Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [41]  PRZYJAC. [73]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Fix-u
Pamiętnik internetowy
Zabawa trwa!

Rafał Kołodzik
Urodzony: 1986-01-07
Miejsce zamieszkania: Luzino
289 / 289


2014-04-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Orlen Warsaw Marathon part 2 (czytano: 1343 razy)

 

Do Warszawy zdecydowałem się pojechać za pośrednictwem blablacar.pl co było strzałem w 10. Podróż minęła bardzo szybko i w miłej atmosferze, a co najważniejsze nie czułem się zmęczony. W stolicy czekał już na mnie Bzium i razem podjechaliśmy do biura zawodów. Miasteczko biegacza wywarło na mnie ogromnie pozytywne wrażenie. Biuro zawodów również pracowało bez zarzutu. Numerek startowy otrzymałem może po 3-5minutach. Rewelacja. Później pasta party na stadionie narodowym, który szczerze mówiąc jak dla mnie szału nie robi. A może miałem zbyt wysokie wymagania?
Wieczorkiem jeszcze krótki rozruch… ze 3km + 6x100m luźnych przyspieszeń, piwko i do wyrka.
Noc przespałem bez żadnych stresów i wielkiego rozmyślania, ciśnienia co jutro będzie. Wychodziłem z założenia, że już nic nie poprawię.
Autko udało nam się zostawić pod samym stadionem:-) Dopiero w tamtym momencie poczułem, że na biegu ma być ponad 20tys ludzi. Na szczęście miejsca na rozgrzewkę było dosyć, a strefy startowe widoczne z daleka, także wszystko bez zbędnego stresu.
Na ok. 15-20 minut przed startem postanowiłem zjeść pierwszego żela z firmy enervit (przez zimę przetestowałem kilka żeli: isostar, enduro, vitargo i enervit i tylko po enervicie faktycznie poczułem, że na mnie zadziałał, ale to tylko moja ocena).
W strefie startowej <3.00 lekki tłok, ale jakoś udało mi się znaleźć znajomych, z którymi miałem biec razem od startu.

START

Ruszyliśmy w czwórkę spokojnie nie patrząc na tłum…1km trochę wolno, bo 4.06, a mieliśmy biec po 4.00/km. Po kolejnych 500m widzę 2.03 i postanawiam ruszyć nieco mocniej. 2km 8.06 i doszedłem sporą grupkę biegaczy może z 10-15 osób. Postanowiłem się z nimi zabrać. Na 4km spotykam Darka, który czekał na mnie na rowerze, dzięki czemu mam sporo filmików i zdjęć z trasy maratonu. Grupa trzyma się razem. Ciągle dajemy sobie zmiany dzięki czemu łatwiej się biegło pod dosyć uprzykrzający życie wiatr.

0-5km 19:48 (msc 103)

Na 5km mam 12 sekund zapasu, ale biegnie mi się co najmniej średnio. Nie czuję luzu jaki podobno miał być na pierwszych 10-15km. Po 5km tempo wzrosło do 3:48-52. Było mi ciężko utrzymać się w grupie, co mnie bardzo irytowało, bo to dopiero początek biegu. Na 9km minęliśmy długi i mocny podbieg, na którym złapaliśmy chyba 4.05 albo 4.08, w każdym bądź razie już kilka osób odpadło na tym podbiegu.

5-10km 19:36 (10km 39:24, msc. 98 )

Grupa ciągle trzyma 3.50-55 w zależności od profilu trasy. Na jednym ze zbiegów złapałem 3.45 i trochę się zacząłem bać, że umrę i z planu nici… rozważałem opcję żeby zostawić grupkę i trzymać po 4.00 samemu, ale Darek mówił mi, że samemu stracę więcej sił piłując pod wiatr po 4.00 niż z grupą po 3.50…zaryzykowałem. O dziwo zaczynałem czuć się komfortowo… nareszcie!!!

10-15km 19:25 (15km – 58:49, msc. 100)

Biegnie mi się luźno. Coraz częściej daję zmiany w grupie. Czuję, że jest dobrze i powoli układam sobie w głowie, że jak wytrzymam to jest szansa na 2:46-47! Strasznie się cieszyłem, że biegłem w grupie, bo jak tylko wychodziłem na czoło to mocno odczuwało się wmordewind.

15-20km 19:21 (20km 1:18:11, druga dycha w 38:46, msc. 84)

Połówkę minęliśmy w sporej grupce po 1:22:16. Czułem się coraz lepiej. Zjadłem kolejnego żela i zacząłem po cichu wierzyć w połamanie nawet 2.46. W głowie ciągle liczyłem pozostający dystans do mety i mnożyłem razy 4 i wynik robił się coraz ciekawszy. Biegło mi się komfortowo i po połówce szarpnąłem nieco mocniej. Warunki do biegania idealne: w miarę płasko i w końcu wiatr w plecy.

20-25km 19:08 (25km 1:37:20, msc. 90)

Z całej grupki zostało nas dwóch. Czuję moc i nadaje tempo. Korci mnie żeby mocniej pociągnąć, ale kolega radzi żebyśmy poczekali do 32km i wtedy przyłożyli ile się da. Biegniemy drogą rowerową. Super atmosfera, niesamowita kapela na chyba 27km, która dała nam niesamowitego kopa… no i płasko jak na stole. Dodatkowo wyprzedzamy coraz więcej biegaczy… jest siła.

25-30km 19:07 (30km 1:56:27, trzecia dycha w 38:15, msc. 75)

Powoli zaczynam czuć trudy biegu. Zwłaszcza, że na ok. 32km był krótki, ale dający się odczuć podbieg, na którym zostałem już sam. 32km pobiegłem w 4:00, ale na płaskim trzymam tempo 3.46-48/km. Nie wiem na jaki wynik biegnę. Walczę tylko o to, aby wyprzedzić kolejnych zawodników.

30-35km 19:02 (35km 2:15:29, msc. 67)

Zaczyna boleć coraz mocniej, ale trzymam tempo. Na 35km wcinam ostatniego żela tym razem duży koncentrat ze sporą dawką kofeiny… po kilku minutach czuję niezłego kopa, dodatkowo Darek motywuje, żebym biegł już na maxa, bo teraz już nic mi się nie może stać. Czuję wielką ochotę do walki mimo, że biegnę ze sporym grymasem na twarzy. Do 38km trzymam 3:48-50/km i czuję, że dam radę przyspieszyć w końcówce. Chyba na 38-39km znowu podbieg i czuję, lekki ból w prawej łydce… Mimo to w głowie jedno: Dasz radę. Mocno odczułem ten podbieg i dobrą chwile dochodziłem do siebie, ale czułem, że mogę przyspieszyć…. Niestety, jak tylko próbowałem szarpnąć poniżej 3.45 od razu łapał mnie skurcz. 3.48-52 to był max na jaki mogłem sobie pozwolić.

35-40km 19:14 (40km 2:34:44, czwarta dycha 38:16, msc. 59)

Na 40km jak zobaczyłem na zegarku 2:34:44 to pierwsza myśl 2 x 4 = 8 8 + 1 = 9. Cholera! Jak się zepnę to dam radę złamać 2:44. Bolało już bardzo, ale uparcie próbowałem przyspieszać, niestety łydka odmawiała posłuszeństwa na wyższych prędkościach. Najgorszy był dla mnie moment jak zobaczyłem zegar na mecie… długa niekończąca się prosta i walka o niewyobrażalny jak dla mnie wynik 2:42.xx. Czułem, że mogę spokojnie przyspieszyć, że stać mnie na mocny finisz, ale nie mogłem przez skurcze. Na metę wpadłem z wynikiem 2:43:05 a netto 2:42:59!!! Jedna sekunda a robi wielką różnicę:-D

40-Meta 8:15 (meta 2:42:59 msc. 48)

Druga połówka 1:20:43 czyli 1:33 szybciej od pierwszej;-)

Podczas przygotowań, kiedy przed połówka w Krakowie czułem się mocny cos mi w głowie świtało o 2:45. Ale 2:42 nawet w snach tego nie brałem pod uwagę.


Cały start można skomentować w 3 słowach:
niemożliwe nie istnieje!!!

Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


snipster (2014-04-16,19:23): Gratki!!! Wynik jak i walka Mega :)
benek (2014-04-16,23:26): Jeszcze raz gratki. Bardzo podobnie do mojego debiutu.
Fix-u (2014-04-17,07:11): Teraz czas na Ciebie! Trzymam kciuki i będę śledził bieg.
benek (2014-04-18,02:27): Oby się udało







 Ostatnio zalogowani
Bodzioo
12:58
romelos
12:56
bobparis
12:49
orfeusz1
12:34
karollo
12:29
anielskooki
12:22
zbig
12:21
kos 88
12:15
cumaso
12:12
inka
12:06

11:53
Admin
11:53
jaro13G
11:41
StaryCop
11:21
Leno
11:15
przystan
11:12
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |