2015-06-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Parszywa 12 (czytano: 1023 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.lilka.pl
W końcu nadeszły kolejne zawody - Cross Zielonogórski Parszywa 12.
Obudziłem się najpierw o 5 - poszedłem sikać, a później o 7 - już wstałem i zacząłem przygotowania. Wypiłem trochę wody z miodem, kilka małych gryzów banana i to wszystko. Miałem wielki stres - co chwilę chodziłem do kibla. Wszystko to dobrze wróżyło. Brzuch pusty, to lekkość.
Na miejsce biegu dotarłem 9:44. Od razu na kilometrową rozgrzewkę, 3 przebieżki i na start. 7 min. czekania i ruszyli. Stałem w drugiej linii, a na początku zaczęło mnie wyprzedzać sporo osób. Patrzę na zegarek - tempo 4:00/km. Niech wyprzedzają, później ja ich wyprzedzę. Nauczyłem się już dawno temu, że na początku można spalić bieg. Lepiej biec swoim tempem. Tego się trzymałem, co chwilę spoglądając na zegarek, ale i na odczucia. Wszystko idzie idealnie. Oczywiście wyprzedzanie zaczęło się szybko, bo już po pierwszym czy drugim kilometrze.
Aha, na rozgrzewce chwytała mnie kolka, ale powiedziałem sobie, że dobrze, że teraz, po przebieżkach zejdzie. No i tak się stało. W trakcie biegu nic nie boli, wszystko idzie zgodnie z planem, czyli dobrze.
Gdzieś chyba przed 5. kilometrem jest spory, stromy podbieg. Nieco zwalniałem, ale nie za bardzo, bo wiedziałem, że zaraz będzie sporo w dół i będę mógł odpocząć. Nogi dobrze niosły, czułem się dobrze, więc jest git. W pewnej chwili, chyba koło 7. czy 8.km. przy lekkim zbiegu patrzę na zegarek, a tam tempo 3:30. Byłem zaskoczony, że tak lekko mi się biegnie i takie tempo mam. Na płaskim 3:40-50. Jest moc. Później zaczęły się już podbiegi i już takiego tempa nie byłem w stanie zrobić, ale w miarę się trzymałem.
Gdzieś tam jeszcze po drodze, nie pamiętam w którym momencie, rzygać mi się zachciało. Nie, że byłem blisko, ale już czułem wielkie zmęczenie tymi podbiegami.
Zostały 2km. do końca. Tych podbiegów coraz więcej i coraz dłuższe się robią. Na płaskim dawałem radę, ale podbiegi to już było za dużo dla mnie.
A tu ten ostatni na sam koniec. Najdłuższy i najgorszy. Wyprzedziło mnie czterech typów tam. Końcówka po płaskim, nieco ją przyspieszyłem.
Czas na mecie wg zegarka 51:28. Oficjalnie 51:38. Zastanawiałem się gdzie te 10 sekund się ukryło. A to przecież na trasie się zatrzymałem, bo but mi się rozwiązał.
Jestem bardzo zadowolony. W końcu wszystko mi przypasowało. Kolka mnie opuściła, flegma też, pogoda sprzyjała, forma była. Tylko podbiegów nie ćwiczyłem prawie i tego zabrakło, ale ogólnie elegancko.
Fajny bieg, z ciężką końcówką.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |