiście zależy od danej osoby. Byli też "polarnicy" opatuleni pod szyję i nie sądzę, żeby im się coś stało z przegrzania :)
Doping - coś pięknego :) Nieprzebrane szpalery kibiców na niemal całej długości trasy - aktywnych, klaszczących i dopingujących głośno ludzi, którzy miejscami dodawali mi jakieś 20 sekund do tempa na kilometr :) To nie przesada, po minięciu kilku takich gęstszych punktów z kibicami, musiałem dosłownie hamować po spojrzeniu na tempo na zegarku :)
Jednym słowem, bieg - marzenie! Jeśli krakowski ZIS będzie nadal rozwijał ten bieg w taki sposób, w jaki zrobił to z zaledwie edycji na edycję, to jak już niektórzy wróżą, w przyszłym roku na starcie może stanąć nawet 10 tysięcy zawodników. Byłby to progres podobny (a nawet większy) do tego, jaki miał miejsce teraz - z prawie 4 tysięcy biegaczy w 2014 do prawie 6 tys. w tym roku. Niezależnie jednak ile ludzi nie stanęłoby na starcie za 12 miesięcy, będę tam z nimi, jeśli zdrowie dopisze, bo to idealna impreza na zakończenie sezonu - mówiłem to rok temu, mówię ze zdwojonym przekonaniem i teraz :)
Żeby nie było, że zostałem zatrudniony przez organizatora do napisania peanów na cześć biegu, kilka słów in minus :)
Trasa była super - tak napisałem i tak uważam. Było jednak kilka momentów, które spowodowały, że nie była super hiper ;) W niektórych jej punktach było po prostu za ciasno. Pierwszy taki moment nastąpił w okolicach Ronda Grzegórzeckiego. Trzeba było hamować na jednym z lewych zakrętów, bo korytarz po prostu się przytkał. Jeszcze bardziej to odczułem na zbiegu na bulwary przy kładce Bernatka, gdy po nawrotce w prawo i rozpoczęciu zbiegu, nadziałem się na ścianę biegaczy niechcących akurat wykorzystać rampy i przyspieszyć. Może to było głupie, ale wskoczyłem na murek o szerokości może 40 cm i biegłem te 100 metrów po nim. Jeden nieuważny krok i byłbym jakieś 2 metry niżej, po niewłaściwej stronie trasy, na trawie, ze skręconą kostką. Udało się na szczęście zbiec bez szwanku, ale na wypłaszczeniu na dole czekała mnie kolejna niespodzianka. Nawrotka w lewo, na pełnym rozpędzie, ciasno, ludzie cięli po trawie i było ślisko. Bardzo niefajny moment, który na pewno można poprawić w przyszłym roku. A propos tamtego miejsca na trasie. Tuż za nawrotką znajdował się punkt odżywiania (lub nawadniania - nie pamiętam dokładnie). Zatem do tego, co napisałem wyżej, doszło jeszcze zamieszanie przy wydawaniu kubeczków z wodą. Chcąc się napić, można było się "zabić", lawirując po skrawku wąskiego asfaltu między ludźmi.
Ostatnie (naprawdę ;) ), do czego mógłbym się przyczepić, to oznakowanie i informowanie. Jechałem na bieg tramwajem. Kilku uczestników, jak zauważyłem, kasowało bilety. Nie wiedzieli zapewne, że mają darmowy przejazd. Informacja ta była dość dobrze ukryta gdzieś w gąszczu przewodników i informatorów wydanych z okazji biegu. To taka dygresja. W kwestii komunikacji miejskiej główny mój zarzut to brak jakichkolwiek dokładnych komunikatów o rozkładach jazdy. Tramwaj, którym jechałem, miał zmienioną trasę. Niestety tablice elektroniczne na przystankach pokazywały standardową trasę. Ba, nawet rozkład na stronie MPK to pokazywał! Dobrze, że prowadzący pojazdy informowali na ostatnich przystankach standardowej trasy, tuż przed zmianą kierunku, że tramwaj/autobus jedzie gdzie indziej. Co prawda były komunikaty na stronie MPK, ale mijały się one dość znacznie z prawdą. Przez to stałem z kilkudziesięcioma innymi osobami na przystanku Dąbie, czekając bez sensu na tramwaj w stronę Areny. Według MPK, trasa miała być czynna do około 10.30. Ja, stojąc od 10, stwierdziłem jakieś 15 minut później, że idę pieszo. Mam nogi, nie ma problemu. Szkoda tylko, że później wszystko robiłem na "styk", żeby zdążyć na start. Najbardziej przykro zrobiło mi się, gdy mijałem starszego pana idącego z przystanku przy Plazie, patrzącego na zegarek, zdezorientowanego i idącego w stronę ostatniej działającej pętli tramwajowej na Dąbiu. Chwilę później jeden ze stewardów (chwała temu chłopakowi za dobre serce) prowadził pod rękę starszą panią w stronę tej samej pętli. Szli chyba z prędkością 1 km/h. Wyobrażam sobie jakim wysiłkiem musiał być ten przymusowy 500-metrowy spacer dla tej pani.. Doprawdy nie wiem po co było zamykać trasę tramwajową na godzinę przed startem.. Aha, autobusu zastępczego nawet pół nie uświadczyłem, mimo zapewnień MPK w stosownym komunikacie. Duży minus za dezinformację.
Poprawiłbym jeszcze oznakowanie na Arenie. Nie byłem jedynym zagubionym w poszukiwaniu depozytu. Zero tabliczek od strony wejścia od ulicy Lema. Trafiłem na małą halę, ale na poziomie zero. Dzięki pani sprzedającej fast foody, dowiedziałem się, że trzeba zejść ślimakiem w dół. Dopiero od strony parku lotników zauważyłem znaki kierujące do depozytu. Poprawcie to, proszę :)
Mimo tych kilku negatywów, bieg był świetnie zorganizowany i ma ogromny potencjał. Błędy można poprawić i sprawić, że kolejna edycja złamie magiczną granicę frekwencji, ale i podniesie poziom komfortu startujących do jeszcze wyższego pułapu. Mam nadzieję, że tak będzie i już nie mogę się doczekać 3. PZU Cracovia Półmaratonu Królewskiego! :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |