Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna
53 / 92


2013-08-07

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Uważaj czego sobie życzysz (czytano: 1541 razy)

 

03.08.2013 w Szklarskiej Porębie budzę się z bólem głowy.
Akurat dzisiaj nie ma to dla mnie jednak żadnego znaczenia
wiem że podczas długiego i ciężkiego biegu
ból głowy i tak zawsze ustępuje miejsca zmęczeniu
i wszelkim innym dolegliwościom związanym z wysiłkiem.
Udaję się więc bez marudzenia na śniadanie
po którym wraz z Moją Szybszą Nie Tylko Biegową Połową
przygotowujemy się do biegu
Moje myśli zaprząta upał
który na pewno nas nie ominie
Czy aby dzisiejszy dzień jest odpowiedni
na testowanie 0.5 litrowego biodona z wodą
zabieranego na trasę zamiast standardowego dotąd plecaka z Vitargo?
Otwieram drzwi do wyjścia
i od razu uderza mnie fala gorącego powietrza
Jest kilka minut po godzinie ósmej rano
a temperatura powietrza już przekroczyła 30 stopni Celsjusza w cieniu
Jestem spokojna
Wiem że nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach
można przetrwać
zmieniając swą słabość w siłę.
Tego nauczyłam się na początku.

****

Moi rodzice długo starali się o potomka
kolejne dzieci rodziły się jednak i umierały
Najstarszy brat Dawid urodzony w siódmym miesiącu ciąży żył dwa dni
kolejni dwaj bracia urodzeni w 5 i 4 miesiącu urodzili się martwi
moim rodzicom powiedziano że prawdopodobnie nie będą mieć dzieci
z powodu niemożności donoszenia ciąży przez moją mamę.
Oni się jednak nie poddali
wciąż mieli nadzieję że wiara, walka i determinacja
spełnią w końcu ich marzenie.
W 1983 roku papież Jan Paweł II był na pielgrzymce w Polsce
i odwiedził moje rodzinne miasto Częstochowę
moja mama wówczas znów spodziewała się dziecka
a ponieważ straciła już troje swoich dzieci
objęto ją też szczególną opieką lekarską
najlepszego położnika w mieście
uznała jednak że skoro naukowe metody dotąd zawodziły
może należy się pomodlić.
Ciężarna kobieta poszła więc razem z tłumem
witać nadjeżdżającego Ojca Świętego
próbowała przebić się przez masy ludzi by być jak najbliżej
ale nie udało się jej ani dotknąć ręki ani skupić uwagi papieża
Jan Paweł II przejeżdżając obok niej zrobił jednak znak krzyża.
Kolejne miesiące mijały
a ja nadal trwałam
oddalając od siebie ryzyko utraty życia
Z pewnością pomógł
tzw szew McDonalda który założono mojej mamie abym nie urodziła się zbyt wcześnie
jednak w końcu nadszedł dzień aby go zdjąć bym mogła przyjść na świat
Zabieg wykonano 11 października
niestety natychmiast po nim
moja mama dostała krwotoku
zdiagnozowano odklejenie się łożyska
Odtąd czas działał na moją niekorzyść
dusiłam się
Szybkie ściągnięcie lekarza prowadzącego
który wykonywał akurat gdzie indziej operację
i dokonanie cesarskiego cięcia
uratowało mi życie.
Dostałam 8/10 punktów Apgar
byłam żywa zdrowa
i kompletnie nieświadoma tego jakie mam szczęście.
Heroiczna walka opłaciła się
choć szanse na powodzenie były niewielkie.
Przetrwałam by swym życiu pokochać pokonywanie trudności.
Wierząc że nic nie jest przypadkowe
przeszłam jednak długą drogę zanim odpowiedziałam sobie na pytania
kim jestem?
i dokąd zmierzam?
Gdy odkryłam góry
zaczęłam rysować je w swojej głowie
najpierw nieśmiało
niewyraźnie
potem coraz grubszą kreską
zaczęłam marzyć o ich pokonywaniu
o umieraniu na każdym podbiegu
i odradzaniu się gdy tylko jest z górki
zapragnęłam się ścigać tam gdzie trudno jest iść
i dołożyłam sobie do pieca jeszcze chęć bycia w tym dobrą
aż w końcu za nic mając wątpiące spojrzenia
odważyłam się stanąć w szramki z najlepszymi
by zawalczyć o swoje miejsce w szeregu.

***

Świadoma czego się podjęłam
stoję na starcie
gotowa zmierzyć się z własnymi słowami
innymi biegaczami
i górami jakie przede mną wyrastają.
Żar z nieba nie może mi w tym przeszkodzić
a nawet może mi pomóc
doprowadzając innych do stanu zwątpienia
bowiem to w czym czuję się jak ryba w wodzie
to właśnie trudne warunki
Fakt że takie na pewno będą dodaje mi pewności siebie.
Wokół mnie są ludzie z tej samej gliny
Jest Niezmordowany Włóczykij który dzisiejszej nocy 4gwizdkowy hotel zamienił na milion gwiazd na niebie
Jest i moja Szybsza Nie Tylko Biegowa Połowa która z pewnością mi w tym roku ucieknie i tego mu życzę
Są faworyci i Ci na których nikt nie stawia a są naprawdę mocni
Jest Waleczna Pani Adwokat która z pewnością obroni swoich racji w tym biegu
wiem doskonale pamiętam jak wyprzedzała mnie lekko na 30km Maratonu Gór Stołowych
Jest też nasz wspólny znajomy z 5 w Pasterce który pyta mnie właśnie
czy zamierzam się z nią ścigać
Odpowiadam że nieee
lecz w duchu myślę sobie że chciałabym móc ją kiedyś dogonić.
Patrząc w oczy stojących na starcie ludzi można dostrzec festiwal emocji
obaw i oczekiwań które niewypowiedziane wyparowują w przestrzeń
podnosząc jeszcze bardziej ledwie trzymający się w pionie słupek rtęci.
Stłoczeni w bramie startowej
oczekujemy już tylko jednego
- Showtime!
Na dzień dobry czeka mnie ambitne zadanie
plan wbiegnięcia na Szrenicę bez przerw na marsz
i złamanie 1godziny na tym 6km podbiegu.
Wiem że to dla mnie wysokie progi
ale kto nie mierzy wysoko ten wyżyn nie osiąga.
Na szczęście pierwsza połowa drogi idzie mi jak po maśle
Wszak to dopiero początek i biegniemy w cieniu
ale i tak pot z czoła zalewa mi już oczy
Oj będzie ciężko utrzymać się w biegu na sam szczyt.
Na szczęście zaraz za końcem pierwszej części wyciągu na Szrenicę
jest dość długi w miarę płaski odcinek
na którym mogę złapać oddech na dalszą część trasy.
Jednak im dalej tym coraz stromiej się robi
postanawiam oszczędzać siły
na dalszą część drogi
i na mocniejszym podbiegu zaczynam jednak iść
W tym momencie zrównuje się ze mną
Waleczna Pani Adwokat
zamieniamy jedno zdanie
na temat panujących warunków pogodowych
i po chwili widzę już tylko jej oddalające się plecy
Dobra jest:-)
myślę sobie z podziwem
Wciąż trzymam się nieźle lecz ani myślę jej gonić
wprawdzie planowałam tu biec
ale jak to mówią chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach
Pozostaje mi więc walczyć o jak najlepsze tempo jakie jestem w stanie teraz utrzymać
z każdą minutą robi się coraz trudniej i to nie tylko z powodu wysokości
Po wyjściu spomiędzy drzew żegnam się z cieniem raz na zawsze
zaczyna się patelnia która panować będzie aż do samej mety.
Na szczęście przy schronisku Pod Łabskim Szczytem czeka miła niespodzianka
mała kurtyna wodna
Jak to nas cieszy!
- wszyscy biegacze wokół korzystają z przyjemnością
i ja nie jestem tu wyjątkiem.
Ochładzam się i powracam do wspinaczki
Teraz do szczytu pozostał mi jeszcze tylko trudny lecz krótki kamienisty odcinek
czas mam dobry
już wiem że uda mi się zdobyć Szrenicę w mniej niż godzinę.
Tego się trzymam
Na szczycie patrzę na zegarek jest 57 minut
czyli o 6min lepiej niż rok temu
w nogach mam jeszcze spory zapas sił.
Uzupełniam wodę w bidonie i ruszam dalej w drogę.
Teraz czeka mnie stromy zbieg ze Śnieżnych Kotłów
na którym chcę troszkę nadgonić.
Nie przesadzam jednak z tempem
wciąż mam w pamięci
jak zdradliwe potrafią być ruchome wystające kamienie.
Zbocze góry nie dość że jest łyse i strome
to jeszcze widoki przyprawiają o zawrót głowy
staram się więc nie rozglądać na boki
jestem skoncentrowana na doganianiu kolejnych rywalek
choć na tych zawodach stawka jest wyjątkowo silna.
Pomimo tego kilkakrotnie wymieniam się miejscami z reprezentantką Węgier
zadając sobie pytanie czy to mi tak dobrze idzie czy ona ma słabszy dzień?
Poza tym wyjątkiem za mną i przede mną jest kilka Polek
które podobnie jak ja nie należą do reprezentacji
rywalizujemy więc między sobą
przy okazji utrzymując stale wysokie tempo biegu
Z górki upal mniej daje się we znaki
miejscami nawet podwiewa przyjemny letni wiaterek
który daje wytchnienie bombardowanej słońcem skórze.
Przełęcz Karkonoską i drugi punkt odżywczy osiągam po ok. 1:40min
podobnie jak poprzednio nie marnuję na nim czasu
uzupełniam płyny
proszę o polanie głowy zimną wodą
ciasteczko i dalej w drogę
W tym miejscu dogania mnie i wyprzedza mocno opalona konkurentka.
Tej to z pewnością słońce nie przeszkadza
- myślę sobie gdy mnie wyprzedza nie sądząc że jeszcze ją spotkam na trasie.
Po wdrapaniu się na strome zbocze teren się wypłaszcza
odcinek z przełęczy na Śnieżkę i z powrotem jest zdecydowanie
najłatwiejszą częścią trasy i dość szybko się go pokonuje.
Zaczynam się więc zastanawiać kiedy zaczną mnie mijać pierwsi biegacze z czołówki.
Mniej więcej w połowie tego odcinka
widzę pierwszego biegacza z naprzeciwka
Gna z niesamowitą prędkością
jakby to był zwykły maraton
z płaską ścieżką pod stopami zamiast wystających nieregularnie kamieni.
Po bliższym przyjrzeniu się widzę że z pewnością nie jest to Polak
czego nie umniejszając naszej czołówce biegaczy w sumie się spodziewałam.
Dziwi mnie jednak że kolejni wyrastający przede mną jak spod ziemi biegacze
i równie szybko znikający za moimi plecami to też nie są Polacy.
Liczę kolejnych mężczyzn
i odnajduję wśród nich Marcina Świerca jest 9 ty
a więc szanse na medal jeszcze są ale ciężko będzie
życząc mu jak najlepiej w duchu biegnę dalej
doganiam mocno opaloną konkurentkę i wyprzedzam ją
nogi niosą mnie teraz znakomicie lekko w dół w stronę Śnieżki.
Po 2 godzinach biegu mijam się z pierwszą kobietą
od razu rozpoznaję w niej Włoszkę
(później dowiaduję się że to Ivana Iozza która ostatecznie spadła na 8 pozycję)
długowłosa szczupła brunetka gna co sił
na twarzy jej widać grymas wysiłku
usta pokryte są solą
wygląda na bardzo zmęczoną
Widząc jej wysiłek z niepokojem wypatruję
Ani Celińskiej
mając w pamięci jej wyczyn sprzed tygodnia
przeczuwam że pierwszą Polką będzie właśnie ona.
Już po chwili odnajduję ją biegnącą na czwartej pozycji
zdążam krzyknąć tylko coś na kształt
-dawaj Ania! jesteś czwarta!
i znika mi ona równie szybko jak reszta czołówki.
Teraz już mogę skupić całą uwagę na własnym biegu
który równolegle się przecież rozgrywa.
Widzę jak kolejne konkurentki przede mną opadają sił
przyspieszam więc i wyprzedzam je jedna po drugiej
biegnę co sił w nogach pod domek Śląski
jakby to był bieg na Śnieżkę i tam kończyła się droga
Tuż przed punktem odżywczym wymijam się z Waleczną Panią Adwokat
gratuluję jej tempa
i przekazuję informację że jest w okolicach dwudziestki kobiet
ale zaraz zaraz skoro ona jest tak wysoko a ja tracę do niej jakieś 10-15minut
to...........
aż boje się pomyśleć.
Wpadam na punkt
pożeram batonika uzupełniam bidon (tym razem izotonikiem)
i już jestem za nawrotką
za mną dzielnie się trzyma pani opalona.
chwilę ciągnę pierwsza ale gdy zwalniam na górce
ona wyprzedza mnie po raz kolejny
z taką lekkością jakby dopiero co zaczynał się dla niej bieg.
Żeby to jednak nie był mój koniec biegu
pobudzam się w duchu do walki.
Z naprzeciwka mijam kolejne osoby tym razem te biegnące za mną
wśród nich jest Niezmordowany Włóczykij
który w taką pogodę radzi sobie lepiej niż Bear Grylls
pozdrawiamy się i biegnę dalej zastanawiając się
czy czasem nie odezwała się mu kontuzja na którą skarżył się przed biegiem.
W drugą stronę jest mi trochę ciężej
być może dlatego że mój punkt krytyczny zmęczenia
zbiega się punktem kulminacyjnym wędrówki słońca
na dodatek izotonik choć jest mocno rozcieńczony z wodą
tylko wzmaga moje pragnienie.
Do Przełęczy Karkonoskiej mam na szczęście teraz lekko z górki
nie ustaję więc w równym biegu.
Opalona konkurentka znów wyrasta na mojej drodze a ja znów ją wyprzedzam
mając nadzieję że tym razem to już na dobre.
Przed samą przełęczą Karkonoską czeka mnie miła niespodzianka
wiwatujący na mój widok ludzie z Polską flagą:-)
ogarnia mnie wzruszenie
przez chwilę czuję się jak zawodniczka z reprezentacji
dziękuję im z doping i postanawiam nie marudzić za długo na punkcie
Na Przełęczy Karkonoskiej zegarek pokazuje mi 3:40minut
Pamiętając że w tym miejscu rok temu było ok. pół godziny więcej
jednocześnie cieszę się i niepokoję (trasa jest przecież o jakieś 3km skrócona).
Mam świadomość że z pewnością uda mi się poprawić wynik
ale raczej 5 godzin nie złamię.
Od punktu do punktu regularnie biegam bowiem w okolicach godziny
lecz teraz to może być nawet dłużej gdyż czeka mnie solidny podbieg na Śnieżne Kotły
który już w zeszłym roku mimo lepszej pogody wycisnął ze mnie siódme poty.
Przełykam kubek wody, wlewam ją do bidona i już mnie nie ma.
W samo południe przychodzi mi pokonywać najcięższy odcinek trasy
Słońce robi co może by powalić mnie na ziemię lecz ja się nie daję.
Z każdą minutą jednak coraz bardziej zaczyna kręcić mi się w głowie
pochylam się by dobrze widzieć kamienie
bo ścieżka zaczyna już falować mi pod stopami
do tego zaczyna mnie mdlić
Na podejściu pod Śnieżne Kotły ciągnę już nosem po ziemi
Pomimo tak wolnego tempa doganiam jednak zawodniczkę z reprezentacji Republiki Południowej Afryki
która zatacza się i przewraca na kamienie
po chwili wstaje i znów się przewraca.
Mężczyzna przede mnę podbiega do niej próbując nawiązać kontakt i wzywa pomoc
Ja zastanawiam się czy mnie za chwilę nie czeka podobny los.
Zaczynam modlić się już o samo ukończenie biegu
choć jeszcze chwilę wcześniej wyliczałam swój prawdopodobny czas na mecie.
Gdy wdrapuję się na Śnieżne Kotły
pomimo płaskiego odcinka nie jestem w stanie w całości dobiec kilometra do punktu odżywczego
moje ciało wrze
a moje myśli zaprząta zimna woda
Cały basem zimnej wody!
To mnie mobilizuje
w punkcie odżywczym przy Stacji Przekaźnikowej
proszę o zimny prysznic
wolontariusze wylewają na mnie dwie 5l butelki zimnej wody
choć teraz pływam we własnych butach
schłodzenie przynosi natychmiastowy efekt
trzeźwieję
biorę łyk wody na drogę
i wyruszam z górki na pazurki
na ostatnie 4 km trasy.
Choć tempo mam zdecydowanie szybsze niż jeszcze kilka minut temu
okazuje się ono być dobre tylko w mojej głowie
Po niecałym kilometrze
znów wyprzedza mnie finiszująca opalona konkurentka
podrywam się jeszcze za nią w pogoń
ale moje ciało jest jak z waty miękkie i umęczone.
Choć wiem że jej nie dogonię staram się jednak
wycisnąć z siebie jak najwięcej na ostatnich kilometrach
Patrzę na zegarek
przed chwilą wybiła mi 5godzina biegu
realnie oceniając swoje szanse
staram się zmieścić w 5:20
W oddali słyszę już fetę na mecie
i tłum wiwatujący na cześć każdego dobiegającego zawodnika.
Za chwilę będę to ja
jeszcze tylko ten mały podbieg
jeszcze tylko jedna prosta
dzielę sobie dystans na odcinki.
Tuż przed metą dokładnie tak jak w zeszłym roku
kompletnie jestem pozbawiona sił na finisz pod górę.
Słyszę jednak jak komentator wymienia moje nazwisko
ludzie biją brawo
podrywam się więc na ostatnich metrach
by biegiem przekroczyć linię mety
Udało się!
Przetrwałam
ocalałam
i jeszcze wykręciłam czas 5:20:00.
Padam na trawę
ciesząc się że nigdzie już nie muszę biec
Po dłuższej chwili
próbuję wstać lecz kręci mi się w głowie
siadam więc jeszcze na chwilę i obserwuję metę.
Wbiegają na nią kolejne konkurentki
a przy okazji mocne zawodniczki.
Zaczynam dostrzegać jak trudny był to bieg z perspektywy
innych zawodników.
Myśli moje skupiają się wokół Mojej Szybszej Nie Tylko Biegowej Połowy
szukam go błądząc pośród biegaczy i turystów
odnajdujemy się na schodach
jest uśmiechnięty
wykręcił 4:51:14
Zjadamy naleśniki i postanawiamy zjechać na dół wyciągiem
Po drodze podchodzimy jeszcze do wywieszonej listy
z wynikami do czasu 5godzin włącznie
okazuje się że widnieje na niej tylko sześć Polek!
Zaczynam przeczuwać co to może oznaczać
jednak boję się głośno to sobie powiedzieć
Po krótkiej lecz uroczystej dekoracji
do późnych godzin siedzimy pod sceną
i rozmawiamy z Niezmordowanym Włóczykijem
który po biegu wykąpał się w strumyku
i dziś znów śpi pod chmurką
Miejsce startu pustoszeje
Maraton Karkonoski przechodzi do historii
a my siedzimy tak jakby nigdy nic
wspominamy żartujemy opowiadamy
a gdy wieczorem wracam do hotelu
i sprawdzam wyniki
okazuje się że jestem 42 na świecie i 11 w Polsce
w biegu górskim na długim dystansie
i z moim wynikiem do I klasy sportowej w biegach górskich
brakuje mi jakieś 30sekund (liczonych w stracie do najlepszej zawodniczki)
Moje marzenie o rywalizacji z najlepszymi spełniło się
odniosłam sukces
czemu czuję niedosyt?
Po dłuższej chwili zastanowienia
uświadamiam sobie że nie mam żalu do nikogo
nie czuję się rozczarowana
jestem biegaczką choć na pierwszym roku studiów zabrakło mi 100m do zaliczenia testu Coopera
i właśnie te brakujące 100 metrów sprawiło że teraz jestem tu gdzie jestem.
Mam natomiast wielkie szczęście że tych najważniejszych 30 sekund w życiu mi nie zabrakło.
Jestem córką
jestem żoną
jestem mamą.
Tu są ukryte moje talenty
dla Nich to że jestem
zawsze będzie więcej warte niż mistrzostwo świata
i Oni dla mnie też.
Kocham WAS.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


jann (2013-08-08,08:26): Patrycja, świetny start, świetny wynik, świetna relacja. Gratulacje dla Ciebie i Twojej Szybszej Nie Tylko Biegowej Połowy, jesteście wspaniali i niesamowici, pozdrawiam:)
Patriszja11 (2013-08-08,11:14): Dziękuję Janie teraz to ustawiłam sobie wysoko poprzeczkę i trudno mi będzie mi samą siebie dogonić:) Na tym biegu wszystko zagrało trafiłam z formą, a pogoda aż tak bardzo mi nie przeszkadzała jak innym. Do biegania wysokich lotów mam jednak jeszcze daleką drogę i to pod górę. Już w sobotę czeka mnie bieg alpejski na Radziejową. Nie czuję się mocna w tym stylu ale spróbuję nad tym popracować.
Inek (2013-08-08,11:29): GRATULUJĘ!!! I jak tu nie myśleć o spróbowaniu górskich biegów...
Patriszja11 (2013-08-08,20:18): Dziękuję Inku, ja złapałam bakcyla, góry faworyzują siłę, a biegi po płaskim wytrzymałość. Ponieważ zawsze byłam naturalnie silna mi ta zmiana wyszła tylko na dobre, ale wiem że są i tacy, którym na górskich szlakach jest znacznie ciężej. Każdy ma inaczej z pewnością warto spróbować żeby się przekonać jak jest u Ciebie.
Inek (2013-08-08,21:23): No tak Patrycja, mam swoje obawy ale mam też nadzieję, że w przyszłym roku zdołam coś tam wybrać dla siebie, bo większy wysiłek to większa satysfakcja, a i refleksje, jak słyszę, mogą być bardzo ciekawe i wartościowe:)))







 Ostatnio zalogowani
malkon99
13:13
Rychu67
13:07
chris_cros
12:56
orfeusz1
12:55
zecikos
12:51
martinn1980
12:33
LukaszL79
12:08
platat
11:43
romangla
11:42
fit_ania
11:09
Henryk W.
11:07
42.195
10:54
Bartuś
10:38
zbig
10:22
StaryCop
10:05
anielskooki
08:47
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |