2014-03-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Krótka relacja z Maratonu Warszawskiego 2013, mojego debiutu (czytano: 1437 razy)
MARATON SOPLICY
czyli nie tyle ostatni zajazd na Litwie,
co PIERWSZY RAZ 42 kilometry Pana Tadeusza
W Soplicowie dziś pustki. Rozrzucone leżą
Na miedzy zgniła gryka i wpół zeschły świerzop,
Porządku tutaj za grosz i ładu ni krztyny,
O cymbał tkwi oparta pała z dzięcieliny,
Wilcy wyją w obejściu, nie ma ich kto strzelać,
Bo w Warszawie są wszyscy: i państwo, i czeladź;
Nikt na miejscu nie ostał, nie ma rady na to :
Pan Tadeusz dziś biegnie pierwszy swój maraton!
Owoż są wpodle startu. Już biegaczy zlicza
Wojski, gdy raptem wrzasnął … Poznał był panicza.
Ryknął stary jak gdyby miał niedobrze w głowie,
Lecz już idą.
Tadeusz, wszak to on był bowiem
Zjawił się i przyspieszył serc panieńskich bicie,
Bo jakiż odmieniony: odzian należycie
W koszulinę techniczną i w srebrzystych butach
(Właśnie tak jak ubrany winien być debiutant).
Drżenie wzniecił wyglądem u panien połowy:
Na piersiach miast pancerza numer miał startowy;
Coś tam ciągle sznurował, coś poprawiał w getrach.
Asesor rzekł półgębkiem: – Oj, ma chyba pietra.
Tadeusz do Sędziego: – Stryju, ja się boję –
Sędzia na to: – Nic nie bój. Patrz-że ot, toi-toie!
Idź-że tam, troski z serca się wyrzucić staraj.
Nadeszła Telimena, przebóg! w szarawarach
I w topie jak do biegu, ale to nie dosyć:
Poczęła młodzieńcowi wcierać coś we włosy.
– Cóż czynisz? – sapnął Rejent – tego już za wiele.
– To żel jest. A w bieganiu się używa żele.
– To żel energetyczny? – rzekł Gerwazy – Oby!
– Ja myślę, toż to przecie wyciąg jest z jojoby.
Umilkli, popatrując na one rozgrzewki,
Tadeusz nabrał ducha, stał się bardziej krewki:
– Gdyby deszcz – mówi – trudno; wolo Boża, dziej się!
– Ma być pięknie – rzekł Hrabia – Sprawdzałem na fejsie.
Już zostały sekundy. – Tadziu, tyżeś blady!
Już ostatnie wskazówki padają i rady:
– Przyspieszaj gdzieś na Szucha, a wcześniej na Stegnach!
…Czarny przeszedł zawodnik…: Robak się przeżegnał.
Tu dołożył trzy grosze swoje Podkomorzy,
Utyskując na czasy, że jest coraz gorzej,
Że głupi jest ów jogging, że ma chodzić człowiek!
– Bieganie – rzekł Tadeusz – ono jest … jak zdrowie.
Ile cenić je trzeba … – lecz tu mowę przerwał,
Bo zaczęto odliczać.
Młodzian stanął w nerwach,
Stanął w pąsach i w szranki, i jakoś na duszy
Tak mu rześko się stało …
Mięśnie spiął i ruszył.
I poszli. Ławą, falą … Boże, toż ich tylu!
Na zwyżce stał imć Babiarz i Wanda z Panfilów.
Runęła naprzód ciżba z różnych stron Europy,
Ścisk taki, że nikt nie wie czy to jego stopy,
Czy sąsiada.
Tadeusz w lukę gdzieś się zmieścił,
Włączył zegar. Jest dobrze. Trzymał pięć-czterdzieści.
Po pierwszym kilometrze stało się ciut prostsze
Wszystko, a już na drugim młodzian palmę spostrzegł,
Lecz zaraz sobie wspomniał, że kapitan Ryków
Mówił, że to z pewnością w cześć jest Kenijczyków.
Czemu Rondo de Gaulle’a? - krąży myśl uparta.
Kto de Gaulle był? Cóż, Francuz … Żołnierz Bonaparta?,
Nie czas myśleć.
Na trzecim począł się zachwycać
Nasz Soplica Stolicą i strefą kibica,
Bo też i warszawiacy czym zachwycić mieli
Wylegli w piękne miasto swe owej niedzieli
I tak dopingowali, że biegaczom skrzydła
Rosły w oczach u ramion. W słoik po powidłach
Wkładali monet garście i wzdłuż Wilanowa
Brzęczeli jako pszczoły…
Ale to połowa
Biegu druga,
a wcześniej było Stare Miasto,
Gdzie młodzian się nadobnym przyglądał niewiastom,
(Tempa przy tym nie zwalniał!), była Wisłostrada
I Tunel w którym echo biegaczy gromada
Sprawdzała jak rozbrzmiewa.
Tuż zaś przed tunelem
Stała Zosia, Tadeusz wpatrzył się jak cielę,
Zagapił się i z tego mógł być i wypadek,
Na szczęście Jankiel krzyknął: – Dasz, dasz radę, Tadek!
I tak młodzian otrzeźwiał, Zosia zaś jak tęcza
Stała dalej. Więc Wojski chwycił róg (natenczas!)
I zagrał, że biegaczom aże poszło w pięty
(A róg miał cętkowany i do tego kręty).
Potem były Łazienki i mały niewypał,
Bo się oto Tadkowi GPS wysypał,
Więc nie znał chwilowego, ni średniego tempa
Dobrze, że znał Stolicę: tam jest Saska Kępa,
W drugą stronę Ochota. Nabrał - fakt ! - ochoty
By biec długo tak jeszcze.
Długo także o tym
Można by opowiadać, przeżyć choć samemu
Jeszcze lepiej.
Chcesz? Spróbuj! Nie ma wszak problemu:
Musisz tylko mieć buty i już możesz biegać.
A przyjemność jest z tego - jak to mówią - mega!
Potem biegnij maraton, gdy już będziesz gotów.
A Tadeusz tymczasem dotarł na Mokotów,
Rozglądając się wokół. Patrzył tak od rana,
Bo nie wiedział gdzie jest ta osławiona ściana
(Ta ściana co się zjawia jako palec Boży).
Gdzież dziś ją postawili organizatorzy?
Może o tym dziś, wczoraj mówili przez radio?
Szukał przeto tej ściany, aż zobaczył Stadion.
I tak to nim się spostrzegł, nim poprawił getry
Przebiegł owe czterdzieści i dwa kilometry.
Wpadł na płytę Stadionu (finisz biegł jak łosie):
Trzy i pięćdziesiąt siedem i czterdzieści osiem!
Na mecie stała Zosia z taką zaś tablicą:
„Run, Tadek!”, a pod spodem: „Run, run, run, Soplico!”
Więc gdy trochę ochłonął, odszedł od biegaczy
I pytał pannę Zosię cóż też „run” to znaczy.
A ona zapłoniona odrzekła w te słowa:
– Och, Tadziu, RAN ja Twoich niegodnam całować.
I tak się narodowa epopeja kończy:
Wczoraj - zwykły Tadeusz, dzisiaj - Maratończyk!
-----------------------------------------------------------
No i tak mniej więcej wyglądał mój debiut na królewskim dystansie.
35.PZU Maraton Warszawski, 29 września 2013 roku. Ukończyłem go z czasem netto 3:57:48
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu andbo (2014-03-03,08:34): pogratulował i wyniku i weny twórczej!
|