2014-02-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| W Gdyni na urodzinach... :) (czytano: 851 razy)
Dzisiaj wykonałem pierwszy trening wiosenno-letniego, półrocznego planu do czerwcowego półmaratonu w Unisławiu. Tym samym zakończyłem zimowy okres treningowo-wypoczynkowy. Okres ten zaczął się dwutygodniowym wypoczynkiem zaraz po grudniowej połówce Świętych Mikołajów. Jesień była dla mnie bardzo wyczerpująca, więc równie tęsknie wyglądałem wypoczynku, jak również debiutanckiego udziału w półmaratonie. Wysiłek i poświęcenie w treningach przyniosły finalnie wspaniały owoc w postaci 2h 06 min na 21,1 km :) Tym bardziej miło się wypoczywało.
Kolejnym etapem był 6-cio tygodniowy trening siły biegowej. Wszystko udało mi się tak wpasować, że w międzyczasie pobiegłem symboliczne 5,5 km dla Wielkiej Orkiestry Świętej Pomocy w Warszawie oraz 6 km po lesie w ramach Top Cross Torunia. Plan ten zakończyłem tydzień przed Urodzinowym Biegiem w Gdyni, zdążyłem więc odpocząć. Zaś w Gdyni był już Power :)
Bieg Urodzinowy z 8 lutego był drugim moim oficjalnym występem na dystansie 10 km z atestowaną trasą. Pierwszą „dychę” zrobiłem w Grudziądzu we wrześniu ubiegłego roku w czasie 56:25 netto. W Gdyni cel w sumie nie był określony. Cel – złamanie 50 min na 10 km założyłem sobie na Maniacką w marcu. W Gdyni chciałem sprawdzić skuteczność zimowej orki w mrozie i śniegu. Chciałem sprawdzić swoją dyspozycję i mijając linię mety wprost zdębiałem. Wynik brutto na zegarze wskazywał 53 minuty!!!
Startowałem do biegu ze strefy zielonej dla czasów 50-55 min, czyli mniej więcej w środku stawki. Na całej trasie w sumie był tłok, gdyż ponad 4000 biegaczy musi się gdzieś zmieścić. Pogłoski niosą, że udział wzięło również mnóstwo biegaczy nie zapisanych na bieg, aż ze wszystkiego zabrakło medali. Oprócz ciasnoty udręką było też to, że mimo wszystko wielu biegaczy startowało z nie swoich stref lub też podało błędne czasy, by startować z lepszych linii. Ciężko mi zrozumieć takie postępowanie, gdyż jakoś nie potrafię pojąć, dlaczego ktoś próbuje oszukać samego siebie? Przecież to, z jakiej strefy wystartuje nie sprawi, że przebiegnie dystans szybciej. Może dla początkującego biegacza jest to dla mnie dziwne, mam w każdym razie przeczucie, że trzeba się z takim zachowaniem pogodzić. Zakończmy jednak ten wątek.
Może na skutek zimowego treningu siły, może naładowany energią po salwie z ORP Błyskawica, pognałem do biegu jak szalony. Pogoda była wspaniała, słoneczko, delikatny wiatr, kilka stopni ciepła. Sprawdzam stoper po 1 km – tempo 5:13 – bomba! Nic nie czuję, kolki brak, nóżki rześkie, no to włączam kierunkowskaz i wyprzedzamy! Na trzecim kilometrze podłączam się do kolegi z Klubu Maniac z Poznania (pozdrawiam!) Biegniemy bardzo zbliżonym tempem 5:10-5:15 gdzieś do 6 kilometra. Tam wyprzedzając grupkę maruderów tracę kontakt z kolegą i dalej gnam już sam. 8 kilometr – sprawdzam czas: nie ma jeszcze 42 minut! Kolki brak, nóżki rześkie, oddech równy – no to na gaz. Miałem już wtedy tempo na poziomie 5 minut /km a udało mi się jeszcze przyspieszyć. Nigdy dotąd nie wykonałem takiej roboty. Ostatnie 2 kilometry przebiegłem na poziomie 4:45! Niesamowite uczucie. Fascynujące! Dla mnie było to coś nowego. Po pierwsze nie zabrakło tchu na finiszu jak w Pigży na Biegu Niepodległości. Po drugie, startując z numerem 3085 według podanego na zapisach czasu, poprawiłem się o niemal 1200 pozycji, kończąc bieg na miejscu 1850 na 4200 startujących. Po trzecie – cały bieg wyprzedzałem. Wyprzedzałem z lewa i z prawa i środkiem i po chodniku i przez kałuże i tylko bałem się, że za chwilkę nogi staną się jak z waty i ….
Nie stały się. Przebiegłem linię mety w czasie 50:56 minuty netto. Poprawiłem życiówkę o 5:30. Pięć i pół minuty!!!! Jestem niesamowicie zadowolony i bardzo szczęśliwy. Na Maniackiej chcę złamać 50 minut. Uszczknąć z takiego wyniku jeszcze 57 sekund będzie cholernie trudne. Mam miesiąc czasu. Zes…m się, a musi się udać :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |